Terroryzm

Jan Alcyato

Jan Alcyato

1809-1855, działacz polityczny, publicysta.

Gwałtowne środki, w pewnych przypadkach jedynie skuteczne, mają to do siebie, że ludzie złej wiary robią z nich broń przeciwko wszelkiemu postępowi, wszelkiej zmianie; ludzie zaś żywego charakteru skutecznością ich uniesieni, nie widzą, ażeby ich kiedykolwiek zanadto używać było można. Tak się rzecz ma z terroryzmem.

Jan Alcyato

1809-1855, działacz polityczny, publicysta.

Wyraz ten wszedł do słownika politycznego w nowszych dopiero czasach, podobno od rewolucji francuskiej; ale to, co on oznacza, było od niepamiętnych czasów znane i używane. Terroryzm towarzyszy zawsze epokom przejścia z jednego stanu społeczeństwa do drugiego, z jednej cywilizacji, religii, do drugiej, a często wysileniom narodów odpierających obcy najazd. Wówczas mocna wola, aby górującej myśli stanowczą nadać przewagę, wszystkie siły wytęża, skupia, na obojętnych, wahających się, lękliwych używa postrachu, na otwartych nieprzyjaciół kary. Mówią, że chrześcijanizm zwyciężył łagodnością, słowem pokoju; czynem jest jednak, że był tylko cierpliwym, nawet w męczeństwie, dopóki do pewnej nie doszedł mocy; następnie nawracał terroryzmem, orężem, i uświęcił tych, którzy pod jego znakiem tą bronią zwyciężali. I nie krzywdzi chrześcijanizmu ten terroryzm, który ugruntował jego wielkość i panowanie, ale inkwizycja święta, która była tyranią.

Jest bowiem rzeczywista, niezmierna różnica między terroryzmem a tyranią. Pierwszy cechuje sprężystą działalność, nagłe rozwinięcie pewnej zasady, będącej prawdą, życiem; przestrach nim wzbudzony jest ożywczy, nie upadla, ale podnosi, a jako objawienie się mocy ustalającej swe panowanie, jest tylko czasowym, przechodnim, krótko trwającym. Terroryzm z natury swojej nie może być systemem, nie ma stałych, określonych prawideł, ale je czerpie z ducha epoki lub wielkiej okoliczności narodowej, do której się odnosi.

Przeciwnie tyrania sama z siebie jest systematyczną, jednostajnie okrutną, ciągle się wywierającą. Powstaje zwykle w obronie tego, co jest na śmierć skazane, co zatem staje się tym nikczemniejszym, im upiorniej byt swój przedłuża, bo co raz śmierć napiętnuje tak w moralnym jak fizycznym porządku, wzmagającemu się ulega zepsuciu. Stąd tyrania nie tylko jako walcząca przeciw życiu, które ciągle się objawia, musi być ciągłą, ale nadto coraz ohydniejszą, coraz bardziej upadlającą.

Polska jest dziś ofiarą podwójnej tyranii, naprzód wynikającej z despotyzmu panujących nad nią rządów, z którymi duch jej narodowości w największym zostaje przeciwieństwie; i tej, którą najazd wywiera przeciw ujarzmionym, chwytającym co chwila za oręż dla odzyskania wolności. Można zawsze zostać pastwą tej podwójnej tyranii, zrywać się niedołężnie, aby zaostrzać jej srogość, lub raz wystąpić w całej dzielności ducha publicznego, skupionymi siłami, sprężystym działaniem, mającym w odwodzie terroryzm, zwycięstwo sobie zapewnić? Odpowiedzi na to pytanie kłaść tu nawet nie potrzebujemy. Ale znajdują się przeciwnicy terroryzmu, a tymi są, i bardzo naturalnie, przyjaciele rządów zaborczych lub stronnicy systemów z natury swojej tyranią będących, którzy z niezmierną odrazą powstając na terroryzm, tchną większą zemstą ku swym przeciwnikom politycznym, jak ku nieprzyjaciołom kraju, i którzy w oswobodzonej Polsce, gdyby ta cudem a nie pracą oswobodzoną została, założyliby Syberię, zbudowali Spielberg[i], z dodatkiem świętej inkwizycji. Z tymi rozprawa jest daremną.

Zwracając się teraz do zbyt gorących zwolenników terroryzmu, powiemy im naprzód, że on sam z siebie nie jest wszechmocnym, z słabości nie stwarza mocy. Powołujemy się tu na uwagi na początku naszego artykułu skreślone, z których wynika, że terroryzm właściwy, taki, jak my go przypuszczamy, przywiązany jest do pewnej mocy, która postanawia ostateczny odnieść triumf, bo go odnieść może. Myśl mająca wywołać walkę o niepodległość, sprowadzić zmianę stanu społeczeństwa, lub jak u nas jedno i drugie razem, powinna wpierw poczuć się w sile nim wybuchnie czynem zwycięstwo jej ustalającym. Bez tego warunku, terroryzm jej nie zbawi. Kiedy rewolucja francuska, po zburzeniu dawnego porządku rzeczy, nie miała myśli organizacyjnej, uczuła swą słabość i dla utrzymania się na stanowisku czysto reakcyjnym, terroryzm usystematyzować, trwałym chciała uczynić, czyli zamieniała go w tyranię – rewolucja francuska upadła. Pół wieku od tej chwili upłynęło. Zresztą nasz terroryzm polski z duchem naszego narodu harmonizujący, musi być odmiennym. W przyszłym powstaniu niech go rozumna władza ma w odwodzie, a kiedy wszyscy widzieć będą, że gotową jest go użyć, może najmniej używać go będzie zmuszoną. Zdrada wtedy najbardziej się ośmiela, szerzy, kiedy bezkarnie uchodzi.

 

Jan Alcyato (1809-1855), Działacz polityczny, publicysta. Urodził się 4 stycznia 1809 r. w Warszawie. Studiował na Uniwersytecie Warszawskim, ale jego naukę przerwało powstanie listopadowe, w którym wziął udział jako żołnierz 1 pułku ułanów. Po insurekcji osiadł we Francji, angażując się w działalność polityczną nurtów radykalnych – związał się z karbonariuszami, brał udział w nieudanych próbach wszczynania powstań (wyprawa frankfurcka, 1833; wyprawa sabaudzka, 1834). Przystąpił do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, którego był emisariuszem do kraju. Brał udział w przygotowywaniu powstania na ziemiach polskich w 1846 r. – jako członek Rządu Narodowego – ale wobec aresztowania wielu spiskowców w Wielkopolsce i wkroczenia oddziałów austriackich do Wolnego Miasta Krakowa uznał, że powinno zostać ono odwołane. Takie stanowisko przyniosło kres jego kariery w TDP – z opinią zdrajcy, a w najlepszym razie tchórza, wykluczono go z organizacji. Zmarł 4 czerwca 1855 r. w Paryżu. Napisał m.in. O stanie sprawy demokratycznej w Anglii (1838), Rzecz o rozumie stanu w Polsce (1849) i Kilka słów o wypadkach w roku 1846 (1850).

 

Prezentowany tekst jest przedrukowany z Terroryzm, [w:], J. Alcyato, Kilka słów o wypadkach w roku 1846 z notatkami od roku 1831, Strasburg 1850, s. 97-99, pierwodruk: „Demokrata Polski” z dnia 12 kwietnia 1845.

 

 

[i] Spielberg (Špilberk) – twierdza w Brnie, mieszcząca więzienie, do którego władze austriackie wtrącały m.in. więźniów politycznych.