Sprzysiężenie narodowe

Jan Alcyato

Jan Alcyato

1809-1855, działacz polityczny, publicysta.

Niech ten napis położony na czele naszego artykułu nikogo nie zastrasza. Nie chcemy wprowadzać do piśmiennictwa publicznego przedmiotów, które nietykalną tajemnicy zasłoną pokryte być winny.

Jan Alcyato

1809-1855, działacz polityczny, publicysta.

Nie będzie tu mowy o jakimś powstałym lub powstać mającym tajnym i uorganizowanym związku, ale o tym sprzysiężeniu narodowym, które Polska więcej jak od jednego stulecia zawiązała w obronie swego bytu i swej narodowości, które może sięga czasów Jana Kazimierza[i], ostrzegającego naród o grożącym mu niebezpieczeństwie i składającego w jego ręce swą władzę i zagrożone losy ojczyzny, a może nawet słowo święte tego sprzysiężenia podane było Piastowi przez owych młodzieńców, kiedy wobec waregskiego i germańskiego najazdu powstawało w Słowiańszczyźnie państwo, mające jej przewodniczyć w zawodzie bohaterstwa, oświaty i cywilizacji. Sprzysiężenie to niejeden już krwawy bój stoczyło, miało swych bohaterów, swych męczenników; mnogie pola bitew bielące się tysiącami kości, więzienie aż do podziemnych min Syberii sięgające i wygnanie do wszystkich stron świata rozciągnięte, są jego pomnikami, niespożytą jego chwałą, którą opiewali narodowi wieszcze i zapisali ojczyści dziejopisarze. Polska temu sprzysiężeniu kładzie za kres stanowcze nad nieprzyjaciółmi swymi zwycięstwo, a oni ostateczną Polski zagładę. W tym nie ma tajemnicy dla nikogo, 

Żadnemu narodowi bardziej jak naszemu nie przystoi to szekspirowskie godło: BYĆ ALBO NIE BYĆ. Jesteśmy z najezdnikami ziemi naszej w stanie wojny, nieprzypuszczającej chwilowego nawet rozejmu. I w rzeczy samej, chwilowy od czasu do czasu spostrzegać się dający spokój, jest spokojem pozornym, w ciągu którego nie panuje bezczynność, ale niewidome, że tego użyjemy wyrazu, ścieranie się, przygotowujące jawny, gwałtowny wybuch. Jeżeliby zaś kto nie wychodząc z zaklętego koła dyplomatycznych złudzeń, dziś jeszcze utrzymywał, że nie wypada nam Polakom stawiać ojczystej sprawy tak jawnie na podobnym gruncie, kiedy Mikołaj[ii] prawem wojny i odniesionym nad nami zwycięstwem usiłuje usprawiedliwić przed Europą złamanie swych względem niej zobowiązań, swe okrucieństwa i mordy – temu odpowiadamy: Mikołaj dobitnie w urzędowych notach oświadczył Europie, że innych praw nie zna, o innym postępowaniu względem Polski słyszeć nie chce i ta Europa wasza zamilkła. Wspólnicy Mikołaja, Austria i Prusy, na tejże samej zasadzie opierają swą politykę. Stokroć więc lepiej i dla nas nie taić przed sobą tego stanu wojny, a nie tając raz przecie powiedzieć sobie, że potrzeba zwyciężyć, zwyciężyć koniecznie i nic innego tylko zwyciężyć. Wtedy nie zabraknie nam dosyć mocy ducha, poświęcenia, wytrwałości. Potrafimy znaleźć, wydobyć, stworzyć dosyć sił materialnych dla dopięcia zamierzonego celu; a tak to, co się komuś nieroztropnym wydawać może, będzie najwyższym naszym polskim rozumem.

Powtarzamy przeto: Polska jest w bezustannym, ciągłym sprzysiężeniu, które wywiązało się koniecznie z ciągłej wojny, w jakiej zostaje z swymi ujarzmicielami; przeciwko ich spiskowi tworzy spisek. Od stu lat przeszło ze spisku zrywa się do oręża, i rzucając oręż, znów wraca do spisku.

Tę obłędną kolej raz zamknąć potrzeba. Jakkolwiek bowiem pewien znakomity pisarz tę rzetelną z przeszłych powstań wyprowadził prawdę, że każde z nich coraz było silniejsze, coraz więcej okazywało rozwiniętego życia w narodzie[iii]; niemniej jednak jest prawdą, że taki stan jest pasowaniem się między życiem a śmiercią, niebezpieczeństw i męczarni pełen. Idzie więc dzisiaj o to, żeby sprzysiężenie narodowe poprowadzić tak umiejętnie, aby zamieniając się raz jeszcze w czyn zbrojnego powstania, powstanie to do najwyższej rozwinęło się potęgi, broni haniebnie nie złożyło, zwyciężonym być nie mogło.

Oto jest wielkie zadanie narodowej polityki, godne zastanowienia wszystkich prawych Polaków. Szczegółowe, zupełne jego rozwiązanie powinno bez wątpienia zostać tajemnicą stanu; ale nie wszystko z niego tajone być może. Znajdują się w nim niektóre zasadnicze punkty, wymagające jak najpowszechniejszego uznania, należące zatem do ogólnej całego narodu wiedzy, jednym słowem, są rzeczy, o których jak najprędzej i najpowszechniej narodowi porozumieć się trzeba. Dotykając ich, nie bez pewnego wstrętu, w piśmie naszym, mamy nadzieję, że tą drogą zdołamy ułatwić tak pożądane porozumienie się może tam nawet, gdzie żywe słowo wymówione być nie może. Ten jest cel naszego artykułu, dopełniającego niejako to, co już dawniej w „Demokracie” napomknięte zostało.

Powiedzieliśmy nieco wyżej, że potrzeba sprzysiężenie narodowe poprowadzić umiejętnie… W tych kilku, a nawet jednym wyrazie zamyka się myśl obejmująca w sobie to wszystko, co nam przeszłość jako doświadczenie przekazała i to, co jeszcze naprzód przewidziane i urządzone być może, i na koniec to, co sam bieg wypadków dopiero wskaże, czego zatem żaden najprzenikliwszy umysł odgadnąć nie jest w stanie. Sama bowiem nauka doświadczeniem nabyta nie wystarcza. Niepodobna przypuścić dwóch wielkich wypadków, które by, nie mówimy w ogólnym widoku, ale w szczegółach rozwinięcia się swego zupełnie podobne do siebie były; w których by jedni i ci sami działacze, w tych samych znajdowali się okolicznościach. Takiego zjawiska nie przedstawiają nam dzieje żadnego narodu. Mówimy wszyscy i słusznie, że gdybyśmy w czasie rewolucji 29 listopada tak rozwinięte jak dziś mieli pojęcia, taką znajomość rzeczy, pewnie byłaby się inaczej skończyła. Nic prawdziwszego odnosząc to twierdzenie do samego wypadku; ale czy ludzie rzuceni wówczas na widownię publiczną, dlatego, że dziś poznają swe błędy, nie byliby popełnili innych? Czy odmienny obrót rzeczy nie byłby właśnie wyprowadził na jaw nowych działaczy, może nawet takich, których dotąd nie poznaliśmy i nie poznamy? Nie przyszły okoliczności, a rola, jaką odgrywać mieli, bez odegrania mogła się skończyć. Każdy wielki, zwłaszcza w historycznym ciągu jednego narodu zachodzący wypadek, ma coś w sobie zupełnie nowego, coś sobie tylko właściwego; a stąd i ludzie, którzy w nim narodowi przewodniczyć mają, muszą mieć coś w sobie niezwyczajnego, coś twórczego, aby stanąć na równi z wysokością czasowych potrzeb i odpowiednie do tych potrzeb wynajdywać środki. Nasze też przyszłe powstanie w tym chyba do poprzednich podobne będzie, że je Polacy za Polskę podniosą; ale myśl, pod jaką ma być poczęte, duch, który ma je ożywiać, środki, którymi ma się rozwinąć, jakże powinny być różne! Pytającym się zaś o ludzi, powiemy, cośmy już nieraz powiedzieli, że każda rewolucja pod wielką myślą poczęta, wielkich zawsze wydawała ludzi i nasze przyszłe powstanie mieć ich będzie. Polski geniusz, jak polska skiba dobrze uprawiona i wstrząśnięta, nie będzie bezpłodnym. Niech go tylko myśl ożywcza potrąci i szczęk oręża wywoła. Będziemy mieli biegłych wojowników, co nas na pole zwycięstw poprowadzą; światłych prawodawców, co nam mądre przepiszą ustawy; przezornych ludzi stanu, co nas nauczą sztuki utrwalenia niepodległego bytu i zdobycia ważnego stanowiska w rzędzie mocarstw europejskich ojczyźnie naszej; ale ich imiona przyszłość dopiero odkryje, zapisawszy wpierw na karcie dziejów wielkie czyny, bez których nie ma wielkich imion. Stamtąd może także kto kiedyś wyczerpa i w dokładny system ułoży prawidła umiejętności, która kierowała powstaniem i poprzedzającym je sprzysiężeniem; my teraz dotkniemy tylko niektórych warunków i posad bezpośrednio temu ostatniemu, a pośrednio pierwszemu niezbędnych. Od kierunku bowiem sprzysiężenia zawisł w znacznej części los, jaki ma spotkać powstanie; im tamto głębiej się zapuści we wszystkie żywioły społeczeństwa polskiego, tym to silniejszym będzie, na czym jedno się oprze, na tym drugie rozwinie.

Najpierwszym warunkiem sprzysiężenia narodowego jest skrytość w jego działaniach, czyli zachowanie tajemnicy tak w ogólnym układzie działań, jako też w wyborze środków i działaczy. Bez tego warunku nie ma sprzysiężenia. A jednak sprzysiężenie jest przybytkiem osłaniającym świętości życia narodowego; ono jest nadzieją każdego ujarzmionego narodu niechcącego znosić ciążącej na nim niewoli; ono podwyższa jego siły. Skryte zamachy, dla tej prostej przyczyny, że są trudniejsze do odparcia niż jawne, nadają więcej dzielności narodowi naciśniętemu obcą przemocą. Ich to najeźdźcy naszej ziemi najbardziej się lękają; one to, chociażby nie istniały, zatrważają ich wyobraźnię, jak cień Banka niedozwalający zamknąć powiek Makbetowi[iv]. Sami ich przeciwko nam używając, znają ich skuteczność. Oprócz bowiem jawnych, gwałtownych ciosów, którymi chcą nas przerazić i wszelkiej pozbawić nadziei, nie przestają nurtować nas skrycie we wszystkich kierunkach, wdzierać się do wszystkich tajników narodowych, zapuszczać jad w serca polskie, wykrzywiać pojęcia, fałszować sumienie. Zadają nam truciznę niedającą zobojętnić się czym innym, tylko trucizną. A najlepsza filozofia dla ujarzmionego narodu jest ta, która go uczy sposobów stargania pęt mu narzuconych, niszczenia, pokonywania swych wrogów. Jakkolwiek skrytość w robotach narodowych skazić może niektóre charaktery, jakkolwiek jest bronią obosieczną, nieprzyjaciół i nas samych ranić mogącą, jednak użycie jej konieczność nakazuje, użyteczność zaleca, a świętość celu uszlachetnia. Wszak nie jesteśmy napastnikami, nie najeżdżamy cudzej ziemi, nie grabimy cudzej własności; ale odpieramy napaść, bronimy praw naszych, naszej wolności, ziemi naszej własnej. Chcemy wrócić byt niepodległy ojczyźnie, która przez kilka wieków samodzielnego istnienia tyle przysług oddała światu i wielką sama okryła się chwałą; walczymy z tyranią, która potokami krwi zalała nasze niwy zdzierstwem, mordami i pożogą niszczyła nasze zagrody – ciągle nas uciska. Nad taką walkę nie ma nic świętszego. Mamy przeto prawo do skrytego działania, którego zaprzeczyć nam nie śmią nawet nieprzyjaźni lub obojętni na sprawę naszą cudzoziemcy. Jeden niepospolitego talentu i słynności minister nie wahał się drugiej rządowej osobie powiedzieć, że Polakom nie można zabraniać zmowy przeciwko ich ciemiężycielom, a pewien urzędowy organ niedawno napisał: że Polacy dopóki mieć będą choć kroplę krwi w swych żyłach i choć trochę patriotyzmu w sercu, konspirować nie przestaną.

Skrytości, zachowywaniu tajemnicy w robotach narodowych odpowiada ostrożność – ale nie ta, którą ubarwia się obojętność lub sromotna bojaźń. W dzisiejszym położeniu naszego kraju każdy czyn patriotyczny, niemal każde słowo grozi niebezpieczeństwem; gdyby przeto Polacy ulegli wpływowi bojaźni, musieliby zapomnieć o ojczyźnie lub niedołężnej poddać się rozpaczy. Wtedy Polska, ale wtedy dopiero zginęłaby prawdziwie. Z drugiej strony, nierozważne, nic nieprzewidujące, bez celu rzucanie się, przymnażając niepotrzebnych ofiar na pastwę nieprzyjaciołom, zwiększa tylko trwogę. Otóż między tymi dwoma zboczeniami: lekkomyślnego patriotyzmu i, co nieskończenie gorsza, braku patriotyzmu, leży droga do pożytecznego poświęcenia się dla sprawy narodowej. Wytyka ją zachowawczy rozum polski, a gorące uczucia polskie obszerne naprzód do rozwinięcia sił potrzebnych mając pole, do triumfu pobiec po niej mogą. Bez wątpienia, oswobodzenie Polski bez ofiar obejść się nie może. Męczennikom zatem wstępującym mężnie na rusztowanie nieśmy hołd i błogosławieństwo; zamordowanych w ukryciu podajmy imiona ku czci i pamięci przyszłych pokoleń, noszącym więzy, skruszymy je w godzinę zemsty; ale ofiar jedynie dla przykładu więcej nie potrzeba. Cała ziemia polska jest krwią ich przesiąkła. Wszystkich nieszczęść przewidzieć i uchronić się niepodobna; ostrożnym jednak postępowaniem fatalnemu losowi stawić można tamę. Wszak utajenie własnych zamiarów i środków, a odkrycie zamysłów i knowań naszych ciemiężycieli łatwe być dla nas powinno. Serca nasze bez wymówienia nawet słowa rozumieć się mogą. Łączy nas wspólna miłość ojczyzny, wspólna nienawiść jej wrogów. Mamy w tym względzie pamiętne do naśladowania przykłady. A w którym że to narodzie związek tajny poszczycić się może, iż wystąpiwszy już raz na plac z nabitą bronią, parę lat jeszcze bez skompromitowania się przetrwał i w czasie samego wybuchu, przy samym zajściu słońca, zastał tyrana śpiącego snem spokojnym? Niech nieprzyjaciele nasi wynarodowić i zdemoralizować nas usiłujący, tak we wszelkich zamysłach swoich krzyżowani będą bez poznania sprężyn oporu, i niech w końcu uderzeni zostaną gromem, bez spostrzeżenia chmury wezbranej ognistą materią. Na nieszczęście wiele usiłowań na różnych punktach po 29 listopada przedsiębranych odmienny przedstawiło widok: „Bez przewidzenia, dorywczo prowadzone, tam najczęściej zaczynające się, gdzie by się kończyć powinny, wydały tylko gorzkie owoce – namnożyły ofiar bezużytecznych sprawie, przeraziły i rozpierzchły podnoszącego się ducha. Ale oddając cześć należną upadłemu pod ich ciężarem poświęceniu”[v] – jak to przez naczelną Towarzystwa instytucję ze znajomością rzeczy, na właściwym miejscu powiedziane zostało, nie będziemy więcej krytycznych uwag robili, zresztą rozbiór tego przedmiotu nie może być jawny, a w każdym razie bolesną tylko rozjątrzyłby ranę. Nam przede wszystkim idzie o przyszłość, która, jak się spodziewamy, szczęśliwszą będzie. Dodając przeto na usprawiedliwienie upadłych usiłowań, że one pod gwałtownym ciśnieniem wrzącej z zewnątrz rewolucji podejmowane były; że je początkowała lub na nie wpływała porywczość, przed rozjaśnieniem myśli narodowej, wyrobieniem pewnego systemu, ustaleniem pewnego kierunku, z emigracji wyszła, niekiedy niepospolitym hartem odznaczająca się, ale trudności przyjmowanego posłannictwa sprostać niezdolna; że wreszcie w sprowadzeniu klęsk niemały dział przypada na proste awanturnictwo snujące się po kraju i czasową anarchią emigracyjną upoważnione – spieszymy do wytknięcia niektórych jeszcze posad sprzysiężeniu narodowemu koniecznie potrzebnych.

To punkt najważniejszy. Wszystko bowiem, cośmy dotąd o sprzysiężeniu narodowym mówili, ściągało się do jego przymiotowej, że tak się wyrazimy, strony; tu idzie o rzecz, o grunt, o siłę. Jest to naprzód jego oparcie się na wszystkich żywiołach społeczeństwa polskiego, ujęcie ich w jedną kombinację ruchu. Po rozkładzie jestestwa Polski na warstwy, tak jak się one w różnych epokach historycznego jej życia układały, i jak są dziś ułożone; po zapytaniu dziejów, czym ta Polska powstała, czym wzrosła, co ją do upadku przywiodło; po obejrzeniu środków jej ratunku – uznaliśmy że lud wiejski stanowi najpierwszą, największą kraju naszego potęgę. To więc jest kamień węgielny naszej budowy, to naszych nadziei nadzieja. Po upadku konfederacji barskiej, Polska szlachty niepowrotnie zginęła – a późniejsze powstania dlatego bezsilne i bezowocne były, że nie umiały ująć świeżych żywiołów. Dziś od wprowadzenia ludu do zmowy bardzo wiele, jeżeli nie wszystko, zawisło. Jak zaś go do niej wprowadzić, o tym obszernie na innym mówiliśmy miejscu. Lecz to jest dopiero jeden, najsilniejszy wprawdzie, ale zawsze jeden tylko żywioł, a nie całe społeczeństwo polskie. My zaś żadnemu, w całej mocy tego wyrażenia, wyłącznego w przyszłej Polsce nie myślimy przyznać panowania. Przyszła Polska należy także do szlachty przymierzem równości z nie-szlachtą, prawdziwie w jeden naród złączonej. Toż samo odnosi się do mieszczan. Lud przeto wiejski, szlachta, mieszczaństwo, wchodzić koniecznie powinni do sprzysiężenia, które wtedy dopiero istotnie sprzysiężeniem narodowym będzie – sprzysiężeniem Polski. Żywioły nawet niezupełnie w narodowość polską wcielone do niego należą. Jednym słowem ono na wszystkich oprzeć się powinno. Nie piszemy tego pod wpływem złudzeń. Wiemy, ile przy rozwiązaniu się szlacheckiego stanu było w nim zepsucia; wiemy, ile weń tchnęło demoralizacji obce panowanie; wiemy wreszcie, że na ziemi polskiej między Polakami są i nie-Polacy, powstali nie z samego tylko cudzoziemców napływu, który owiany atmosferą polską w drugim zwykle pokoleniu wciela się w polską narodowość i poświęceniem się zdobywa prawo obywatelstwa; ale i z owych historycznych imion, które z urąganiem się rzucają narodowi w oczy obcy ujarzmiciele. W całości jednak żadnego odcienia w społeczeństwie naszym o zupełne wynarodowienie się oskarżać nie można; każdy z nich, choć w niejednakowym stosunku, miał swych reprezentantów walczących na polu bitew lub składających swe mienie na ołtarzu ojczyzny; a wątłość tych przedsięwzięć, które już to opierając się wyłącznie na stanie szlacheckim, pozbawione były rzetelnej siły, lub tych, które chwytając za sam ognisty żywioł ludu, nie miały materiału na umiejętny kierunek, światła klas ukształconych wymagający – wskazuje konieczną potrzebę takiej kombinacji, która by wszystkim tym warunkom zadość czyniła; ile więc jest w Polsce patriotyzmu, poświęcenia i cnoty, może i powinno bez względu na ród i pochodzenie jedną stanowić potęgę na skruszenie obcego jarzma.

Drugą podstawą sprzysiężenia narodowego jest cała przestrzeń starożytnej Polski. Nie żadna bowiem jej część, ale całość jest ojczyzną naszą. Wprawdzie ogół żywiołów społeczeństwa polskiego i całość kraju są to dwa tylko przedstawienia się jednej myśli, jednej rzeczy, wyrażającej się tym prostym i dla każdego zrozumiałym imieniem – Polska. Lecz nie ma tak prostego pojęcia, którego by sofizm nie skrzywił. Jakoż widzieliśmy Polaków rządzących powstaniem 29 listopada, którzy połowie Polski powstawać zakazywali, i Polaków w emigracji myślących o Polsce, za którą pewnie Chrobry[vi]nie byłby wydobył miecza, która nie mieści w sobie ani mogił Krakusa, Wandy, Kościuszki[vii], ani grobów Jagiełły[viii] i Kiejstuta[ix], której by żaden Bojan[x] jednej nie poświęcił zwrotki, i na której pomysł Europa zimną odpowiedziała ironią. Jak bowiem Polska tylko w całości ziem swoich może znaleźć dostateczne siły do skruszenia obcego jarzma, tak znowu tylko Polska wielka i potężna może mieć świetne posłannictwo w rodzinie ludów europejskich i zyskać powszechne współczucie. Powinszować sobie możemy, że takie pojęcie sprawy narodowej jest już niewzruszenie ugruntowane. Prowincje, które w czasie ostatniej rewolucji wskutek zakazu nie powstały, czują, że ten zakaz zaledwie w części usprawiedliwić je może przed sądem potomności. Wątpimy, aby dziś jeszcze jaki ułamek Polski chciał być jedynie przez drugie oswobodzonym. Nastało nawet między nimi pewne współubieganie się, wyradzające przywiązywanie zbytecznej wagi do środków miejscowymi okolicznościami nastręczanych z pominięciem widoku na ogół sprawy.

To nas sprowadza do powiedzenia kilku słów o potrzebie jedności w działaniach sprzysiężenia narodowego. W tym celu niech będzie jedna niewidoma wola, za pomocą niewidomych sprężyn rozchodzących się we wszystkich kierunkach, całą masą sił i środków narodowych kierująca, wszędzie obecna a nigdzie niedostrzeżona, ognisko wiedzy narodowej, przybytek tajemnic życia narodowego i sposobów pokonania najezdników, czuwająca nad losem sprzysiężenia jak Opatrzność nad światem; przed tą jedynie całą swą wiedzę i sumienie otwierająca, jako od Niej czuciem i rozumem obdarzona, jako Jej ludzkie naśladownictwo w zakresie polskiej narodowości; niech te sprężyny nie będą liczne, ale szeroko na okół parcie wywierające, tęgiego hartu – a jeżeli rozmaitość przeznaczeń wskazuje potrzebę różnego rozgałęzienia się tych sprężyn, niech one będą tylko promieniami zbiegającymi się w toż samo ognisko. Wszystko to może na pozór mistycznym się wydawać, jednak oparte jest na prostym rozsądku, w czystości swojej zapatrującym się na rzeczy i pożyczającym prawideł z mechanizmu świata fizycznego, który przez to, że jest arcydziełem sztuki, najwyższą umiejętnością, to jest największą prostotą nacechowanym, zdaje się być cudem nieskończenie niższemu ludzkiemu rozumowi. Wracając do woli, o której mówimy, jej miejsce tam być powinno, gdzie jest właściwa sfera jej działalności. Wielkość, trudność, niebezpieczeństwo jej powołania, przerażać raczej powinny ogromem odpowiedzialności wyższe talenty, jak być ponętą dla mierności; drobne zaś ambicje, które by szczytności jej posłannictwa ubliżać chciały, byłyby wprost występnymi. Skoro zaś ta wola inną być nie może, jak najwyższym wyrażeniem rozumu narodowego i najczystszym odbiciem jego prawości, służy jej prawo do zaufania i posłuszeństwa ogółu.

Jedność w działaniach zależy od jedności przewodniczącej im myśli. Ta jedność myśli różnorodne żywioły w jedną zlewa masę, sprzeczne interesy do karności układa, rozpierzchające się indywidualne wole ku jednemu celowi wiedzie, jednako nastraja wszystkie pojęcia, wszystkim sercom jednako bić nakazuje, cały naród porusza jak jednego człowieka. Że zaś ta myśl nie może być inną jak narodową, a narodowa jest demokratyczną, to jest już dzisiaj w powszechnym przekonaniu, w powszechnym sumieniu. Nie w jednym artykule, nie w jednym piśmie, nie na jednym polu rozpraw, dowiedzionym to zostało. Zapytywaliśmy się miniętych ojczystych dziejów, obecnych potrzeb kraju, sumienia narodowego i sumienia ludzkości całej – i po tych zapytaniach wiara nasza żywszą się stała, przekonanie nabrało gruntu i mocy – są niewzruszone. Wierzymy, że Polska powstanie o własnych siłach przez lud; a ludem, podług nas, będą wszyscy Polacy, w imię równości narodowość polską bronić i za nią walczyć gotowi. Pragniemy, ażeby braterstwo niegdyś wszystkich mieszkańców Polski wiążące, później na wyłączny przywilej szlacheckiego stanu zamienione, znów na cały ogół narodu rozlane było; ażeby wszystkim jednakie służyły prawa i ażeby włościanie uzyskali własność według wielkiej sprawiedliwości, o którą dobro ojczyzny i głos całej ludzkości woła. Taka Polska nie może być tylko Rzecząpospolitą, rządniejszą od tej, którą zakłócał obcy monarchiczny pierwiastek, szukający w niej przewagi, i którą, gdy celu swego dopiąć nie zdołał, pod obce wtrącił jarzmo. Naszymi nieprzyjaciółmi są wszyscy najeźdźcy, co Polskę rozszarpali. Znamy tylko Polskę – wielką i potężną, taką, jaką była i jest rzeczywiście; takich więc usiłowań, które by całości kraju nie obejmowały, nie znamy i znać nie chcemy. Jeżeli przytaczamy tu te artykuły naszej wiary narodowej, demokratycznej, czynimy to dlatego, żeby całkiem nie pominąć, iż jak jedność w działaniach sprzysiężenia narodowego z jednego wspólnego wychodzących ogniska polega na jedności myśli, która jest narodową, demokratyczną, tak między tym ogniskiem a ogniskiem jawnych wyobrazicieli tej myśli, w emigracji rozjaśnionej i kształconej, ścisły zachodzić musi związek – jako między słowem a czynem. Demokracja polska w emigracji, po upływie lat jedenastu, po zlaniu się w Towarzystwie naszym żywiołów szlachetnie myślących, pojmujących swe powołanie, organicznych, chcących działać, chcących się poświęcić, innej władzy mieć nie będzie nad tę, co dziś istnieje. Byłby to niepojęty anachronizm, parodia tylko. Ta władza może jeszcze wcielić w siebie świeże zdolności, postępem działań tu potrącone lub skądinąd nieszczęściem wyparte, ale tylko w siebie wcielić, pod tą, nie inną formą. I nie jest to dowolne tylko, bezzasadne twierdzenie. Jest to czyn z sumą wypadków emigracyjnych zgodny – istnieje[xi].

Na tym kończymy rzecz naszą o sprzysiężeniu narodowym. Powiedzieliśmy wyżej, robiąc kilka ogólnych uwag nad umiejętnością potrzebną do kierunku przyszłego powstania i poprzedzającego je sprzysiężenia, że do niej oprócz nauki przekazanej przeszłością należy i to, co jeszcze naprzód przewidzianym być może i to, co sam bieg wypadków dopiero wskaże; tu zaś musimy dodać, że pisząc publicznie o tej umiejętności, wyjawić to wszystko, co albo przeszłość przekazała, albo obecne położenie przewidywać dozwala, byłoby zdradą sprawy narodowej.

 

Jan Alcyato (1809-1855), Działacz polityczny, publicysta. Urodził się 4 stycznia 1809 r. w Warszawie. Studiował na Uniwersytecie Warszawskim, ale jego naukę przerwało powstanie listopadowe, w którym wziął udział jako żołnierz 1 pułku ułanów. Po insurekcji osiadł we Francji, angażując się w działalność polityczną nurtów radykalnych – związał się z karbonariuszami, brał udział w nieudanych próbach wszczynania powstań (wyprawa frankfurcka, 1833; wyprawa sabaudzka, 1834). Przystąpił do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, którego był emisariuszem do kraju. Brał udział w przygotowywaniu powstania na ziemiach polskich w 1846 r. – jako członek Rządu Narodowego – ale wobec aresztowania wielu spiskowców w Wielkopolsce i wkroczenia oddziałów austriackich do Wolnego Miasta Krakowa uznał, że powinno zostać ono odwołane. Takie stanowisko przyniosło kres jego kariery w TDP – z opinią zdrajcy, a w najlepszym razie tchórza, wykluczono go z organizacji. Zmarł 4 czerwca 1855 r. w Paryżu. Napisał m.in. O stanie sprawy demokratycznej w Anglii (1838), Rzecz o rozumie stanu w Polsce (1849) i Kilka słów o wypadkach w roku 1846 (1850).

 

Prezentowany tekst jest przedrukowany z: Sprzysiężenie narodowe, [w:] J. Alcyato, Kilka słów o wypadkach w roku 1846 z notatkami od roku 1831, Strasburg 1850, s. 85-95, pierwodruk: „Demokrata Polski” z dnia 25 listopada 1842.

 

[i] Jan II Kazimierz (1609-1672) – król Polski w latach 1648-1668. Na jego panowanie przypadły wojny z Kozakami (powstanie Chmielnickiego), Moskwą i Szwecją (potop szwedzki), w których walczył ze zmiennym szczęściem: udało mu się stłumić powstanie kozackie i po początkowych klęskach odeprzeć najazd szwedzki, ale w starciach z Rosją musiał przystać na niekorzystny dla Polski rozejm w Andruszowie (1667). W 1657 r. utracił kontrolę nad Prusami Książęcymi. W 1668 r. abdykował i wyjechał do Francji, gdzie objął opactwo Saint-Germain-Des-Pres.

[ii] Mikołaj I Romanow (1796-1855) – car rosyjski od 1825 r., w latach 1825-1831 król Polski (Królestwa Kongresowego). Stłumił powstanie dekabrystów (1825) oraz powstanie listopadowe. Po klęsce polskiego powstania zastosował politykę represji, zniósł konstytucję Królestwa Polskiego i wprowadził Statut Organiczny, zamknął uniwersytety w Warszawie i w Wilnie. W 1846 r. wojska rosyjskie uczestniczyły w zwalczaniu powstania krakowskiego, w 1849 r. Mikołaj pomógł cesarzowi Austrii w walkach z powstaniem węgierskim. Umocnił pozycję Rosji na Bałkanach, aczkolwiek w ostatnich latach panowania doznawał niepowodzeń w wojnie krymskiej.

[iii] Mochnacki, Powstanie narodu polskiego 1830-31 [przypis z wydania oryginalnego].

[iv] Banko – jeden z bohaterów szekspirowskiego Makbeta – zamordowany na zlecenie tytułowego bohatera, ukazuje mu się jako duch.

[v] Zdanie sprawy Centralizacji i Tow. Dem. Pol. z roku 1841 [przypis z wydania oryginalnego].

[vi] Bolesław I Chrobry (967-1025) – król Polski (koronowany w 1025 r.) z dynastii Piastów, syn księcia Polski Mieszka I i czeskiej księżniczki Dobrawy. Rządy objął w 992 r. po śmierci ojca. Sprawował je z dużym rozmachem (np. interwencja w Czechach, wyprawa na Kijów), ale niekiedy bez należytej rozwagi (brutalna polityka na zajętych ziemiach). Za jego rządów powstała w państwie polskim organizacja kościelna (metropolia w Gnieźnie i biskupstwa w Krakowie, Kołobrzegu i Wrocławiu), co zawdzięczał zwłaszcza dobrym stosunkom z cesarzem Ottonem III, najważniejszym gościem słynnego zjazdu w Gnieźnie w 1000 r. Z następcą Ottona – Henrykiem II Świętym – prowadził natomiast wojny.

[vii] Tadeusz Kościuszko (1746-1817) – generał armii polskiej i amerykańskiej, uczestnik walk o niepodległość Stanów Zjednoczonych i wojny z Rosją 1792 r., przywódca powstania 1794 r., po jego stłumieniu przez Rosjan więziony w Twierdzy Pietropawłowskiej w Petersburgu, zwolniony w 1796 r., resztę życia spędził na emigracji.

[viii] Władysław II Jagiełło (ok. 1362-1434) – wielki książę litewski, król Polski (od 1386 r.). Przed objęciem tronu polskiego, które nastąpiło po małżeństwie z Jadwigą Andegaweńską, toczył walki z Kiejstutem o prymat na Litwie. Jako król Polski zmagał się z zakonem krzyżackim, zadając mu klęskę w bitwie pod Grunwaldem (1410), nie do końca jednak wykorzystaną.

[ix] Kiejstut Giedyminowicz (ok. 1308/1310-1382) – syn Giedymina, brat Olgierda, książę trocki, wielki książę litewski (1381-1382).

[x] Bojan – legendarny poeta i gęślarz ruski, wspominany w Słowie o wyprawie Igora.

[xi] Zbyteczną zapewne będzie uwaga, że tu jest mowa o tym stanowisku Towarzystwa Demokratycznego i o tych stosunkach jego władzy z krajem, jakie istniały do roku 1846 i zamierzonego podówczas przedsięwzięcia. Później postać wielu rzeczy się zmieniła. Towarzystwo podpadło pod bardzo nieszczęśliwy i mylny kierunek, nieumiejący zarówno rozumieć i cenić przeszłości, jak zastosować się do nowego kraju i emigracji położenia [przypis z wydania oryginalnego].