Rzecz o monarchii i dynastii w Polsce

Janusz Woronicz

Janusz Woronicz

1805-1874, publicysta, propagator idei monarchicznej, działacz emigracyjny.

Wstęp

Potrzeba uznać władzę przed powstaniem. – O monarchii i dynastii. – Władza przede wszystkim cechę trwałości mieć powinna.

Janusz Woronicz

1805-1874, publicysta, propagator idei monarchicznej, działacz emigracyjny.

Każdy dzień zbliża nas koniecznie do upragnionej chwili, w której Naród ze spisku i tajemnej zmowy do jawnego przechodząc powstania, obecny bierny opór przeciw wynarodowieniu zamieni na otwartą walkę o niepodległość.

Gwałtowne systematyczne dążenie trzech mocarstw do spiesznego zagładzenia nie tylko społeczności, ale i polskiego plemienia – tudzież coraz głośniej objawiająca się dążność Polaków do nowego powstania, nie dozwalają w tej mierze wątpliwości.

Uprzednio sobie samym wyjaśnić, ostatecznie oznaczyć wszelkie wewnętrzne i zewnętrzne odrodzenia się naszego warunki, jest zadaniem upływającego zawieszenia broni. – Że o tej potrzebie przed powstaniem 1830 roku przepomniano, obecnie srogo przypłaca Polska.

Często od ostatniego powstania powtarzane zdanie: pierwej być, a potem jak być, wydaje się nam zupełnie nielogicznym.

Potępiamy, zaiste, tych, co nie troszcząc się o środki odzyskania niepodległości, zaczynają od sporów nad sposobem, jakim Polska odzyskanej niepodległości używać powinna – tych, co marząc o wolności, zapominają o powstaniu. Lecz chcieć mocą zdania tego wyklinać jako szkodliwy, wyłączać jako niewczesny, wszelki rozbiór, a tym samym przyjęcie myśli organicznej w odradzającej się Polsce, jest zarówno fałszywym w zasadzie, jak zgubnym w skutku.

Przypuścić, że powstanie nie potrzebuje organicznej myśli, że się dopełnić może samą akcją fizycznej siły, jest to zdać bezwzględnie skutek takowego na los, na fatum. Każde prywatne przedsięwzięcie ulega przecie pewnym organicznym warunkom; jakże dopuścić, że najważniejsza sprawa Narodu bez takowych obejść się może: cóż dopiero, gdy mowa o Narodzie wielkim, rozebranym, rozbitym na tyle części, i o połączeniu tychże w jedno wielkie działanie. Kilkanaście wieków istnienia narodu polskiego, jego chwała, zasługa w Europie, klęski, rozbiory, siedemdziesięcioletnia niewola i tylokrotne powstania, miałyż by to być drobne i nic nieznaczące fakty, bez związku z sobą ani wpływu na przyszłość? Lecz jeżeli rzeczonym wypadkom należną wartość przyznamy, wtedy samą już mocą koniecznego następstwa przyznać także musimy, że odzyskanie niepodległości, pod nieuchronną karą nowego upadku, ulegać musi pewnym organicznym z przeszłości wypływającym warunkom. Naród, który takich warunków, takich faktów żyjących nie umie zrozumieć, uznać i stanowczo się do nich przywiązać, odrzuca samochcąc narzędzia, które mu Opatrzność do polepszenia losu podaje, buntuje się niejako przeciwko przeznaczeniu swojemu. – Rozważać te warunki i wyjaśniać nie jest przeto rzeczą zbyteczną, owszem jest wyraźnym każdego prawego obywatela obowiązkiem, główną narodu całego potrzebą.

Aby następne powstanie, to jest: użycie wszystkich resursów Narodu przeciw najezdnikom skutecznie prowadzonym być mogło, aby siła fizyczna w zupełności bez zawady działała, potrzeba, aby główna jej sprężyna wzmogła się do najwyższego stopnia. Dwudziestomilionowemu ludowi, walecznemu i walecznych, na sile fizycznej zbywać nie może; zamożność zaś polskiego kraju w zboże, dobytek i żelazo, tudzież mocne, bo bożą ręką zbudowane warownie w górach, bagnach i lasach, hojnie starczą narzędzi tej sile fizycznej. Pod względem siły moralnej, na żądzy niepodległości, na zawziętości do najezdnika, nic już zyskać nie możemy; potrzeba nam jeszcze dokładnej siebie samych znajomości – publicznego niejako sumienia. Dokładna tylko wiedza siebie samych nadać może ufność w narodowe środki, a dopełniwszy summy moralnej siły, upewnić pomyślne użycie siły fizycznej.

Obraz, który by wiernie, dobitnie, w sposób każdemu przystępny, przedstawiając moralną narodu istotę, nastręczał pewne i niezawodne wnioski, powinien by stanowić jedną skończoną całość, jakiej dotąd w żadnej polskiej nie widzimy książce. Zastąpić ten niedostatek nie czujemy w sobie powołania; traktując wszakże pojedyncze zadania, w bezpośrednim widoku insurekcji, może potrafimy pożądaną wywołać całość.

Przedstawialiśmy w pracach poprzednich[1] obraz sił niepodległego powstania, pod wewnętrznym i zewnętrznym względem. Dziś chcemy wytknąć organiczny środek, który jeden dwie rzeczone siły połączyć i skuteczny im kierunek nadać może. Chcemy bliżej rozważyć konieczność monarchicznej formy w przyszłym powstaniu, co nas następnie zniewala do mówienia o dynastii, bez której monarchiczna forma zostaje czczym wyrazem, martwą literą.

Im namiętniej, im okrutniej tępią Polskę nieprzyjaciele, tym spieszniej wybuchnąć może powstanie, i nikt z pewnością zaręczyć nie zdoła, że mu następny dzień pożądanego nie przyniesie hasła; przeto nie mamy czasu do stracenia; jeżeli się dziś nie porozumiemy, może jutro będzie już za późno. Skoro zaś z drugiej strony nikt nie okaże wyraźnego niebezpieczeństwa z rozprawy o monarchii, o państwie polskim, o królu własnym, nie sądzimy, aby niniejszą naszą rozprawę mógł słusznie dosięgnąć zarzut niewczesności, który to tylko dosięga, co w swoim czasie jedynie pożytecznym, w każdym innym byłoby szkodliwym.

Może nam odpowiedzą niektórzy: „gorącej dotykacie ściany, po co drażnić, wywoływać nowe spory”. Wzgląd ten ustąpić powinien wyraźnej korzyści rozważenia i rozpoznania środka, który ponieważ nie dosyć w dotychczasowych powstaniach był rozwiniętym, przeto musi być i mniej dokładnie ocenianym. Potrzeba, aby się z nim Naród wcześnie obeznał i wartość jego osądził. Bezwzględne oglądanie się na przeciwne opinie, osoby itp. wzgląd, aby nie oburzyć jednych, aby nie zdepopularyzować drugich, wydaje się nam być źródłem przesądów, tamą wszelkiego postępu. Trwożliwość ta mianowicie w ostatnim powstaniu sprawiła, że nic naprzód nie pomyślano, nic nie przewidziano, a potem na nic stanowczego się nie odważono – szło też wszystko na opak zdrowemu rozsądkowi. Korzystajmy z drogo opłaconego doświadczenia, nie lękajmy się wyrzec ostatniego słowa.

Na powstanie ogólna jest zgoda; nikt Niemcem lub Moskalem być nie chce, chodzi tylko o to, aby powstanie to nie upadło jak zeszłe, aby raz przecie, wywracając rozbiory, położyło koniec naszej niewoli.

Nie znajdzie przeciwników i ta prawda, że ostatnie powstanie lubo częściowe, wszakże nie upadło z niedostatku siły, lecz z braku władzy, która by jej użyć umiała – władza przeto silna będzie główną rękojmią powodzenia w przyszłym powstaniu.

W poprzednich pismach naszych[2] rozważyliśmy to zadanie i rozbierając naturę rozmaitych władz zeszłych powstań, zdawało się nam dostrzec, że rozlicznym tym próbom władz nie dostawało jednego warunku, który by ułatwiał (dość i tak trudne w Polsce) posłuszeństwo i uległość; to jest, że do żadnej z dotychczasowych władz nie łączył się wyraźny żyjący interes, ani wielu, ani jednej osoby. W pierwszych chwilach wystarczał wszystkiemu zapał wsparty poświęceniem i najwyższą bezinteresownością; lecz w miarę jak ten stygnął, a nic go nie zastępowało, słabnąć musiały, na nim jedynie opierające się władze.

Groźbą przestępstwa, a zapewnieniem korzyści powszechności stoi wszelka władza: te dwie podstawy, intereskara, są zarówno niezbędne jej istnieniu. Skoro jednej z nich nie dostaje, przez to samo osłabia się druga; obie tylko wspólnie działając, zapewnić mogą skuteczność władzy. Zapał, fanatyzm lub tym podobne namiętności mogą chwilowo zastąpić interes, lecz gdy namiętność słabnie, musi interes zajmować ich miejsce.

Talent władcy może zręczniej lub dzielniej poruszać te sprężyny wszelkiej akcji, ale zastąpić żadnej z nich nie zdoła.

Każdej władzy nadać można sankcję kary i w tym najmniejszej nie widzimy trudności, lecz interes nie do każdej bezwzględnie można przywiązać. Przenikliwym jest każdy interes, nie ułudzi go pozór. – Aby władza działać mogła na interes masy, musi nie tylko odpowiadać naturze, potrzebom, pojęciu, obyczajom Narodu, ale nadto mieć cechę trwałości; jakże bowiem zaufać temu, co jest przelotnym, czasowym? Każda niemal dotychczasowa władza kusiła się o po­ruszenie interesu, lecz każda bezskutecznie. Kościuszko[3] wyraźnie przemawiał w imieniu włościańskiej własności, w imieniu największej obywatelskiej równości, a przecie nie większym od innych cieszył się skutkiem. Mniemamy więc, iż aby jakikolwiek interes mógł się połączyć z władzą, potrzeba przede wszystkim, aby ona była trwałą. W powstaniu, w wojnie, trudno bezpośrednio jakiemukolwiek dogodzić interesowi, a nawet nie godzi się tym zajmować; ale trwały charakter władzy jest sam przez się rękojmią skutecznej opieki nad każdym sprawiedliwym interesem. Stała władza nie potrzebuje robić obietnic, nie potrzebuje formułować przyszłych korzyści, wszystkie bowiem są objęte w charakterze władzy stałej i narodowej.

W samym więc początku powstanie trwałą władzę postawić musi, a przeto wybrać między monarchiąrzeczpospolitą. Inaczej władza nie tylko trwałą i skuteczną by się nie okazała, ale co najgorzej, musiałaby być pośrednią, tymczasową, transakcyjną, wahającą się między jedną a drugą formą, a tym samym mieścić w swej naturze niezdolność do działań stanowczych, ostatecznych.

 

Ogólne uwagi

o monarchicznej i republikańskiej formie rządu

 

[…] Wrodzony ludziom instynkt konserwacji, wstręt od prze­mocy, broni społeczeństwo od rozwiązania, od powrotu do stanu natury. Lecz pociąg do przyrodzonej wolności, obrażonej uległością dla władzy, nie mogąc jej zburzyć, zażądał w niej udziału. Złożona więc władza w jednym ręku, wróciła skąd wyszła, to jest: do wszystkich członków społeczności. Z monarchicznej wyrodziła się, tu i ówdzie, republikańska forma; w istocie jest to faktum, że wszędzie monarchia poprzedziła republikę. Przeniesieniem władzy do masy zyskała indywidualna każdego wolność; życie publiczne więcej zajęło masę, ale zmąciła się jasność pierwotnej zasady: zamiast dwóch różnych, nawzajem zobowiązanych stron, została tylko jedna, zarazem zobowiązana i obowiązująca. Gdy w mo­narchii społeczność porucza przestrzeganie cywilnej równości, osobnej, za jej obrębem niejako zostającej władzy – w republice społeczeństwo i ustanowienie prawa i przestrzeganie wykonania onego razem przy sobie zatrzymuje. Za zwiększaniem indywidualnej wolności cierpieć musiała równość cywilna, czyli bezpieczeństwo osób, ten główny cel społeczeństw politycznych. Tak być musiało, bo w naturze nie masz absolutnej równości; jeden jest mocniejszy, drugi dowcipniejszy, zdrowszy itp., – ujęciem więc tylko w karby indywidualnej wolności, tak, aby nikt danej mu od natury przewagi nad drugim nie nadużywał, ostać się może równość cywilna. Skoro władza, która ma tę wolność indywidualną krępować, przechodzi do całej masy narodu, słabszy i mocniejszy równy w niej zyskują udział; że zaś mocniejszy więcej posiada środków, więc może część ich użyć ku zważeniu szali na swą stronę. Z przewagi jednych nad drugimi koniecznym już następstwem wyradza się ucisk jednych przez drugich. Żadna też dotąd rzeczpospolita, w krajach większych, nie istniała bez wyraźnie uprzywilejowanej klasy; wszystkie zaś, bez wyjątku, w chwilach najwyższej pomyślności wywierały ucisk kasty. W konieczności, w naturalnym następstwie republikańskiej formy, leży naruszenie cywilnej równości, leży ucisk[4] i przywilej. – I tak, złe, które wcisnęło się w niektóre monarchie skutkiem nadużycia, w republice jest koniecznym następstwem jej zasady.

Późniejsza przeto od monarchicznej republikańska forma, mniej naturalna, więcej sztuczna w teorii, trudniejsza w wykonaniu, niezdolna dochować w całości celów towarzyskich, widocznie też mniej od monarchicznej jest doskonałą.

Dokładniejsza pod względem wewnętrznej społecznej potrzeby, monarchiczna forma dokładniej także od republikańskiej odpowiada przeznaczeniu swemu pod względem zewnętrznej siły, potęgi. Prawda ta nie potrzebuje dowodzenia, sama przez się jest widoczną: stała, skoncentrowana, nieustająca nigdy, monarchiczna władza musi więcej przedstawiać rękojmi i siły niżeli ruchoma, rozwiedziona republikańska władza. Widzimy wprawdzie w historii podbijające rzeczypospolite. Wszakże to rozwinięcie potęgi okupywać musiały wewnętrznym uciskiem; w miarę wywieranej większej siły na zewnątrz musiały się na ściślejszej arystokracji wewnątrz opierać. A nadto, same tylko w szczupłych swych obrębach używały republikańskich form, podbite zaś prowincje rządziły okrutnym prawem wojny. Rzym był republiką w stolicy, w prowincjach rządził srogi prokonsul. Ściśle zaś gminowładne rzeczypospolite zawsze były słabe, zakłócone wewnątrz, stawały się łatwą pastwą zewnętrznego najazdu lub wewnętrznego przywłaszczenia. „Nie czyńcie, mówił Skarga[5], z Królestwa Polskiego niemieckiego miasta; nie czyńcie malowanego Króla jako w Wenecji; bo weneckich rozumów nie macie i w jednym mieście nie siedzicie…”, tenże: „Co dzień władzy ubywa a ludzkiej śmiałości i nadętości przybywa… Monarchię chwalebną i ludziom zbawienną w oligarchię, która jest w rządach ludzkich najgorsza i najszkodliwsza, i tu w tym Królestwie tak szerokim niepodobna, obracają… Takiej sprawy i takiego rządu uchowaj nas Panie Chryste!…”

Nadużycie monarchicznej formy może doprowadzić do bezwzględnego despotyzmu, lecz nie osłabia siły państwa – republikańskiej formie grozi zawsze zupełne rozwiązanie. Przeciw monarchicznym nadużyciom łatwiejsze jest lekarstwo, siła albowiem jest zawsze w narodzie, której król jest tylko piastunem; republikańska anarchia, kiedy jej nie ratuje despotyzm, musi się skończyć obcym jarzmem; gdyż za zniszczeniem przez wewnętrzną anarchię siły stanu, nic się oprzeć nie może obcemu najazdowi.

„Jeżeli rzeczpospolita (mówi Montesquieu[6]) jest małą, ulegnie zewnętrznej sile, jeżeli jest wielką, rozpadnie się wewnątrz: podwójne to niebezpieczeństwo grozi równie możnowładnej jak i gminowładnej rzeczypospolitej – w instytucjach jej nie masz lekarstwa na to konieczne złe”.

Podobnież, okropne skutki republikańskiego bezrządu przepowiadał Skarga, mówiąc: „Z żałością i z płaczem opowiadamy wam upadek wasz… I miłość czci Bożej, i żałość dusz ludzkich, i ojczyzny utrata nas ściska i sen przerywa, abyśmy nie milczeli, a Pana usłuchali rozkazującego: Wołaj! Wezmę wam tę Ojczyznę i wypędzę, a inszemu narodowi Królestwo to dam; a wy jako wygnańcy błąkać się i tułać po cudzych stronach i kątach będziecie. Niezgoda przywiedzie na was niewolę, w której wolności wasze utoną i w śmiech się obrócą… I rzeczecie: Słusznie mię Pan Bóg pokarał, że się Tatarzynowi temu, który mi gardło bierze kłaniam; bom swoich sprawiedliwych i świętych Królów czcić nie chciał. O! jako tyrana tego słuchać muszę, którym na Pany pobożne warczał, i ich posłuszeństwo z siebie zmiatał!…”

Wymyślono na zaradzenie temu niedostatkowi siły związek federacyjny kilku małych rzeczypospolitych. Lecz w takim składzie rozrywa się całość narodu, ginie świętość Ojczyzny – zastępuje je drobny interes lokalny, interes miasteczka. Taki stan wystarczyć zaledwie może kupieckim kantorom, nigdy narodom czującym swą godność. Widzimy, do czego stan federacyjny doprowadził Niemców, w co obrócił Szwajcarów, republiki włoskie, południowej Ameryki i inne. Francuzi, którzy czują godność narodu, wartość Ojczyzny, przeciw federacyjnej dążności rozwinęli równą co i przeciw sprzysiężonej na nią Europie energię. Północnej Ameryki przykład bynajmniej nie przemawia za stanem federacyjnym. Zjednoczone Stany Ameryki obchodzą się bez istotnej siły stanu, nie masz tam dotąd ani narodu, ani ludu; z czasem się on utworzy, dotąd są to jeszcze osady Europejczyków, połączone dla zarobkowania i zysku, jest to niejako osadnicze i handlowe stowarzyszenie, któremu rząd federacyjny użycza ogólnej opieki. Nie tylko każdy Stan (State) należący do zjednoczenia, ale każda niemal gmina urządza się oddzielnie, stosownie do natury swojej eksploatacji – od federacyjnego zaś związku żąda tylko potrzebnej gwarancji dla zewnętrznego handlu, dla banków itp. Pod względem społecznym człowiek tam o tyle jest ceniony, o ile bogaty lub silny – biada słabszemu – nie mówiąc już o okropnej czarnych niewoli. – W południowej Ameryce, gdzie więcej jest podobieństwa do narodowości, do społeczeństwa, niedostatek siły stanu tym dotkliwiej się czuć daje – wiadomy jest stan zakłócony tych nieszczęsnych rzeczpospolitych.

Skompromitowały wprawdzie na północy i wschodzie trzy mocarstwa Świętego Przymierza formę monarchiczną. Niejeden patrząc na rozboje i łupiestwa tych cesarzów i królów, w uczuciu swej sprawiedliwej zgrozy, powiniał monarchiczną formę. Wszakże między monarchiczną władzą a caryzmem, sułtanizmem Świętego Przymierza fundamentalna zachodzi różnica. Gdzie nie ma narodu, społeczności, tam nie może być monarchia, tam nie ma wzajemnej umowy, jest tylko prawo mocniejszego. Austria, Prusy, Imperium Wszechrosji nie są monarchie, są to aglomeracje, mieszaniny wielu różnorodnych, pogwałconych społeczeństw – są to figury geograficzne, na które gwałtem naciągnięto obce im nazwiska. Nikt austriackiego, nikt pruskiego nie widział narodu. Panująca rodzina w Austrii, tępiąc narody, mordując narodowych królów, doszła do potęgi; stoi ona sztucznym przeciw sobie użyciem rozmaitych narodowości; opiera się częścią na ciemnocie, częścią na ubóstwie ludów, które ciemięży. – Prusacy są szczepem składającym polski naród; od dawna jedność z Polską stanowią; a chociaż pruskie państwo jest niemieckim, wszakże posiadłości domu brandenburskiego są to łupy tu i ówdzie zdobyte lub wydarte sprzymierzeńcom – niemal w trzech częściach dawne Polski posiadłości. – Jedna Moskwa ma naród, ale go tłoczy obca panująca rodzina i otaczający ją stek zbiegów i awanturników z całego świata. Dwór, stolica, wojskowa i cywilna hierarchia, obce, cudzoziemskie, tłoczą moskiewskie społeczeństwo; gorączkowe wojenne wysilenie carstwa przygłusza tętno moskiewskiego życia; jeden zabór wiedzie carów do drugiego – a naród moskiewski niknie w ogromie Imperium Wszechrosji.

Stan poniżenia posiadłości Świętego Przymierza nie może służyć za dowód przeciw monarchicznej formie, bo w istocie jej tam nie masz – nazwisko nie stanowi rzeczy. – Tytuły królów, cesarzów Świętego Przymierza są przywłaszczeniem, uzurpacją obcych rodzin; wspierając się one na dwuznacznej najemnika wierności i wymuszonej niechętnego poddaństwa sile, muszą łupić i rozbijać, aby utrzymać się mogły, przy posiadaniu nie swoich krajów. Nie dziw więc, że w pustoszonych przez nich krajach, wśród tłumionej publicznej oświaty, niejeden nieszczęsny poddany, szukając lepszej dla swej Ojczyzny doli, marzył o republikańskiej formie, złorzeczył królom, bo tak nawykł nazywać swych ciemięzców.

Przeciwnie zaś, starsze, oświeceńsze ludy, Francuzi i Anglicy, niszcząc zabytki podboju, obalając feudalizm w chwilowej, namiętnej swej reakcji, przechodziły wprawdzie przez krótkie republikańskie parkosyzmy, lecz spiesznie nieprzydatną formę odrzucając, narodowe formowali monarchie. Francja przeciw krótkim republiki chwilom dwukrotnym samodzielnym obraniem narodowej dynastii protestowała. Doświadczenie obaliło teoretyczne rachuby – wykonanie doskonałych marzeń praktyczne znalazło przeszkody, każdego zaś uderza kwitnący stan i potęga dzisiejszej Francji i Anglii. Wielkiej potrzeba by zarozumiałości lub popędliwości, aby chcieć poprawiać te dwa celujące narody. Wszystkie też odradzające się zachodniej Europy ludy idą za ich przykładem; dążenie polityczne wieku jest ściśle monarchiczne; kto by dziś chciał republikę tworzyć, walczyłby z wiekiem, z którym nikt bezkarnie nie walczy.

 

Konieczność monarchicznej formy w Polsce

ze względu na istotę narodu

 

Forma rządu musi odpowiadać istocie narodu. – Niestałość losów Polski. – Wewnętrzny stosunek narodu w różnej losu kolei. – Skuteczność władzy królewskiej w Polsce. – Republikańska ustawa wkradła się do Polski. – Pasowanie się monarchicznej dążności z republikańską ustawą. – Konstytucja 3 maja – Nie masz republikanów w Polsce.

 

Nie może być wątpliwą prawda, którą stwierdziło doświadczenie wszystkich wieków i narodów. Nie może być w polityce obojętnym wzgląd na duch polityczny wieku. Wszakże, dla starego, zasłużonego narodu polskiego, który nawet pod obcym jarzmem nie przestał być narodem – świętszym jest jeszcze, nad obce doświadczenie i wzory, wzgląd na własną, rodzinną istotę. Badajmy się szczerze i sumiennie, czym z kolebki byliśmy i czym dotąd jesteśmy. Żadne bowiem prawo, a tym mniej główna ustawa, nie da się bezwzględnie zaimprowizować i do narodu przylepić; takie tylko prawa przyjąć i przyswoić się dają, które odpowiadając wewnętrznej narodów istocie, mogą one doskonalić, nie gwałcąc ich natury, obyczajów, pojęcia. Pewnik ten na doświadczeniu oparty nie tamuje bynajmniej postępu, przeciwnie rzetelny postęp wymaga, aby ta zasada ściśle była zachowaną. To tylko, co jest obce, nie rodzinne, co nie jest we krwi narodu, to od razu wyrzuconym być może i powinno.

Przebiegając myślą szereg narodowych dziejów, szczególnie uderza nieznana innym narodom zmienność losów Polski: raz nagle i cudownym niemal sposobem wzbija się ona do najwyższego szczytu potęgi, jaśnieje blaskiem wewnętrznej pomyślności – i wnet jakby za dotknięciem czarodziejskiej laski wpada w odmęt domowych zaburzeń i obcych najazdów. Geniuszem i dzielnością Bolesławów wznosi się Polska; w Elbie i Sali znaczy własne granice; mocą swej potęgi, dobroczynnej opieki wpływem, przewodniczy północy i wschodowi; garną się pod jej majestat liczne ludy. Ta sama Polska w nielicznej lat kolei, rozerwana na drobne części traci ogromne kraje, i bez imienia, wśród domowej pożogi, ostatnim tchem, pasuje się z obcym najazdem. – Ledwo owionął ją duch Łokietka[7], a wnet się w jedno ciało zrastają rozerwane części, i jakby cudem przyodziewają uroczy obraz potęgi, pomyślności i bogactwa – obraz z czasów Kazimierza[8], Króla Chłopów, który nam i pokoleniom, co już przed nami patrzyły na obumarłą i zdziczałą postać naszej siedziby, wydaje się jako utwór bajeczny.

Po śmierci Zygmunta Augusta[9] ginie świetność jagiellońskich czasów, niknie powoli zewnętrzna potęga, zakopują się w gruzach świetne grody; tłumy rolniczego ludu tłoczy jarzmo niewoli. Na próżno już dwa rycerskie geniusze Stefana[10] i Jana III[11], poczet poważnych kanclerzy i dzielnych hetmanów, tu i ówdzie kuszą się podeprzeć z gruntu rozchwianą budowę; sława ich jak promienie zachodzącego słońca nieogrzewnym już przyświeca blaskiem; przemoc i ciemnota, rokosz i najazdy panują w starodawnej dziedzinie wolności, która swym czynnym ogniem ogrzewała inne ludy, która je własnym oświecała światłem – aż zepsucie wzięło górę i wywołało rozbiory. – Wspominamy tu wydatniejsze tylko epoki, wszakże i w pośrednich ta sama zmienność losów Polski równie się przebija.

Jakaż przyczyna rodzi te gwałtowne przemiany?

Widzimy, że w chwilach chwały i powodzenia naród słucha porządnej władzy królów – a przeciwnie o ile pozwalał ją sobie podkopywać lub bezwzględnie hamować, tylokrotnie też wstrząsał się w swych podstawach. Wszak za Piastów i Jagiełłów istotna była władza królów, ścisła monarchia, a jednak pod słabszymi nieco w tych dwóch dynastiach królami, skoro na chwilę tylko tępiał hart ich władzy, folgowała siła stanu, wnet się odzywały zarody dezorganizacji. Pod elekcyjnymi już królami, gdy odarty z wszelkiej władzy tron został republikańskim tylko urzędem, stajała potęga, pękały jedne po drugich wszystkie ogniwa społecznego życia, przemoc i bezprawie w całej swej ohydzie rozwlekły się po Polsce; zaginęły ze szczętem wszelkie publiczne porządki mocarstwa, stanęły otworem granice: przez półtora wieku Polska naznaczona już haniebnym piętnem przyszłego rozbioru, stała jedynie na łasce każdego najazdu, na powolności lub wzajemnej zazdrości sąsiadów.

Skoro więc w Polsce królewska władza istnieniem rzeczywistym utrzymuje pomyślność i potęgę, skoro pod jej dobroczynnym wpływem lat kilku tworzy to, na co gdzie indziej wiek usilności ledwie wystarcza; i przeciwnie, gdy najmniejszy szwank zadany jej w samym sobie nosi karę, jakże nie widzieć, że wszystkie usposobienia narodu polskiego robią go ściśle i koniecznie monarchicznym.

Wprawdzie królowie wszędzie budowali potęgę, tworzyli pomyślności; lecz nigdzie tak szybko, tak skutecznie nie działała ich władza, jak w Polsce – i nigdzie też szwank zadany królewskiej władzy tak śpiesznie, tak srogo, jak w Polsce, karanym nie był. Ledwo bowiem naruszono ten węzeł społeczeństwa, a natychmiast rozwiązłość rodzi rozwiązanie. Ledwie pozwolono sobie, oddzielając króla od powszechnej rzeczy, rozbierać Ojczyznę w teorii, a wnet następował rozbiór w praktyce.

Surowsza w Polsce niż gdziekolwiek indziej potrzeba królewskiej władzy może pochodzić z czystej natury nieskalanej formacji naszego społeczeństwa. Jedna Polska w Europie nie była ani podbijającą, ani podbitą; z pierwotnej swojej leśnej dzikości od razu tworzy, improwizuje niejako społeczność. Polityczny jej stan, monarchia, wychodzi bezpośrednio z towarzyskiej potrzeby; nie zna ona podbitego i podbijającego plemienia; nie zna zabytku rzymskich municypalności; władza w Polsce gruntuje się na bezpieczeństwie osób, na miejscowych korzyściach, na swobodzie i własności.

Kiedy naokoło Polski krążył podbój i feudalizm, uczucie niebezpieczeństwa ściślej wiązało naród do swych królów; wzajemny ich stosunek wzrastał na zaufaniu i miłości; nie dziw też, że tak zbawienne sprawiał skutki. Od razu była w Polsce potęga i swoboda, od razu była władza dla narodu, nie naród dla władzy.

Oprócz Polski wszędzie, a mianowicie na zachodzie, nie zaraz się zjawili narodowi królowie; pierwsi władcy byli to hersztowie, naczelnicy najazdu (Franków, Normanów); rozdali oni między swą starszyznę najechaną ziemię i rozdzielili lud najechany. Z czasem dopiero i stopniowo przyswoili sobie opiekę nad ludem; uwalniając miasta, tworzyli naród i sami w istotnych przeistaczali się królów. W zeszłym zaledwie wieku rewolucje zatarły owe ślady podboju, zniosły przywilej rasy, słowem, ufundowały narodowe dynastie, co Polska od razu miała. Władza przeto królewska na zachodzie, stopniowo tylko przychodząc do zasługi, a razem do uroku, nie mogła równie dzielnie, równie skutecznie działać jak w Polsce.

Sztuczna ta formacja społeczeństw zachodnich z różnych złożona pierwiastków, samym naturalnym ich równoważeniem mieściła w sobie niezależną od królewskiej władzy konserwacyjną siłę. W Polsce przeciwnie, wszystko było ruchome, postępowe, sama tylko władza królewska konserwować mogła, przeto w Polsce każde nadwątlenie królewskiej władzy z gruntu naruszało ogólną harmonię – potrzeba było skoncentrowanej władzy króla, aby postęp socjalny narodu polskiego nie był ciągłym buntem, wojną wszystkich ze wszystkimi, aby pierwsze prawo narodu nie wiodło do bezprawia. Skoro też w Polsce zaczęto zapominać o tej pierwszej zasadzie stanu, skoro poczęto osłabiać niepodległość władzy, a podnosić niepodległość człowieka, dawać tyle uszanowania osobie, jak pospolitej rzeczy, wtedy zburzono stan publiczny; człowiek tym samym upadł nisko, a dalsze pokolenia poszły pod jarzmo nieprzyjaciół.

Nie wchodząc wreszcie w tłumaczenie przyczyn – dosyć porównać fakty. Pod królami Polska słynęła z wolności i była najstarszym, a długo jedynym społeczeństwem wolnym w Europie – pod republiką wylęgła się niewola, poddaństwo ludu. Pod królami miała Polska religijną tolerancję – pod republiką religijny prozelityzm podburza własny lud Kozaków, że już o kłótniach z dysydentami nie wspominamy. Pod królami miała Polska oświatę, piękną kulturę XVI wieku – pod republiką została w tyle wszelkiego umysłowego postępu. Pod królami liczyła przemyślne, zamożne miasta – pamięć ich zaginęła pod republiką. Wszak są to pewne, nieulegające wątpliwości fakty; w obliczu onych wątpić się nie godzi, iż naturą polskiego narodu musi być monarchiczność.

Wprawdzie trudno jest wytłumaczyć wprowadzenie republiki w społeczeństwo ściśle monarchiczne? Była ona darem wdzierającego się w Słowiańszczyznę i krążącego naokoło feudalnego germanizmu. Między nim a Polską, co jedna tylko reprezentowała niepodległość i wolność, musiał się toczyć bój na śmierć. Podbój, aby zniszczyć Polskę, co nie tylko sama mu się opierała, ale nadto i sąsiednie przeciw niemu broniła ludy, musiał uderzyć w jej główną siłę, w monarchiczność; posłużył mu do tego element polskości, wolność, zdolność do postępu socjalnego. Feudalna niezależność od władzy królewskiej możnych baronów niemieckiego państwa zasmakowała naprzód możniejszym w Polsce; za wpływem i radą cesarzów niemieckich, którzy z tego umieli korzystać, pierwsi możni targnęli się na królewską władzę. Poszło za ich przykładem rycerstwo: w chwilach omdlenia stanu tworzyło sobie wyłączny szlachecki przywilej – i coraz zuchwałej poczynając w imieniu starodawnej wolności Polaków, przyszło aż do obalenia władzy, zaburzenia monarchii, wywrócenia Polski.

W porządku rzeczy ludzkich częstokroć drobne i nic przez się nieznaczące okoliczności tworzą zarody wielkich zdarzeń. W Polsce obojętne na pozór wprowadzenie w sprawy publiczne mowy łacińskiej, fałszywym tłumaczeniem wyrażeń mącąc publiczne pojęcie, przyczyniło się, a przynajmniej ułatwiło wykrzywienie ducha krajowej ustawy. Łaciński wyraz, res publica, przez starych jeszcze XVI wieku Polaków był używany we właściwym, w prawdziwym Rzymian rozumieniu, rzeczy powszechnej, sprawy publicznej[12]. Nowożytni cudzoziemscy pisarze samowolnie zaczęli wyrazem Respublica oznaczać formę rządu przeciwną monarchicznej, formę republikańską. Z wdzierającą się do Polski cudzoziemszczyzną, niemczyzną, przybłąkało się i to nowe tłumaczenie wyrazu, w polskich publicznych prawach używanego i przy upadającej oświacie pozwoliło fakcjom nakręcić literę prawa do sfałszowanej interpretacji. Za pomocą tej językowej pomyłki naturalizowano w Polsce republikańskie instytucje; jest to faktum. W pismach i mowach owego czasu publicznych widzieć można, ile fałszywe wytłumaczenie wyrażenia Respublica, stopniowo bałamucąc pojęcia, wkradało się w ustawy państwa.

Zresztą jakakolwiek główna przyczyna zrodziła republikańską formę w Polsce, czy te lub owe służyły ku temu okoliczności, staje się to obojętnym dla ocenienia natury narodu polskiego – skoro jest pewnym, że na dziesięciu przeszło wiekach swojej egzystencji państwo polskie dwa wieki liczy tylko republikańskiego życia – życia nacechowanego najokropniejszymi klęskami – i że ostatecznie naród wrócił z zapałem do monarchicznej formy w 1791 r.: faktum to usuwa wszelką wątpliwość co do monarchiczności narodu polskiego.

W całym ciągu republikańskiego życia w Polsce pasowała się z nim monarchiczna dążność. Ile tylko dzielniejszych umysłów zasiadało w radzie i senacie, tyle zawsze liczyło głośnych oponentów republikańskie bezprawie. Usiłowania ich ku przywróceniu naturalnego rzeczy porządku nieprzerwanym wiążą pasmem ostatniego Jagiellona z Ustawą 3 Maja, która ostatecznie, przywróceniem dziedziczności tronu, wyrzuciła republikę z Polski.

Żyjące dziś między ludem polskim pojęcie króla (czemu przecie zaprzeczyć nikt nie zdoła) dowodzi, że lud ten nigdy monarchicznym być nie przestał. Zniszczona bowiem wraz z Polską reforma 3 Maja nie miała czasu wpływu swojego wywrzeć na masy, muszą przeto one w podaniach swoich o królu polskim sięgać czasów ostatniej dynastii; jeżeli zaś lud polski nie wspierał czynnie występujących przeciw republikańskiemu przywłaszczeniu, nie powinia to bynajmniej przywiązania jego do monarchii, ale tylko ciężko oskarża niedolę i poniżenie, w które pogrążyła go macosza republikańska opieka.

Lecz Polska jak była niegdyś pierwszą kolebką rządnej wolności, tak w drugiej połowie XVIII wieku okazała dzielnie i powszechnie dążność swą ku publicznej poprawie; pierwsza znowu z niepospolitą mądrością dała światu przykład i hasło owych politycznych przerodzin, które wiek ten na zawsze pamiętnym w dziejach ludzkości czynią.

Pominąwszy, na chwilę nawet, nieprzygłuszony instynkt ludu polskiego za monarchią, polityczna opozycja przeciw republice była długo wyłącznym udziałem wznioślejszych tylko umysłów, dobrze ze sprawą publiczną obeznanych: już w XVIII wieku opozycja ta, zyskując stopniowo każdy zdrowszy umysł, każde nieskalane prywatą serce, ogarnęła nareszcie cały naród. Potrzeba reformy od dworu i statystów zstąpiła w sejmy i rycerskie koła, a obiegłszy miasta i zagrody, ocuciła masy.

Niełatwe wszakże było zwycięstwo monarchicznej dążności: ciemnota i zepsucie, w zaczepnym i odpornym przymierzu z sąsiedzkimi dworami, zacięty stawiają jej opór. Nierówna ta walka, długo była nieszczęśliwą, nawet zupełnie wątpliwą co do skutku, dla reformatorów, czyli raczej restauratorów publicznego życia w Polsce. Liczy też ona mnogie chwile zemdlenia z ich strony, a nawet zupełnej rozpaczy – mianowicie po odniesionej klęsce w powtórnym zniweczeniu elekcji Leszczyńskiego[13], a narzuceniu przez sąsiadów drugiego Sasa, ustąpiła zwycięzcom placu porażona na głowę reformatorska usilność. Mocą moskiewskich bagnetów zasiadł na republikańskim tronie August III[14]; otoczyło go niemieckie żołdactwo; drugi zaś obok niego tron swobodnie zasiadło szlacheckie nie pozwalam: stajały przed tym majestatem wszystkie sejmy, rozsypały się z pyłem zewnętrzne nawet oznaki wszelkiej rządowej hierarchii, zastąpili je obcy prokonsulowie, ambasadorowie mocarstw układających się o rozbiór Polski. Rozkazywali publicznie zaciągnionym na ich żołd magnatom, którzy następnie utrzymywali powolną skinieniom szlachecką gawiedź; trybunały wrzały przedajnym gwarem; umilkły wszelkie polityczne stronnictwa, ustała jawna walka przeciwnych systematów, zastąpiła ją pożoga prywatnych tylko zajazdów. Polska pod hasłem, że „nierządem stoi” usnęła śmiertelnym snem opilstwa i gnuśności, zaległa usłanym koczowiskiem na przyjęcie pierwszego obcego wojska, które by ją zająć raczyło. Pod rumowiskami tego obszernego pustowia stały przygaszone, ale nie zagaszone zarzewia reformy; owszem pomnaża ona swe szeregi, stosując do potrzeby taktykę, do nowego gotuje się boju; a gdy tak pokrzepiona, pod dzielniejszym już przewodem na nowo wyciągnęła w pole, niezmordowanie, lubo długo jeszcze, z przemiennym szczęściem walcząc, stanowcze na koniec odnosi zwycięstwo i uwieńcza go Ustawą 3 Maja.

Lubo Ustawa 3 Maja nie zdołała już odwrócić rozbiorów, uratować niepodległości narodu – uratowała go wszakże pod względem wewnętrznej naprawy, uratowała od wiecznej zakały.

Z zapałem powitał ją cały naród, i po dziś dzień jest ona jedynym węzłem rozszarpanej Polski. Wszystkie powstania garną się do niej, jako pod jedyny narodowy sztandar, żyje ona w sercach i nadziei całego kraju; lud na całej przestrzeni starożytnej Polski z czcią wspomina jej epokę. Dzień 3 Maja jest zawsze najpierwszym narodowym świętem, a lubo miał naród późniejsze piękne chwile, świetne zwycięstwa, pamięć ich ustępuje wspomnieniom 3 Maja; nie obchodzą dziś Polacy powstania Kościuszki ani późniejszych pamiątek; rocznica 29-go ustąpi zapewne rocznicy następnego powstania; dzień zaś 3 Maja nie ustąpił dotąd żadnemu wspomnieniu i zawsze uroczyście go święci cała Polska. Niczym niezatarta cześć ta dla Ustawy 3 Maja nie może być obojętnym zwyczajem, musi ona mieć źródło w uczuciu całego narodu. Duchem zaś tej ustawy jest przywrócenie dziedzicznej monarchii. Powszechna przeto cześć narodu dla niej, obowiązujący jej w Polsce charakter, dowodzą, że naród równie w uczuciu jak w ustawie jest monarchicznym.

Skoro więc naród polski od kolebki przez tyle wieków monarchicznej ulegał ustawie, w ciągu zaś republikańskiej uzurpacji nie przestawał monarchicznej objawiać dążności i ostatecznie reformą do monarchicznej doszedł formy; skoro nadto pod monarchicznym rządem był wolnym i potężnym, a pod republiką upadł nisko i poszedł w obce jarzmo; skoro moralną swą naprawę, co mu jedynie daje możność powstania, monarchicznej winien reformie, musi więc monarchiczna ustawa szczególnie odpowiadać jego naturze, obyczajowi i pojęciu, a zadość czynić potrzebom; czyli że istota narodu polskiego ściśle jest monarchiczną.

Od skonania targowickiego buntu znikli w Polsce republikanie; nie objawili się w żadnym powstaniu, które już wszystkie, bez najmniejszej w tej mierze opozycji, wiodły się w imieniu monarchicznej zasady. Ci, którzy dziś bezwzględnie wołają o ulepszenie stanu włościan, jeżeli szczerzy są w swych życzeniach, najmniej mogą być o republikanizm posądzani; skoro faktum w samej Polsce zaszłe dowiodło, że się stan ludu za republiki dopiero pogorszył. Przeciwnie od czasu monarchicznej reformy nikt się w Polsce ulepszeniom w tej mierze nie sprzeciwi; rządy wrogów tylko troskliwie zachowują zabytki republikańskiej niewoli. Lud zaś, którego instynkt nie może być w tej mierze zawodnym, z całej polskiej przeszłości dokładnie jedyne tylko pojęcie króla polskiego zachował, kiedy przeciwnie wspomnienie republiki boleśnie go razi.

Gdyby wbrew tak wyraźnej monarchicznej naturze narodu polskiego znalazły się jeszcze teoretyczne, abstrakcyjne umysły, co by chciały stanowić w Polsce republikę, musiałyby one naprzód republikanizować 20 milionów Polaków i od przymusu zaczynać gminowładną swą moralność.

 

Konieczność monarchicznej formy w Polsce

ze względu na obecną potrzebę narodu

 

Bezzasadnym jest mniemanie, jakoby Europa do republikańskiej dążyła formy. – Polska potrzebuje monarchicznej formy, aby zniszczyć co do śladu rozbiory; aby przyjść do pomyślności i potęgi – aby ustalić społeczeńskie swe stosunki.

 

Lubo nie ma polskich republikanów, to jest republikanów wewnętrznego na Polskę względu, są wszakże tacy, którzy upatrując w Europie zachodniej jakoby republikańską dążność, mniemają, że Polska powinna się postawić w harmonii z tym przyszłym porządkiem rzeczy i gotować się do przyjęcia republikańskiej ustawy.

Nie pojmujemy, na czym się może opierać tłumaczenie dążności zachodniej Europy na korzyść republikańskiej ustawy, skoro oprócz faktum, że się w ciągu ostatnich lat zrodziło kilka nowych dynastii, a żadna republika, w dwóch najwolniejszych w Europie krajach, Anglii i Francji, wszystkie jakimkolwiek mandatem opatrzone organa publicznej opinii, zacząwszy od prawodawczych Izb, aż do najrozciąglejszych, bo cały naród obejmujących instytucji, jakimi są we Francji Gwardia Narodowa i sądy przysięgłych, wszystkie bez wyjątku dają codzienne dowody wyłącznego przywiązania swego do monarchicznej ustawy; pojedynczo nawet żaden poważniejszy umysł w tych dwóch najoświeceńszych krajach republikańskiej nie objawia dążności[15]. Gdyby już innych nie było w tej mierze dowodów, których wszakże nie brakuje, te by już wystarczyły, aby XIX wiek nazwać wiekiem monarchicznym.

Lecz przypuszczając nawet, że się nagle dążność wieku zmieni, że wolne dziś narody zburzą to, co dopiero z zapałem postawiły, a z wytrwałością i poświęceniem bronią, i że się republikańsko urządzą, to jeszcze i w tym położeniu, lubo harmonii z niepodległą Europą bynajmniej lekko nie cenimy, wybierając wszakże między niebezpieczeństwem naruszenia tej harmonii a konieczną walką z uczuciem, obyczajem własnego narodu, z koniecznym sprzeciwieniem się obecnej jego potrzebie, nie może się Polska wahać w wyborze, musi iść za instynktem własnego wewnętrznego interesu, nie zaś za dogodnością mniemanej zewnętrznej harmonii. Inaczej postąpić, byłby to główny cel własnego bytu i szczęścia poświęcać podrzędnym względom obcych sympatii.

Gdyby ta nowa w umysłach europejskich zajść miała rewolucja, zawsze pozostałoby to faktum, że monarchiczna forma służyła im za stan przejścia, tranzycji; a przeto dla Polski to logiczne tylko by wypaść mogło następstwo, że i dla niej monarchiczna forma nie wieczną, lecz przechodnią by się stała.

Wiadomo, że się we Francji i Anglii pierwsze próby republikańskiej formy nie utrzymały, lubo porównywając moralny i materialny ich naówczas stan, ten był nierównie pomyślniejszy od obecnego stanu Polski. Mamyż więc odrzucać to doświadczenie i na pewną wystawiać klęskę, nie tylko odzyskany już byt, ale samą możność jego odzyskania?

Zastanówmy się nad naszymi dzisiejszymi potrzebami. Musimy wyrzucić najazdy, do czego koniecznym jest poruszenie całej masy narodu. Idea króla jest jasna i miła ludowi polskiemu; idea republiki przypomina mu dawny ucisk i niewolę; iluż to trzeba by komentarzy, dowodów, aby lud pojął, że nowa republika nie będzie powtórzeniem przedrozbiorowej; piśmienne słowne dowody nic nie znaczą, a jaka trudność materialnych wśród wojny i rzezi, gdzie jedną uronioną chwilę, jedne opóźnienie życiem się przypłaca, a gdzie nadto trzeba zupełnego poświęcenia osób i własności! Godziż się rzucać proste i dobrze znane narzędzie, aby się chwytać skomplikowanej, a nie znanej machiny? Czego by żaden człowiek w osobistej nie uczynił obronie, masz li to uczynić naród? Królewskości przeto idea jest nam potrzebną do zburzenia rozbiorów.

Nie dość jest zburzyć rozbiory; aby tym lub owym nie wróciły sposobem, trzeba zatrzeć wszelki ich ślad. Instynktem oporu przeciw najazdom ostała się całość narodu, ocalał ogólny węzeł Ojczyzny; niepodobna wszakże, aby w tak różnostronnym targaniu żadna nić nie pękła, aby się tu i ówdzie nie przymieszała niepolska, obca przędza, aby się niejeden lokalny prowincjonalny nie wyrodził interes. Nie jest że li pewniej i bezpieczniej wyśledzenie i zagojenie odniesionych z tej strony ran poruczyć jednej, wspólnej wszystkim opiece, niżeli w uregulowaniu tych najdelikatniejszych, a razem najżywotniejszych żywiołów bezwzględnie polegać na wątpliwej samego chorego radzie? Monarchiczna tylko władza zdolna jest wynieść się na stanowisko, z którego jedynie można wszelkie przez różnorodność rozmaitych w Polsce rządów, już to z umysłu, już przypadkowo spłodzone sprzeczne różnych miejscowości nawyknienia, widoki i interesy, odgadywać, prostować i w jedno wiązać ogniwo. Jedna monarchiczna władza, w prawach jej wyłącznie służących, jakimi są dziedziczność i prawo majestatu, zdolna zająć to wzniosłe i wszelkim cząstkowym wpływom niedostępne stanowisko. Wszelka zaś wyborem odnawiana, a tym więcej radnie (kolegialnie) działająca republikańska władza, z natury i powołania swego we własnym składzie reprezentując sprzeczność rzeczonych interesów, wszystkie wywoła, pojątrzy, a żadnemu zadośćuczynić nie będzie w stanie.

Jakikolwiek naród znajdowałby się w potrzebie zacierania śladów siedemdziesiąt lat trwającego trzech różnych potencji najazdu, musiałby koniecznie szukać ku temu środków w monarchicznej władzy.

Konieczne to następstwo położenia zaostrzone jest w Polsce szczególnym, jej tylko właściwym względem. Trzy szczepy dobrowolną unią złączone, składają naród polski: na próżno wysila się piekielna sztuka trzech mocarstw, aby utworzyć między nimi opozycję rodu, wzniecić nienawiść i w korzeniach rozedrzeć dobrze wyrosłe, wspólnymi sokami żywione drzewo. Nie możemy wszakże, ani powinniśmy ukrywać przed sobą, że przez długi szereg lat, ciągle w jeden punkt wymierzona, zręczna, wyrachowana (szczególnie niemieckich mocarstw) akcja, nie mogła bez wszelkiego zostać skutku. Sprawiła ona powierzchowną zaskórną drażliwość w wewnętrznym organizmie narodu. Drażliwość ta, z natury swojej, trudne już samo przez się republikańskiej władzy zadanie, o wiele trudniejszym uczyni; skoro z jednej strony ogólne niebezpieczeństwo, co ją dziś miarkuje, ustanie; a gdy z drugiej strony zrodzi się gra lokalnych interesów. Ile zaś każda niezręczność, każde uchybienie w tej mierze zagrażającym jest, nie potrzebujemy dowodzić. Sam przeto wzgląd na całość narodu wystarcza już, aby na pewien przeciąg czasu wszelką republikańską z Polski usunąć ustawę. Zgadzają się na to najzacieklejsi nawet w teorii republikanie nasi – którzy, choć stroją się w powabne pozory najliberalniejszych niby instytucji, chcą jednak użycie onych zawiesić do późniejszego czasu, a władzę nieograniczoną na czas ustanowić.

Przyjęcie republikańskiej formy na zachodzie nie uwalniałoby jeszcze Polski od potrzeby utworzenia sobie środków potęgi, odpowiedniej jej wielkości. Dwudziestomilionowy naród, osiadły między dwoma morzami, najoświeceńszy, najzasłużeńszy na Wschodzie i Północy, nie obejdzie się bez materialnego bogactwa, bez handlu, przemysłu, skarbu, floty, wojsk, twierdz itp., słowem wszelkich porządków mocarstwa, które dziś posiadają wszystkie niepodległe narody. Iluż to potrzeba wysileń, jak dzielnej administracji, aby spiesznie zapełnić wszelkie w tej mierze niedostatki? Każdy brak w materialnej pomyślności i sile narodu, w miarę liczebnej jego wielkości, staje się i trudniejszym do zapełnienia i niebezpieczniejszym w skutkach.

Siła do wzrostu ściśle stosować się musi; jest to fizyczne niecierpiące wyjątku prawo. Monarchiczna władza – uczy doświadczenie wszystkich wieków i ludów – niezaprzeczoną posiada własność tworzenia publicznej potęgi i pomyślności: przeciwnie zaś republikańskie ustawy; ponieważ więcej indywidualizmowi, czyli osobistej każdego wolności sprzyjają, jeżeli mogą konserwować nabytą już potęgę, to dotąd przynajmniej wielkiej twórczej w tej mierze nie dowiodły siły.

Omijając liczne za tym twierdzeniem przykłady, przytoczymy Francję, która pod dyrektoriatem[16], pomimo zapału i zwycięstw, doczekała się zupełnej dezorganizacji publicznych zasobów, pod cesarstwem zaś przyszła do obszernej podstawy obecnej swej siły i pomyślności; lubo cesarstwo nie mniej jak dyrektoriat zewnętrznych liczyło nieprzyjaciół… Przykład Konwencji[17] nie osłabia bynajmniej doświadczenia tego; skoro Konwencja była wysiloną gorączkową dyktaturą, która ledwo w gwałtownym niebezpieczeństwie ostać się mogła, powołaniem Konwencji nie było tworzenie, pomnażanie publicznej potęgi, ale jedynie gwałtowne wywołanie, poruszenie takich środków obrony, jakie Francja naówczas posiadać mogła.

Niesposobność republikańskiej ustawy do założenia stałych podstaw potęgi i pomyślności leży w jej naturze; w Polsce wszakże domowy wzgląd powiększa jej niedoskonałość pod tym względem. Tu bowiem, więcej niż gdziekolwiek indziej, rozwinął się indywidualizm, wybujała opozycyjna dążność narodu, dążność, która mu dla wszelkiej władzy nadzwyczajnie uległość utrudnia. Przenikliwie odgadł lud polski chorowitą tę stronę naszej społeczności; trafnym oznaczył ją wyrażeniem „Niezgoda nas gubi”. Republikańska władza napotka nieprzełamane trudności w tworzeniu publicznej i prywatnej pomyślności, a pierwiastek indywidualizmu i opozycji znajdzie obfitość podsycających go żywiołów już to w samej ustawie, już to w sprzeczności lokalnych interesów, i sprawi niepodobieństwo wszelkiej rządowej akcji.

Równie więc do zniszczenia rozbiorów, jak do zatarcia ich śladów i zapewnienia ich niepodległości, pod tarczą publicznej i prywatnej pomyślności i rzetelnej potęgi, potrzebna jest w Polsce monarchiczna władza. Kardynalnym tym względom musi ustąpić wzgląd zewnętrznej z Europą harmonii, gdyby nawet, wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, republika na całym zachodzie Europy zasiadła. Zdrowy zaś sens zachodnich społeczeństw wszelką daje rękojmię, że prawo propagandy swoich zasad umieją one dziś już miarkować uwagą na rzetelną każdego kraju wewnętrzną potrzebę.

Polska monarchiczna musi być i będzie niepodległym, wolnym i rządnym społeczeństwem; pod przeciwną tylko formą grozi jej w tej mierze niebezpieczeństwo; a przeto monarchiczna Polska nie może być antypatyczną narodom, które by tych korzyści w innej formie używały. W dzisiejszym wieku realizmu (du positif) o rzecz, nie o formy chodzi. Narody coraz bardziej zbliżają się do politycznej tolerancji, na kształt wolności w wierze i kościele.

Jakkolwiek w przyszłości urządzi się zachodnia Europa, to wszakże pewna, że nie wywróci postępu, wstecz się nie cofnie, nie wskrzesi przywileju, dystynkcji, klasy, które z takim zachodem świeżo zburzyła i do dziś dnia ślady ich starannie zagładza.

Monarchia w Polsce nie stworzy, a przynajmniej nie ma potrzeby tworzenia przywileju, własny jej interes w odwrotnym wiedzie ją kierunku. Republikańska zaś ustawa w obecnym społeczności polskiej stanie koniecznym następstwem wiedzie do przywileju. Polska bowiem jedynie szlacheckiej republiki posiada elementy; kiedy przeciwnie, do prawdziwie gminowładnej najmniejszego w Polsce dziś nie ma elementu. Póki oświata i lepsze mienie de facto wyłącznym jest udziałem szlachty, póty wszelka na obszerniejszą skalę gminowładna ustawa zostanie na papierze, a wszelkie polityczne prawa zostaną przy szlachcie tylko; zamożniejsze mieszczaństwo kilku większych miast tak jest w stosunku do szlachty osiadłej nieliczne, że instynktem własnego interesu spiesznie w szlachtę wsiąka (codzienne tego dowody widzimy w Polsce); rolniczy zaś lud, w teraźniejszym swym ubóstwie i niedostatku politycznej oświaty, koniecznie zostając poza obrębem publicznego życia, zostanie na zupełnej dyskrecji możniejszej i oświeceńszej części narodu lub na opiece wątpliwych trybunów. Jedna monarchiczna władza w naturze swej znajduje i środki i popęd do równoważenia tej rzeczywistej nierówności w naszym narodzie, a rozszerzaniem oświaty, rozmnażaniem dobrego bytu, do zniesienia jej w skutku; bez tej zaś pośredniej, polubownej, a od jednej i drugiej strony niezależnej akcji, wszelka w ustawach zapisana równość martwą zostanie literą prawa. Szlachecka republika de facto zamieni się na taką z prawa, i sprzyjając, jak wiadomo, przewadze i uciskowi możniejszych, starannie przez tychże przechowywaną będzie.

Taki stan Polski znajdzie się w koniecznym przeciwieństwie z oczywistym dążeniem społeczeństw Zachodu, wewnątrz zaś groziłby największym niebezpieczeństwem. Obudzona jest w ludzie polskim, dzięki Reformie, wiedza lepszej doli; powstania oswajają go koniecznie z użyciem siły; gdy więc lud ten nie ujrzy widomej, dobrze mu znanej opieki króla, a spieszny wzrost handlu, przemysłu i rolnictwa nie zaręczy mu bliskiej nadziei dobrego bytu, czyliż nierówność działu, który na niego przypadł, nie wywoła w nim chęci do domowej wojny? Gdyby przynajmniej domowa ta wojna doprowadziła go do pożądanego celu; lecz nie, próżne byłyby kuszenia się w tej mierze; zaleją Polskę potoki krwi własnej, zniknie ona w odmęcie domowej rzezi, a siła i przemoc nie stworzą tego, co tylko czasem i dobroczynną tworzy się opieką.

Gdyby przeto sprawdzić się miało dziwne i niczym nieusprawiedliwione urojenie, że Europa do republikańskiej dąży formy, Polska bezmyślnym naśladownictwem narodów, które ją uprzedziły, nie tylko nic nie zyszcze, ale przeciwnie stanie w odwrotnym kierunku ich postępu i powtórnie ulegnie wewnętrznym targaniom lub nowemu najazdowi. Środka tu nie ma; niezmienne są prawa przyrodzenia, taż sama przyczyna, zawsze ten sam zrodzić musi skutek. […]

Janusz Woronicz (1805-1874), Publicysta, propagator idei monarchicznej, działacz emigracyjny. Urodził się 27 czerwca 1805 r. w Prawutynie Wielkim na Wołyniu. Był bratankiem prymasa Jana Pawła Woronicza. W 1830 r. został dyrektorem kancelarii sejmowej. Wziął udział w powstaniu listopadowym – jako pierwszy wkroczył do Arsenału, w czasie ataku nań podczas Nocy Listopadowej. Po klęsce insurekcji wyemigrował do Francji. Blisko współpracował z Adamem Jerzym Czartoryskim – był jego sekretarzem i agentem m.in. na Bałkanach. Zaangażował się w związany z Hotelem Lambert, powstały w 1837 r. tajny Związek Insurekcyjno-Monarchiczny Wyjarzmicieli. Redagował pismo „Kraj i Emigracja”, a także organ prasowy Towarzystwa Monarchistycznego Trzeciego Maja (1843-1848) – pismo „Trzeci Maj”. W czasie wojny krymskiej służył w operującym w Turcji Pułku Kozaków Sułtańskich Michała Czajkowskiego. W 1856 r. został francuskim konsulem w Turczy. Zmarł 4 lipca 1874 r. w Paryżu. Najsłynniejszym dziełem Woronicza była praca Rzecz o monarchii i dynastii w Polsce (1839), ważny manifest myśli monarchicznej, zarazem element ideowego i politycznego uzasadniania koncepcji uczynienia z Adama Jerzego Czartoryskiego króla Polski (m.in. poprzez wykazanie wyższości jego obrania nad ewentualnym zwróceniem się do obcych dynastii).

Prezentowane fragmenty pochodzą z: J. Woronicz, Rzecz o monarchii i dynastyi w Polsce, Paryż 1839, s. 3-8, 9-32. Praca ta ukazała się też w piśmie „Kraj i Emigracja”, Paryż 1839, z. 9, s. 281-310.

[1] „Kraj i Emigracja”, z. 1, Władza w Insurekcji [przypis z wydania oryginalnego].

[2] „Kraj i Emigracja”, z. 1, Władza w Insurekcji [przypis z wydania oryginalnego].

[3] Tadeusz Kościuszko (1746-1817) – generał armii polskiej i amerykańskiej, uczestnik walk o niepodległość Stanów Zjednoczonych i wojny z Rosją 1792 r., przywódca powstania 1794 r., po jego stłumieniu przez Rosjan więziony w Twierdzy Pietropawłowskiej w Petersburgu, zwolniony w 1796 r., resztę życia spędził na emigracji.

[4] Platon, w liczbie przymiotów jakie cechować powinny obywatela idealnej jego republiki, zaleca z obowiązku „uciskanie niewolników” (dur avec les serfs, doux avec les libres [twardo z niewolnikami, łagodnie z wolnymi]) [przypis z wydania oryginalnego].

[5] Piotr Skarga (Pawęski, Powęski; 1536-1612) – kaznodzieja, jezuita. W 1579 r. został pierwszym rektorem Akademii Wileńskiej, pozostając nim do 1584 r., gdy przeniósł się do Krakowa. Tam początkowo był superiorem jezuickiego domu św. Barbary, zakładał dobroczynne towarzystwa, m.in. Arcybractwo Miłosierdzia i Bractwo Św. Łazarza. W 1588 r. został nadwornym kaznodzieją Zygmunta III Wazy. Miał duży wpływ na króla i jego otoczenie. Z tego okresu pochodzą Kazania sejmowe – słynny apel o naprawę Rzeczypospolitej i przestroga przed jej możliwym upadkiem, jeśli do owej naprawy nie dojdzie.

[6] Monteskiusz, Charles Louis de Secondat baron de la Bredé et de Montesquieu (1689-1755) – francuski filozof, prawnik, polityk. Jego traktat O duchu praw (De l’esprit des lois, 1748) uchodzi za jedną z najważniejszych rozpraw z zakresu filozofii politycznej, zaś rozwinięta w nim koncepcja trójpodziału władz wciąż pozostaje ważnym punktem odniesienia w dyskusjach o pożądanym modelu ustrojowym.

[7] Władysław I Łokietek (1260-1333) – książę łęczycki i kujawski. Podjął wysiłki na rzecz zjednoczenia Polski po okresie rozbicia dzielnicowego, które zakończyły się – po długich i prowadzonych ze zmiennym szczęściem walkach z przeciwnikami wewnętrznymi i zagranicznymi (zwłaszcza z Czechami, Brandenburgią i Krzyżakami) – skupieniem pod jego władzą ziem: krakowskiej, sandomierskiej, łęczyckiej, sieradzkiej oraz Kujaw. W 1320 r. został koronowany

[8] Kazimierz III Wielki (1310-1370) – ostatni król Polski z dynastii Piastów, koronowany w 1333 r. po śmierci swego ojca Władysława Łokietka. Swą politykę opierał na rozważnym wyborze celów i środków ich realizacji (którym był np. sojusz z Węgrami, ale też niespotykane dotąd w Polsce wzmocnienie systemu fortyfikacji), a zarazem na konsekwencji w przeprowadzaniu zamiarów, co przyniosło mu niemało sukcesów i miano jednego z najlepszych władców Polski w całych jej dziejach.

[9] Zygmunt II August (1520-1572) – król Polski i wielki książę Litwy, samodzielnie od 1548 r., wybrany na króla już za życia ojca Zygmunta I Starego w 1529 r. Skonfliktował się ze sprzyjającą Habsburgom magnaterią. Popierał reformatorski ruch egzekucyjny. Zawiązał korzystny dla Polski sojusz z Turcją, Szwecją i Francją, przydatny w pierwszej wojnie północnej (1559-1570) o panowanie nad Morzem Bałtyckim, zakończonej m.in. zhołdowaniem Inflant. Przeprowadził realną unię polsko-litewską, zawartą w Lublinie w 1569 r. W niespokojnych czasach reformacji i kontrreformacji starał się zachować w Rzeczypospolitej pokój religijny.

[10] Stefan Batory (1533-1586) – książę siedmiogrodzki od 1571 r., król Polski i wielki książę litewski od 1576 r., mąż Anny Jagiellonki. Był jednym z najwybitniejszych dowódców wśród władców Rzeczypospolitej, czego dowiódł w wojnach przeciwko Moskwie (wojna o Inflanty, 1577-1582, z kampaniami połocką, wielkołucką i pskowską, zakończona rozejmem w Jamie Zapolskim).

[11] Jan Sobieski, jeszcze hetman, wzywał gabinet francuski do wspólnego ratowania Polski, „pour soustraire la République à cette sotte tyrannie d’une noblesse plébéienne” [aby uchronić Republikę od bezsensownej tyranii plebejskiej szlachty], a środkiem do tego jedynym widział zaprowadzenie i ugruntowanie za pomocą obcą władzy monarchicznej [przypis z wydania oryginalnego] [Jan III Sobieski (1629-1696) – hetman wielki koronny (od 1668 r.), król polski (od 1674 r.). Przed wyniesieniem na tron i na początku panowania związany był ze stronnictwem profrancuskim. Jego największy triumf – zwycięstwo nad Turkami pod Wiedniem (1683) nie zostało należycie wykorzystane. Także rezygnacja z profrancuskiego kursu polityki i akces do Świętej Ligi, stworzonej przeciwko Turcji przez Austrię, Wenecję i papieski Rzym, nie przyniosły Polsce spodziewanych profitów, dlatego bilans panowania Sobieskiego jest niejednoznaczny].

[12] Auctores Reipublicae [przypis z wydania oryginalnego].

[13] Stanisław Leszczyński (1677-1766) – król polski w latach 1704-1709 i 1735-1736. Po raz pierwszy zasiadł na tronie dzięki wsparciu Szwedów, w czasie, gdy ci odnosili sukcesy w wojnie północnej. Odwrócenie się losów rywalizacji szwedzko-rosyjskiej przesądziło o utracie władzy przez Leszczyńskiego w 1709 r. Po śmierci Augusta II ponownie został królem, tym razem wsparty przez swojego zięcia, króla Francji Ludwika XV, a także większość szlachty. Trzy tygodnie po elekcji Leszczyńskiego zwolennicy pozostania dynastii Wettinów na tronie polskim, wsparci przez wojska rosyjskie, ogłosili królem Augusta III. O wyniku wojny sukcesyjnej przesądziła interwencja rosyjska. Leszczyński musiał opuścić Polskę. Ludwik XV uczynił go dożywotnim władcą Lotaryngii.

[14] August III (1696-1763) – król Polski (od 1733 r.) z dynastii Wettinów. Sięgnął po polską koronę z pomocą rosyjską i austriacką, którą zyskał za cenę ustępstw wobec obu państw. Za jego panowania Rzeczpospolita politycznie stopniowo słabła, choć nie prowadziła żadnych wojen (w odróżnieniu od Saksonii, którą August III uwikłał w wojny prusko-austriackie o Śląsk), a i dało się odczuć rozwój gospodarczy.

[15] Zadawano Lafayettowi, a oraz i ludziom podzielającym jego polityczne widoki, że wpływając na utworzenie lipcowej monarchii, uważali takową jedynie jako stan przejścia do doskonalszej republikańskiej formy. – Laffitte, najbliższy towarzysz Lafayetta w rewolucji lipcowej, członek dzisiejszej opozycji przy ostatnich (1838 r.) wyborach, w zeznaniu politycznej swej wiary wyraźnie przeciw rzeczonemu mniemaniu protestował i z precyzją formułował przywiązanie swoje do monarchicznej formy, nie jako chwilowej ustawy i potrzebnej tranzycji; jako formy jedynie Francji właściwej, formy stale i wiecznie trwać mającej [przypis z wydania oryginalnego].

[16] Dyrektoriat został utworzony w 1795 r. przez Konwent Narodowy, jako pięcioosobowa egzekutywa mająca rządzić rewolucyjną Francją. Został obalony przez zamach stanu Napoleona (przewrót 18 brumaire’a).

[17] Konwencja, czyli Konwent – zgromadzenie prawodawcze, wyłonione we Francji 21 września 1792 r., które zniosło monarchię i wprowadziło w jej miejsce republikę. Było odpowiedzialne za śmierć Ludwika XVI, którego skazało na gilotynę, a także falę zbrodni popełnianych w czasie terroru jakobińskiego. Istniało do 26 października 1795 r.