Położenie obecne

Jan Franciszek Kołosowski

Jan Franciszek Kołosowski

1806-1872, publicysta, działacz polityczny.

Polacy! Obywatele teraz państwa austriackiego, mamy tedy wolność myślenia, mówienia, radzenia, pisania; nieocenione skarby, o których jeszcze przed kilku tygodniami w najśmielszych wyskokach imaginacji naszej nikt by sobie nie był pozwolił marzyć[1].

 

Jan Franciszek Kołosowski

1806-1872, publicysta, działacz polityczny.

Możemy użyć na korzyść Ojczyzny i dla naszego osobistego pożytku całej potęgi siły moralnej; a widzimy co dzień, jak ta siła górę bierze nad surową siłą bagnetów i armat. Jeżeli tej sposobności, tej potęgi, której we Lwowie, w Krakowie, jak w Poznaniu na drodze najlegalniejszej użyć możemy, nie użyjemy sprężysto, a rozsądnie; jeżeli byśmy tę wielką porę przez mazgajstwo samowolnie z rąk wypuścili, naszą własną byłoby winą. Obecnie czas leci, jak gdyby i on parą był pędzony. Każdy dzień większe ma znaczenie w życiu narodów i dla historii niż w innych czasach lata, dziesiątki lat. Już dla nas niemało dni upłynęło od rozwidnienia się nowej ery. Czy użyliśmy ich jak można było? Czy uczyniliśmy dotąd wszystko, co uczynionym być mogło? Wątpię.

W tej cząstce kraju polskiego, która obecnie do składu państwa austriackiego należy, trzy przedmioty zajmują wyłącznie myśli każdego patrioty, każdego godnego obywatela. 1) Stan socjalny. 2) Rozwinięcie w tej części Polski, na drodze legalnej, konstytucji zapowiedzianej, na zasadach czysto narodowych, a zatem rozwijanie swobód i pomyślności kraju. 3) Oswobodzenie całej wspólnej Ojczyzny po Dniepr i Dźwinę. Nad tymi trzema przedmiotami zamierzam podać niektóre uwagi.

 

Co do pierwszego

Nikt sobie tego nie tai, że cała Galicja stoi wciąż jeszcze nad przepaścią. Otchłań buntów chłopskich[2], sprawą Metternicha[3] otworzona, wcale jeszcze nie została zamkniętą. Lada iskierka może je wznowić i całą Galicję, ba! nawet i przyległe kraje, oddać mordom, rabunkom, pożogom, które by łatwo mogły wywrócić cały stan socjalny, wytępić cywilizację i oddać kraj barbarzyństwu. I bardzo wątpliwą jest rzeczą, czyli same koncesje, choćby też na największy rozmiar udzielone, byłyby w stanie uleczyć społeczeństwo z tej okropnej choroby, którą zarażone zostało.

Jakież więc na to lekarstwo? Sądzę, że nie ma, choćby też najheroiczniejszego lekarstwa, które by zdolne było uleczyć tę chorobę od razu i radykalnie. Zdaje mi się tylko, że połączeniem kilku środków można by zabezpieczyć naprzód kraj, do pewnego stopnia, od wznowienia podobnych nieszczęść, a następnie, z czasem, wykorzenić zarazę. Tymi środkami byłyby moim zdaniem: A) Represja na drodze sądowej zbrodni przed dwoma laty popełnionych. B) Urządzenie ostateczne stosunków chłopskich. C) Urządzenie jak najspieszniejsze gwardii narodowej, nie tylko po miastach, ale i po wsiach. D) Zaprowadzenie przyzwoitego systematu edukacji u chłopstwa.

Ad A). Nie jest tu wcale mowa o zemście, ani także o zupełnym wymiarze sprawiedliwości, jakiego przy zwyczajnych zbrodniach wymaga towarzystwo i prawo. Chcieć pierwszą wywierać byłoby niegodne wspaniałomyślnego narodu; drugi osiągnąć jest zupełnym niepodobieństwem. To ma być lekarstwo; to ma być środek polityczny mający na celu przyszłość. Rozhukane chłopstwo, ta tłuszcza do bydła podobna, sama przez się nieprzyjaciel tchórzowaty i wszelkiej pogardy godny, nic zgoła nie znaczy, jeżeli nie ma przywódców lub przynajmniej podżegaczy. Przed dwoma laty podżegaczami byli urzędnicy, których już dzisiaj opinia narodów, a mianowicie Niemców zupełnie potępiła; a za naczelnika swojego uważali samego cesarza, czyli rzeczywiście Metternicha w cesarski płaszczyk odzianego i dlatego to mordowali krzycząc: niech żyje Cesarz! i rabowali mieniąc się Kajserlichami [cesarskimi]. Dzisiejszy rząd austria­cki odrodzony, potrzebuje dla zaszczytu korony, dla własnego honoru, odepchnąć od siebie wszelką solidarność w tej olbrzymiej zbrodni z rządem zwalonym i usprawiedliwić się z zarzutu, który cała Europa rządowi cesarskiemu uczyniła. Jego jest obowiązkiem nie tylko moralności i przyszłości ucywilizowanej Europy, ale i chłopstwu dać rękojmię, w sposób dla niego zrozumiały, że nie zatwierdza jego zbrodni i na przyszłość pobłażać im nie będzie. Sam rząd przeto powinien wyznaczyć śledztwo i sąd. Sprawa cała powinna nader krótko trwać i wcale nie zamierzać zupełne jej zgruntowanie. Niechajby się cała kara na dwóch osobach skończyła. Dosyć by było powiesić, i to w Tarnowie, jednego z głównych wykonawców, jednego z głównych podżegaczy, i co prędzej wydaniem amnestii wtrącić całą sprawę w zapomnienie.

Ad B) Że urządzenie stosunków chłopskich jest konieczną potrzebą czasu, że jest w umyśle całego obywatelstwa, i że to ostatnie nie potrzebowało wypadków roku tysiąc osiemset czterdziestego szóstego, ażeby wziąć postanowienie złożenia wielkich osobistych ofiar dla tego przedmiotu, dowodzą petycje byłych sejmów postulatowych, do tronu w tej mierze zanoszone, a odrzucane przewrotnością byłego rządu Metternichowskiego. Ale ta regulacja nie powinna być dziełem arbitralnego postanowienia rządu. Prawo do tego ma jedynie sejm; sejm już konstytucyjny w Galicji zebrany. Sejm także tylko może mieć dostateczną znajomość miejscowych i historycznych stosunków, które jedne i drugie wpływać muszą na prawo tak fundamentalne, mające do głębi poruszyć cały stan towarzyski i majątkowy narodu. Tymczasem takie prawo potrzebuje czasu, ażeby być z dojrzałością wypracowane, a co więcej do skutku doprowadzone. Wypadki zaś naglą. Może byłoby niebezpiecznym przedłużać tak długo groźną sytuację i może zachodzi potrzeba wykonania głównej rzeczy bez żadnej odwłoki. Zebranie galicyjskich obywateli może być jedynie sędzią w tej mierze. Im więc przystoi wziąć postanowienie, zyskać zatwierdzenie rządu i rzecz, w głównej przynajmniej części, natychmiast wykonać; zastrzegając zawsze, iż pierwszy sejm konstytucyjny ten przedmiot prawem dokładnie ureguluje, ulegalizuje i pokrzywdzonych wynagrodzi. Albowiem niewątpliwą jest rzeczą, że gwałtowne przewiedzenie takiej reformy wiele familii dotknie, wiele do bankructwa przywiedzie. Trzeba je ratować, trzeba je z upadku wydźwignąć, tego wymaga sprawiedliwość, wymaga pomyślność kraju[3].

Może wypadałoby, nie czekając na zaprowadzenie konstytucji, z powodu naglących okoliczności, zwołać natychmiast tymczasowy sejm, którego wyłącznym byłoby powołaniem uregulowanie stosunków chłopskich.

Ad C) Ale tymczasem potrzeba przede wszystkim zabezpieczyć dwory od napadów, od spustoszenia i tych wszystkich, co w surdutach chodzą od morderstwa. Należy więc urządzić i uzbroić jak najprędzej gwardię narodową w całym kraju, nie tylko po miastach, ale i po wsiach; lecz zastosować urządzenie do obecnego położenia kraju, ażeby ta broń służyła rzeczywiście do utrzymania spokojności i przeciwko zewnętrznemu nieprzyjacielowi; a w żadnym razie, żeby nie mogła służyć chłopstwu do wznowienia mordów. Trzeba by np. ażeby do składu tej gwardii przypuszczani tylko byli z chłopstwa ludzie najpewniejsi, osiadli gospodarze, mający porękę; trzeba by, żeby składy broni znajdowały się po dworach itd.

Ad D) Pomimo wszystkich tych środków, nie należy sobie pochlebiać, ażeby się obecna generacja przerobić dała, której przewrotność pochodzi z wychowania zupełnie zaniedbanego; wychowania, które w niej ugruntowało zgubną ciemnotę, niemoralność i zupełny brak religii. Z tego pokolenia nic już nie będzie. Trzeba się ograniczyć do pilnowania go i powściągania. Całą nadzieję lepszej przyszłości trzeba obrócić na przyszłe pokolenia; utworzyć z nich nowe plemię, przez edukację zasadzającą się na moralności i religii, a udzielającą tyle tylko nauki, ile jej potrzeba w zawodzie, do którego przeznaczone. Dobrobyt podniesie się u niego w skutku nowych swobód i większego światła. Za kilkadziesiąt lat odrodzona Polska może się ukazać świetną, jak nigdy nie była.

Ale to wszystko jakże się ma osiągnąć? W nowym porządku rzeczy, który tak świetnie w samym Wiedniu zaprowadzonym został, rzecz zdaje się być łatwą. Wszakże otwarta droga do tronu petycjom. Ale, jeżeli te petycje mają wyrażać powszechną opinię i żądania narodowe, powinny nosić odpowiednią cechę. Nie tylko więc w Krakowie i we Lwowie, ale w każdym cyrkule powinny się zawiązać komitety do zbierania podpisów i adresy tysiącami takowych pokryte, powinny być cesarzowi przez deputacje przesyłane. Wszakże zbierania się są dzisiaj dozwolone, a podawanie adresów i petycji tak pojedynczemu, jako też i zbiorowo jest drogą legalną. Dawna zastarzała legalność oddana wyłącznie w ręce sejmów postulatowych, runęła w Wiedniu w dniach 13 i 14 marca[5]. A tu chodzi o użycie czasu i o sprężyste wystąpienie z żądaniami, będącymi gwałtowną potrzebą kraju.

 

Co do drugiego

Gdybyśmy nie zwracali nawet oczu na resztę naszych braci Polaków, ale ograniczali się jedynie do zakresu prowincji polskich należących dzisiaj do składu państwa austriackiego, tedy każdy przyznać musi, że w żaden sposób nie możemy być objęci razem z innymi jego prowincjami wspólną konstytucją. W żaden sposób nie możemy zasiadać na periodycznych obradach z innymi narodami w jednym zgromadzeniu. Inny nasz język, inne obyczaje, inne stosunki towarzyskie, inna historia, inny klimat. Żadnego zgoła pożytku nie moglibyśmy przynieść innym naszą radą; a oni nawzajem nie mogliby mieć żadnego sądu o potrzebnym dla nas prawodawstwie. Co więcej, sama różnica języków musiałaby koniecznie zrobić na takim sejmie zamieszanie wieży babilońskiej. Polskie więc prowincje potrzebują koniecznie: 1) własnej narodowej konstytucji, z własnym odpowiedzialnym ministerium. 2) Swoje własne narodowe władze administracyjne. 3) Swoje własne sądownictwo z ostatnią instancją w kraju polskim. 4) Sądownictwo ustne, jawne i urządzenie w przyszłości sądów przysięgłych, zostawione sejmowi. 5) Zupełnie nowy liberalny systemat edukacji, dla wszystkich dostępny. 6) Uznanie języka polskiego za jedyny język narodowy i rządowy, w administracji, sądownictwie i edukacji. 7) Zwrotu Oświęcimia i Zatora, które dawniej do Polski należały i dzisiaj Polakami zamieszkałe są. 8) Naszego dawnego orła białego za herb.

Te wszystkie potrzeby nasze i życzenia należy także wyformułować na zjazdach, spisać w petycjach i podawać do tronu. Wszakże nie żądalibyśmy niczego więcej, jak tylko tego, co już prawem bracia nasi i sąsiedzi Węgrzyni zapewnione sobie mają. Żadnego nie ma powodu odmówienia nam tych samych swobód, które im przyznane zostały. Wszakże równy powinien być dla wszystkich wymiar sprawiedliwości.

 

Co do trzeciego

Główna myśl, która od kilkudziesięciu lat, od czasu upadku Polski, każdego Polaka zajmuje, jest: Polska połączona, wolna, aż do Dniepru i Dźwiny niepodległa. Tę myśl pieścili w tajnikach duszy bojaźliwi; wciskała się mimowolnie w umysły podłe, które się dla osobistej korzyści i prywatnych widoków obcym rządom zaprzedawały. Ale cały naród objawiał ją światu, głośno i wymownie, na polach walnych bitew, spiskami, emigracjami, manifestami, na koniec dostarczanymi corocznie męczennikami więzieniom, kajdanom, Syberii i rusztowaniom. Tej myśli wypierać się lub tylko osłaniać ją niezupełnie wyraźnymi słowami, tam, gdzie już posiadamy zupełną wolność druku, byłoby sromotną hańbą, byłoby mistyfikacją, byłoby niegodnym uwodzeniem rządów, które, przyzwalając na niegraniczoną wolność druku, tym samym objawiły, że chcą być przez prasę oświecane. Gdzie tylko więc w sposób legalny uczynić nam to dozwolono, wołajmy pełnym głosem, okazujmy wszelkimi sposobami, że my chcemy całej Polski po Dniepr i Dźwinę; że wszelkie, choćby też najswobodniejsze przyzwolenia, będą dla nas goryczą zatrute, dopóki trzy czwarte części narodu polskiego w omierzłym jarzmie jęczeć będą; że nie masz dla nas pociechy, dopóki z wszystkimi współbraćmi w jedno swobodne ciało połączeni nie będziemy. Wszakże w całym kraju niemieckim powstają głosy i manifestacje za przywróceniem całej Polski samoistnej. Cały naród niemiecki zgadza się na to i objawił swoje zdanie. Czyliż wypada, ażebyśmy sami Polacy opuszczali ręce i w manifestacjach naszych pozostawali w tyle za tymi, których dotąd za wrogów uważać musieliśmy, a którzy dzisiaj stają się dla nas bracią, najlepszymi przyjaciółmi i naturalnymi sprzymierzeńcami. I tutaj mamy przed sobą drogę legalną, prosto do celu prowadzącą; drogę zbiorowych adresów i deputacji, a to do ludów reprezentowanych przez sejmy, węgierski, zapowiedziany sejm w Wiedniu i parlament narodu niemieckiego i do zbierającego się konwentu francuskiego. Już wiemy, iż posiadamy całą ich sympatię; żądajmyż więc ich pomocy do naszego odrodzenia; łatwo nam jej udzielić mogą; patrzymy na to, jak silną okazuje się potęga moralna ludów, jak wszędzie przed nią ulega surowa siła bagnetów i armat. Niechaj więc tylko sejmy narodowe uwzględnią nasze adresy i polecą swoim rządom, ażeby się zajęły odbudowaniem Polski, wtedy zbiorowe oświadczenie narodów niemieckiego, francuskiego i angielskiego, oznajmione Rosji, musi być przez nią uwzględnione; bo Rosja, jakkolwiek mocna, nie jest w stanie przyjąć walki z połączoną Europą; a gdyby ją duma monarchy do tej ostateczności przywieść miała, z wielką tylko szkodą swoją wyszłaby z takiej walki. Narody zaś europejskie, a zwłaszcza niemiecki, oczyszczone z kaźni zciągnionej na nie przez ohydną politykę dawniejszych dyplomatów europejskich, zyskałyby ubezpieczenie u siebie i powetowałyby krzywdę nam wyrządzoną. Naród polski wywdzięczając się Europie za ten akt sprawiedliwości, jakkolwiek może opóźniony, odrodzony tyloletnim nieszczęściem, nauką i doświadczeniem, wziąwszy się za ręce z bratnim narodem węgierskim, wspólnie z nim obejmie powo­łanie, które przez kilka wieków sprawował: zasłaniania cywilizowanej, chrześcijańskiej i wolnej Europy od napływu barbarzyństwa i despotyzmu azjatyckiego; powołanie, które Polsce na wieczne czasy przeznaczał wielki król francuski Henryk IV[6], gdy układał nową organizację związku państw europejskich.

 

 

*  *  *

 

Polacy wnijdźmy w siebie, zapytajmy się sami siebie, a przyznać musimy, że to, com tutaj wyłożył, każdy z nas nosi w swoim sercu głęboko wyryte. To więc, co nosimy w sobie, co jest naszą nieustającą myślą, co nasz umysł w złych czy dobrych kolejach życia przede wszystkim pieści, nie wzdragajmy się objawiać wszelkimi sposobami, gdzie tylko się da, i objawiajmy głośno całemu światu. Wszelkie do tego mamy środki i to na drodze jak najlegalniejszej, we Lwowie, w Krakowie, w Poznaniu, w Emigracji. Zdaje mi się, że Poznańskie zrozumiało stan rzeczy i na właściwej postawiło się stopie. Cudne jest powstanie owego Komitetu w Poznaniu, który obok władz pruskich tak szanowną przybrał od razu postawę, który jedną odezwą uśmierza całe wzburzone Księstwo, do walki gotowe i moralną władzę nad nim gruntuje. Wspaniałe jest powstanie owego drugiego Komitetu w samym Berlinie, z ludzi, którzy wczoraj jeszcze skazanymi na śmierć zbrodniarzami byli, a dzisiaj sposobią się wystąpić przed parlamentem niemieckiego narodu w znaczeniu reprezentantów polskiej narodowości.

Cześć i chwała tym przewodnikom polskiego narodu. Obok tego przykładu zachowanie się nasze w Krakowie może się wydawać blade. Jeden był czyn szczytny, przez młodzież dokonany. Każdy zrozumiał, że mówię o uwolnieniu więźniów politycznych. Ogół ludności, młodzież nade wszys­tko najlepsze ma chęci i pełna ochoty; ale brak, zupełny brak przewodników. Dlaczegóż w Krakowie, we Lwowie, ba! nawet i w Wiedniu nie ma dotąd takich Komitetów Polskich, jak w Poznaniu i Berlinie? Które by, porozumiawszy się wszystkie między sobą, przewodniczyły ruchowi polskiemu. Dlaczegóż w Krakowie kokarda polska nie świetnieje na wszystkich głowach, jak w całym Poznańskim, jak podobno i w Galicji częściowo? Jest to podobno dzieło tak nazywających się rozsądnych, moderatów, twierdzących, że i bez kokardy dobrym Polakiem być można. W zwyczajnych czasach prawda. Ale obecnie cała Europa jest w stanie gorączkowym. Wszystkie narodowości zatknęły swoje kokardy. Kokarda jest manifestacją, a manifestacji jawnych nie możemy dosyć namnożyć. Każdy obcy co zobaczy, lub tylko z gazet się dowie, że we Lwowie, Krakowie i Poznaniu taż sama błyszczy kokarda, zrozumie od razu, że na tych wszystkich punktach zamieszkali Polacy, i że oni wszyscy tego samego chcą. Dlaczegóż Kraków ma się od wszystkich innych odróżniać. Czyliż by przeto chciał okazać, iż tylko pragnie Zmartwychwstania Nieboszczki Rzeczypospolitej Wolnej, Niepodległej i ściśle Neutralnej[7]?

Jeszcze jeden wzgląd przeważny wymaga takich Komitetów, wymaga z ich strony jak najgruntowniejsze zastanowienie się i natychmiastowe działanie. Oto gdy my ograniczamy nasze patriotyczne objawy do radosnego, serdecznego, hucznego przyjmowania naszych braci dopiero co z kajdan rozkutych (rzecz zresztą bardzo naturalna, słuszna i rozrzewniająca), gdy przestajemy na śpiewaniu: Jeszcze Polska nie zginęła, cesarz Mikołaj[8] poruszył swoje masy i ściąga je nad Wisłę. Czyliż kto myśli, że on, zgromadziwszy w Królestwie dwa do trzech kroć sto tysięcy wojska, założy ręce i spokojnie przypatrywać się będzie rewolucji Niemiec, krzewieniu się tam obrzydłej jemu wolności; że obojętnie patrzeć będzie na rozwijanie się swobodnej narodowości polskiej w Galicji i Poznaniu? Albo raczej korzystając on z obecnych kłopotów Austrii, mającej dziś wszystkie niemal siły na zachodzie zajęte; z drugiej strony z zamieszek całych Niemiec, nad którymi może domowa wisi wojna (co Panie Boże zachowaj), nie zacznie od położenia sekwestru na resztę polskich krajów po Karpaty i ku Odrze i resztę Polski pod swój knut zagarnie. Czyliż to postępowanie nasze i naszego wroga nie jest odnowieniem tego, co zaszło przy wybuchu naszego powstania w r. 1830? Więc i teraz tak świeże doświadczenie nie stało się dla nas nauką. Wkroczenie Rosjan do Galicji, przy dzisiejszym usposobieniu umysłów, nie odbędzie się spokojnie; wywoła niewątpliwie zbrojny opór. Jakiż on być może ten opór, przy zupełnym braku środków obrończych i wszelkiego przysposobienia. Oto ściągnie tylko na kraj nowe mordy i spustoszenie. Jest to kwestia żywotna obchodząca zarówno Polaków jak Niemców, jak i Austriaków. Potrzeba więc polskiego Komitetu, ażeby ściągnął uwagę rządu wiedeńskiego na tak ważny i niebezpieczny przedmiot, ażeby się z nim porozumiał; ażeby się porozumiał z Preszburgiem[9]; jednym słowem, ażeby działał. Łatwe porozumienie się, bo niebezpieczeństwo wspólne. Dzisiaj jeszcze Galicja nie ma żadnego środka odpornego przeciwko inwazji rosyjskiej, ale łatwo mieć może. W wojskach austriackich znajduje się dzisiaj kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Gdyby oni przyszli jako wojsko austriackie na obronę Galicji, wznieciliby tylko nieufność narodowości polskiej i między nimi a chłopstwem, Rusinami, przybywającymi Rosjanami poplątałyby się tylko stosunki i upadłaby wszelka możność obrony. Bo kilkadziesiąt tysięcy wojska austriackiego (a więcej dzisiaj nie jest w stanie oderwać Austria dla obrony Galicji), z niechętną dla siebie narodowością polską, nie jest w stanie stawić czoła wojskom rosyjskim. Zupełnie inaczej rzecz by się miała, skoro by te kilkadziesiąt tysięcy przerobionymi zostały na wojsko polskie, co łatwo i prędko stać się może, i wspólnie z ludnością do obrony wystąpiły. Czterdzieści do pięćdziesiąt tysięcy porządnego wojska, zasilone powstaniem, mając za podstawę pasmo gór karpackich, a za tymi górami w rezerwie tak bardzo sprzyjający nam naród węgierski i drugą szanowną siłę przeciwko Moskwie w Poznaniu, grożącego jej nieprzyjaciela od Królewca, przybywającą niewątpliwie flotę z posiłkami na Morze Bałtyckie, to wszystko razem połączone postawiłoby na samym wstępie sprawę polską na stanowisku daleko pomyślniejszym, niż była przy rozpoczęciu powstania w roku 1830. Ale potrzeba działać i ani dnia nie tracić. Potrzebny przede wszystkim Komitet Polski, a temu trzeba się natychmiast z rządem w Wiedniu porozumieć. Że jego dotąd nie ma, jest winą tych, którzy by przez swoje położenie w towarzystwie i przez swoje usposobienie powinni być przodownikami narodowymi. Dlaczegóż Gwardia Narodowa w całej Galicji nie jest dotąd zorganizowaną, choć zrazu bez broni, o którą wniebogłosy trzeba wołać w Wiedniu. Byłby i z niej środek obrony przeciwko zewnętrznemu nieprzyjacielowi, w połączeniu jej z wojskiem. NB. w kraju polskim Gwardia Narodowa wiejska powinna by być po większej części konną, a do wystawienia tej wszakże nie potrzeba i wiedeńskiej broni. Ściągnięcia zaś pułków polskich z przerobieniem ich na wojsko polskie trzeba żądać jak najspieszniejszego; trzeba je sprowadzać koleją żelazną.

Nie łudźmy się nad obecnym położeniem. Wisi nad Europą potężna wojna; wojna na śmierć, pomiędzy żywiołami wolności i despotyzmu[10], wojna mająca rozstrzygnąć, czy Europa ma być wolną lub li też kozaczą[11]. Nieprzyjaciel zalega swoimi obozami większą część polskiej ziemi i większe siły tam ściąga. Reszta Polski znajduje się w przedniej straży ucywilizowanej Europy; a my niebaczni jeszcze dotąd ani wedety przeciwko nieprzyjacielowi nie wystawiliśmy.

 

Pisałem dnia 24 marca 1848 r.

 

Jan Franciszek Kołosowski (1806-1872), Publicysta, działacz polityczny. Urodził się w Krzywcach. Studiował na Uniwersytecie Wileńskim. Brał udział w powstaniu listopadowym, po którym przez Prusy trafił do Francji. Pracował tam jako urzędnik na poczcie, studiował medycynę i prawo, był nauczycielem i sekretarzem profesora prawa. Zaangażował się w życie emigracji, przystępując do Komitetu Narodowego Polskiego (1832 r.), następnie do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego (1833-1834). Był jednym z polskich emigrantów z Coutances, którzy protestowali przeciwko prawu z 22 kwietnia 1833 r., uniemożliwiającemu emigrantom swobodny wybór miejsca zamieszkania. Za to wystąpienie władze francuskie chciały wydalić go z Francji, ale wycofały swój nakaz, zaś Kołosowski wystąpił z TDP. Przystąpił do Zjednoczenia Emigracji Polskiej, był redaktorem „Dziennika Narodowego” (1842-1848), pisywał artykuły i broszury polityczne (Położenie obecne mieszkańców Polski, Ich powinność, 1845; Położenie sprawy w r. 1846. Głos Emigranta do członków sejmu polskiego, 1846). W kwietniu 1848 r. chciał udać się do Galicji, ale nie został do niej wpuszczony, dlatego przez kilka miesięcy mieszkał w Wiedniu. Gdy wreszcie dotarł do Krakowa (we wrześniu tego roku), nawiązał współpracę ze środowiskami konserwatywnymi – m.in. wszedł do redakcji dziennika „Czas”. Gdy jednak rosyjskie wojska przechodziły przez Kraków w drodze na Węgry, gdzie miały stłumić powstanie antyhabsburskie, Kołosowski otrzymał polecenie wyjazdu do Brna. W latach 1850-1851 mieszkał w Wielkopolsce. Po uzyskaniu zgody na powrót do Małopolski zamieszkał w Brodach w powiecie wadowickim. Zmarł tam 21 grudnia 1872 r.

Prezentowany tekst jest przedrukiem broszury wydanej w 1848 r. w Krakowie.

[1] Swą broszurę Kołosowski pisał w marcu 1848 r., gdy pod wpływem rozruchów w Wiedniu i presji m.in. szlachty węgierskiej, cesarz Ferdynand I zdymisjonował kanclerza Metternicha i zapowiedział ogłoszenie konstytucji.

[2] Kołosowski przywołuje rzeź galicyjską, znaną też jako rabacja – trwające na przełomie lutego i marca 1846 r. antyszlacheckie i antypańszczyźniane wystąpienia chłopskie na terenach zachodniej Galicji, w czasie których dokonano wielu napaści na dwory i morderstw. Głównym przywódcą rzezi był Jakub Szela (1787-1866). O jej sprowokowanie i wspieranie obwiniano władze austriackie.

[3] Klemens Lothar Metternich (1773-1859) – austriacki polityk, jeden z najbardziej wpływowych mężów stanu Europy pierwszej połowy XIX wieku, minister spraw zagranicznych i kanclerz Austrii (1821-1848). W 1848 r., w czasie Wiosny Ludów, zmuszony do ucieczki z Wiednia, wyjechał do Londynu, skąd powrócił w roku 1851. Przez wielu polskich konserwatystów był obarczany odpowiedzialnością za zainspirowanie rzezi szlachty w czasie tzw. rabacji galicyjskiej (1846).

[4] Nawiasowo wspomnę, że urządzenie stosunków z chłopami powinno mieć za konieczną podstawę zupełne odseparowanie nie tylko gruntów chłopskich od dworskich, ale i chłopskich pomiędzy sobą [przypis z wydania oryginalnego].

[5] 13 marca 1848 r. na ulicach Wiednia doszło do rozruchów, następnego dnia zdymisjonowany kanclerz Metternich opuścił miasto.

[6] Henryk IV Burbon (1553-1610) – król Nawarry od 1572 r. i Francji od 1589 r., protoplasta dynastii Burbonów. Władzę przejął po wygaśnięciu głównej linii Walezjuszów. Henryk zakończył wojny religijne między hugenotami a katolikami, wydając edykt nantejski (1598). Sam, aby utrwalić swe rządy, przeszedł w 1593 r. na katolicyzm (znane są jego słowa: „Paryż wart jest mszy”).

[7] Wolne, Niepodległe i Ściśle Neutralne Miasto Kraków i jego Okręg, znane lepiej jako Rzeczpospolita Krakowska lub Wolne Miasto Kraków, było państwem powstałym w 1815 r. na mocy decyzji podjętych podczas kongresu wiedeńskiego, obejmującym Kraków i okoliczne tereny (w tym tylko trzy miasteczka: Chrzanów, Trzebinię i Nową Górę). Jego formalna niezależność była bardzo ograniczona, a faktyczna nie istniała, gdyż zależało w pełni od tzw. państw opiekuńczych – a więc zaborców. Po powstaniu krakowskim 1846 r. zostało anektowane przez Austrię.

[8] Mikołaj I Romanow (1796-1855) – car rosyjski od 1825 r., w latach 1825-1831 król Polski (Królestwa Kongresowego). Stłumił powstanie dekabrystów (1825) oraz powstanie listopadowe. Po klęsce polskiego powstania zastosował politykę represji, zniósł konstytucję Królestwa Polskiego i wprowadził Statut Organiczny, zamknął uniwersytety w Warszawie i w Wilnie. W 1846 r. wojska rosyjskie uczestniczyły w zwalczaniu powstania krakowskiego, w 1849 r. Mikołaj pomógł cesarzowi Austrii w walkach z powstaniem węgierskim. Umocnił pozycję Rosji na Bałkanach, aczkolwiek w ostatnich latach panowania doznawał niepowodzeń w wojnie krymskiej.

[9] W Preszburgu obradował sejm stanowy, na którym 3 marca 1848 r. Lajos Kossuth zażądał zaprowadzenia rządów konstytucyjnych na Węgrzech i wprowadzenia konstytucji dla wszystkich krajów pod panowaniem Habsburgów.

[10] Już nawet tę wojnę strony sobie de facto wypowiedziały [przypis z wydania oryginalnego].

[11] Przepowiednia Napoleona [przypis z wydania oryginalnego].