Polemika z Joachimem Lelewelem

Karol Boromeusz Hoffman

Karol Boromeusz Hoffman

Karol Boromeusz Hoffman

1798-1875, historyk, prawnik i pisarz polityczny.

Pan Lelewel[1] w ostatniej swojej broszurze: La couronne de Pologne et sa royaute, w której – niestety! – zdaniem nawet swoich przyjaciół sponiewierał resztki reputacji pisarskiej, napisał o mnie te słowa:

 

Karol Boromeusz Hoffman

Karol Boromeusz Hoffman

1798-1875, historyk, prawnik i pisarz polityczny.

„Parmi les écrivains de l’Emigration, un autre próneur de la méme royaule est Charles Hofman. – Dans son ouvrage de Quatre Insurrections où il analyse les guerres de l’indé­pendance de la Grèce, de la Hollande, du Portugal et de la Pologne, il persuade à l’Émigration polonaise d’imiter l’exemple des anciens émigrés hollandais, quiprirent pour leur chef le prince d’Orange, et de reconnaitre pour chef Adam Czartoryski[1], comme un instrument utile à la regénération”[2].

Tak więc pisemko moje Cztery Powstania dostępuje zaszczytu wspólnego wszystkim opiniom zasadzonym na bezstronności i prawdzie, z dwóch stron przeciwnych oskarżonym jest o tendencje zupełnie od siebie odmienne. – Niedawno przyjaciel mój generał Dembiński[3] nazwał mnie krzewicielem anarchii, dziś Pan Lelewel powiada, że jestem krzewicielem monarchii, a do tego monarchii w dynastii książąt Czartoryskich. Odpisałem generałowi Dembińskiemu, odpisać muszę i Panu Lelewelowi, tym więcej, że jeżeli zarzut pierwszego był skutkiem odmiennego tylko sposobu widzenia rzeczy, zarzut drugiego jest skutkiem złej wiary. Tak jest, Panie Lelewel, zmuszasz mnie do tego przykrego wyznania, to coś w swym dziełku dla draśnięcia mnie napomknął, napomknąłeś w złej wierze. W Czterech Powstaniach nie napotkałeś ani słówka o dobrodziejstwach monarchii, o nominacji księcia Czartoryskiego na króla, ani słówka nawet o potrzebie jego wyboru za naczelnika emigracji. Własne twoje wyrazy zdradzają twoją złą wiarę; trzy ostatnie wiersze, które mają być poparciem pierwszego założenia, wywracają je zupełnie – powiadasz, że jestem pronerem rojalizmu – dlaczego? – bo zalecam wybór księcia Czartoryskiego – na co? – zapewne na króla? – nie – (kłamstwo byłoby zanadto widoczne) na naczelnika, na naczelnika takiego, jakim był niegdyś między Holendrami książę Oranii. – Przypuściwszy, że i to prawda, wszakże książę Oranii był naczelnikiem Rzeczypospolitej; toż to jest być pronerem rojalizmu wołać o naczelnika Rzeczypospolitej? Patrz, Panie Lelewel, do jakiej sprzeczności doprowadziła cię twoja drażliwość nerwów, twoje ustawiczne konwulsje przed widmem Czartoryskiego i tak zwanej dyplomacji; używasz tego samego argumentu na wykazanie, że jestem rojalistą, którego by użył rojalista na wykazanie, że jestem republikaninem. Nie wchodzę w te szczegóły dlatego, żebym się miał wstydzić monarchii polskiej lub wyrzekać księcia Czartoryskiego, końcem pozyskania względów bądź Pana Lelewela, bądź ludzi podobną jak on namiętnością miotanych; ale wchodzę dlatego, żeby raz położyć koniec fałszywym i złośliwym myśli moich interpretacjom. Czuję, iż wdając się w tę materię, dotykam ściany gorącej, że każde słowo moje sparzyć może panujące w emigracji stronnictwa, ale dlatego zdania mego nie zataję. Należę do tej liczby rodaków, co w położeniu dzisiejszym ekscentrycznym, wyjątkowym, czują większą sympatię do ojczyzny niż do formy rządu, jaka będzie w tej ojczyźnie, którym bardziej idzie o zachowanie tytułu Polaka niż tytułu obywatela, wolę więc stać pod sztandarem, pod który się gromadzą wszyscy dobrzy, Ojczyzną głównie zajęci Polacy, niż pod sztandarem rojalistów lub republikanów. Moim zdaniem, przyszła forma rządu w Polsce monarchiczna lub republikańska będzie raczej kwestią polityczną niż socjalną, kwestią zewnętrznego bezpieczeństwa niżeli teorii, zachowawczego instynktu niżeli rozumowania, kwestią jednym słowem konieczności niżeli życzeń naszych. Wszystko zależy od rodzaju ruchu, który ojczyznę naszą do życia przywoła, i jeżeli nierozsądkiem byłoby opierać się formie republikańskiej na przypadek, gdyby odrodzenie Polski nastąpiło wskutek zburzonych wszystkich w Europie tronów, równym byłoby nierozsądkiem mniemać, że forma republikańska będzie dostateczną do utrzymania naszej niepodległości, jeżeli ją odzyskamy wskutek własnego indywidualnego usiłowania lub jakiej niespodzianej wojny zewnętrznej, i znajdziemy się znowu otoczeni przez trzy monarchie absolutne i militarne[4]. Przypuściwszy, co podobno dalekim jest od prawdy, że większość ludzi nauki i doświadczenia pierwszą hipotezę za bliższą spełnienia uważa, rozsądny Polak nie powinien spuszczać z oka, że i druga ma swoją choćby tylko chwilową przyszłość, że ją wspiera historii, nie imaginacji powaga, nie powinien zatem wiązać przedwcześnie swego sumienia, przysięgać tej lub owej formie rządu choćby dlatego, żeby jej kiedyś ze wstydem nie zgwałcić; nie powinien budować zamków na lodzie i przywdziewać na siebie śmieszny charakter republikanina lub rojalisty in partibus. Kto mi będzie prawił o godności człowieka, o niedołężności ludzi bez pryncypiów, odpowiem: student jesteś, prawisz to, czego cię jak papugę nauczono, patrzysz tylko tam, gdzie ci palcem wskazano, widzisz gwiazdy, a nie widzisz miejsca, na którym stoisz, znasz położenie wszystkich, a nie znasz swego. Kto mi zarzuci, że w dzisiejszym odrętwieniu umysłów środki tylko republikańskie wywołać mogą ruchy rewolucyjne, odpowiem mu w ogólności, że według mnie do odzyskania Ojczyzny nie ma złych środków. Świętość celu uprawnia wszystkie drogi. Najobłędniejsze teorie są dobre, jeśli do Ojczyzny prowadzą, najlepsze są złe, jeśli od niej odwodzą. Nie kocha Polski rojalista, który by się obawiał użycia w razie potrzeby środków republikańskich, nie kocha Polski republikanin, który by się obawiał użycia środków rojalistowskich. – Ktokolwiek straciwszy ojczyznę, tak myślał i działał, zawsze wygrywał, uczy tego historia wszystkich narodów i wieków.

Taka jest moja teoria o rojalizmie polskim. Pan Lelewel byłby ją dostrzegł w Czterech Powstaniach, gdyby był człowiekiem dobrej wiary, a raczej gdyby go nie zaślepiał nieszczęsny duch stronnictwa, gdyby go nie trawiło uczucie zawiści i zemsty, nie przeciw mnie, ale przeciw osobom stojącym mu na zawadzie, przez blask swych zasług lub swego imienia. Co do mniemanej propozycji księcia Czartoryskiego na króla, i tu odpowiedź moja będzie krótka i jasna. Odpycham zarzut Pana Lelewela, nie dlatego, żebym nie wiedział, że książę Czartoryski jest po dziś dzień jedynym z Polaków, któremu by ta godność najprzyzwoiciej przystała, jedynym z Polaków, któremu by w chwili działania wymagającej nominacji króla, a do tego króla Polaka, powierzyć ją należało; jedynym z Polaków, któremu by i jego przeciwnicy nawet, zasług, przymiotów i tytułów do korony nie odmówili, gdyby się raz z rojalizmem polskim pogodzili lub sami ubiegać się do korony zaprzestali; ale dlatego, że materia ta nie była przedmiotem mojego pisma. Szło mi w tym piśmie wcale o co innego, szło mi o wykazanie, że w powstaniu naszym wszystko niemal działo się inaczej, jak w powstaniach innych narodów; że powstanie nasze było owocem niedojrzałym, ruchem z niechcenia, ruchem bez głowy, bez planu, bez przygotowania, że się wszczęło z dołu, nie z góry, że się zawiązało tam, gdzie był zapał i słabość, nie zaś tam, gdzie było doświadczenie i siła; że nie miało zrazu ani wyraźnego celu, ani wyraźnej chorągwi, żeśmy nie chcieli powstania, kiedy go chcieć należało, a zachcieli, kiedy już było za późno; że przeto wszystkie następne niepowodzenia nie niezdolności lub złej woli ludzi, ale tego pierwszego grzechu, tej pierwszej fatalności były następstwem. Przeszedłszy cały łańcuch tych niepowodzeń, chciałem pokrzepić serca rodaków myślą, że nam jeszcze rozpaczać nie należy, że nam obce jarzmo jeszcze ni tak długo, ni tak boleśnie czuć się nie dało, jak innym narodom, że i inne narody, jak np. Holandia, upadłszy w pierwszym boju, choć uniosły tak jak my swoje narodowe sztandary za granicę, choć je powierzyły garstce tylko emigrantów, a przecież z tej niedoli zwycięsko wybrnąć potrafiły. Zastanawiając się nad działaniem emigrantów holenderskich za granicą, nie mogłem nie zwrócić uwagi, że i tam postępowanie obcych różniło się od naszego. Emigranci holenderscy zamiast miotać samopas szablą po powietrzu, zamiast ubiegać się za pryncypiami pięknymi w teorii, lecz bez praktycznego użytku, za pryncypiami, które nawet w miejscu ich schronienia ściągały na siebie prześladowanie, nie pomoc, woleli gromadzić indywidualne swe siły wokoło osób, przy których pozostało jeszcze jakieś znaczenie, jakaś powaga, jakiś wpływ przeważniejszy u swoich i obcych, i wsparłszy usiłowania patriotycznej, czynnej i zamożnej rodziny książąt Oranii, ujrzeli nareszcie cel życzeń swoich spełniony. Tu się kończą uwagi moje o emigracji. – Komu to zbliżenie historyczne jest niemiłym, komu po raz pierwszy otworzyło oczy, kto oddając hołd należny prawdom praktycznym i z nich konieczne wyciągając wnioski, mimowolnie na osobę księcia Czartoryskiego natrafia, nie moja wina, niech się kłóci z historią, nie ze mną. Może mi dowodzić, że przytaczam fakty nieprawdziwie, że je niewłaściwie do dzisiejszego położenia stosuję, ale byłby chyba nieszczęśliwym Lelewelem, gdyby mnie posądzał, że komuś niosę koronę z przywidzenia lub przyjaźni.

 

Karol Boromeusz Hoffman (1798-1875), Historyk, prawnik i pisarz polityczny. Urodził się w Wieruchowie koło Warszawy. Studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim. W 1828 r. został radcą Banku Polskiego. W latach 1828-1830 wydawał czasopismo prawnicze „Themis Polska”. Wziął udział w powstaniu listopadowym, w jego trakcie został jednym z dyrektorów Banku Polskiego. Po upadku insurekcji wyemigrował – trafił do Drezna, lecz wskutek interwencji rosyjskiego ambasadora musiał je w 1832 r. opuścić. Osiadł w Paryżu, gdzie związał się z obozem księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. W latach 1837-1839 był współredaktorem „Kroniki Emigracji Polskiej”. W 1848 r. przeniósł się do Drezna. Był członkiem Komitetu Emigracji Polskiej. W 1873 r. został członkiem korespondentem Akademii Umiejętności. W swych pracach podkreślał słabość władzy monarszej i miast w Rzeczypospolitej, polemizował z tezami Joachima Lelewela. Jego najbardziej znanym dziełem jest wydana w 1867 r. w Lipsku Historya reform politycznych w dawnej Polsce. Napisał także m.in. Obraz rządu i prawodawstwa dawnej Polski (1847-1849) i O panslawizmie zachodnim. Studium historyczne (1867). Zmarł 6 lipca 1875 r. w Blasewitz koło Drezna.

 

Przedruk na podstawie: La Couronne de Pologne et sa Ro­yauté, „Kronika Emigracji Polskiej” 1837, t. 5, s. 370-373.

[1] Joachim Lelewel (1786-1861) – historyk i polityk. W czasie powstania listopadowego został prezesem Towarzystwa Patriotycznego oraz członkiem Rady Administracyjnej (później przemianowanej na Rząd Tymczasowy). Po klęsce powstania wyemigrował. Uchodzi za twórcę jednej z najbardziej wpływowych polskich szkół historycznych, w ocenie I RP wskazującej przede wszystkim na zalety jej ustroju i kultury politycznej (m.in. Polska, dzieje…, t. 1-20, 1856-1865).

[2] Zob. biogram Adama Jerzego Czartoryskiego w tekście „Słownik postaci”.

[3] „Pośród pisarzy emigracyjnych innym orędownikiem tegoż królestwa jest Karol Hofman. W swojej pracy Cztery insurekcje, w której analizuje walkę o niepodległość Grecji, Holandii, Portugalii i Polski, przekonuje polską emigrację, by brała przykład z byłych emigrantów holenderskich, którzy swoim wodzem uczynili księcia Orańskiego, i przywództwo Adama Czartoryskiego uznali za sposób na odrodzenie państwa”.

[4] Henryk Dembiński (1791-1861) – generał wojska polskiego, w sierpniu 1831 r. przez krótki czas wódz naczelny armii polskiej w powstaniu listopadowym, po insurekcji na emigracji, w 1849 r. był wodzem naczelnym powstania węgierskiego.

[5] Nie mogę tu nie przytoczyć poważnego zdania pisarza niepodejrzanej wiary, pisarza, który dotąd najbezstronniej zgłębił instytucje demokratyczne amerykańskie i który za swoje dzieło otrzymał w Akademii Paryskiej nagrodę pismom najużyteczniejszym dla ludzkości przez filantropa Mouthyona przeznaczoną: „Cette faiblesse relative – mówi on – des républiques démocratiques, en temps de crise, est peut-être le plus grand obstacle qui s’oppose à ce qu’une pareille république se fonde en Europe. Pour que la république démocratique subsistât sans peine chez un peuple européen, il faudrait qu’elle s’établit en même temps chez tous les autre” [Owa relatywna słabość republik demokratycznych w czasach kryzysu jest prawdopodobnie największą przeszkodą dla stworzenia takiej republiki w Europie. Aby republika demokratyczna mogła z powodzeniem przetrwać w społeczeństwie europejskim, należałoby ją ustanowić jednocześnie we wszystkich innych krajach] [przypis z wydania oryginalnego].