Pismo okólne oficerów, podoficerów i żołnierzy z zakładu Auxerre, do Rodaków w Emigracji

Maurycy Mochnacki

Maurycy Mochnacki

Maurycy Mochnacki

1803-1834, działacz i publicysta polityczny, związany z nurtami demokratycznymi i patriotycznymi.

Rodacy! Od pierwszej chwili przybycia naszego do Francji uczuliśmy wszyscy te prawdę, że aby móc coś zdziałać jeszcze w interesie nieszczęśliwej Ojczyzny naszej, potrzeba nam było na sam przód ustanowić władzę, która by z naszego upoważnienia w tym duchu działała.

Maurycy Mochnacki

Maurycy Mochnacki

1803-1834, działacz i publicysta polityczny, związany z nurtami demokratycznymi i patriotycznymi.

Nie tylko w interesie emigracji, lecz w interesie całego kraju polskiego, który teraz w nas tylko widzi reprezentantów swej sprawy, chcieliśmy się urządzić za granicą. Lecz na nieszczęście dotąd wszelkie nasze usiłowania pod tym względem były daremne. Emigracja czyniła różne próby – stanowiła różne władze, wpadała na różne pomysły: na koniec znalazła się w stanie zupełnego bezrządu. Ten bezrząd, szanowni Rodacy, przy rozproszeniu emigracji po całej Francji, po całej Europie, jest największym nieszczęściem, jakiego doczekać się mogliśmy; jest tym złem, które usunąć (aczkolwiek to przyjdzie z niemałą trudnością) każdy dobry Polak za pierwszy swój obowiązek względem Ojczyzny poczytuje.

Nie rozszerzając się nad skutkami zbyt widocznymi, jakie już wyniknęły z tego stanu, sądzimy, iż warto by się zastanowić nad tym szczególniej: dlaczego dotąd żadna władza przez nas obrana, ani położonemu w sobie zaufaniu odpowiedzieć, ani nawet utrzymać się nie zdołała? Wyjaśnienie tego mogłoby nas doprowadzić do widoków prawdziwszych, których by się trzymać należało w ustanowieniu jakiejkolwiek władzy emigracyjnej – władzy centralnej.

Pozwólcie szanowni Ziomkowie, abyśmy zdanie nasze w tej mierze poddali pod Waszą rozwagę. Piszemy do Was w sprawie publicznej, a zatem mamy prawo sądzić, że choć byście nie podzielali naszego przekonania, jednakże wyrozumieć i wysłuchać nas zechcecie.

Dotąd w znacznej części rodaków składających emigrację panowało i panuje wyobrażenie, że Polskę dźwigną z upadku ludy europejskie na drodze rewolucji społecznej powszechnej, w dniach lipcowych[1] nagle wznowionej po długiej przerwie, i równie nagle zatrzymanej. Znaczna większość emigracji tak myślała i tak myśli jeszcze. Sam postęp wieku, podług tego mniemania, miał nas wrócić Ojczyźnie. Przeciwnie, znaczna mniejszość sądziła, że taka rewolucja jest jeszcze daleka albo niepodobna i że prędzej Polska powstanie na drodze wojny rządów z rządami, gabinetów z gabinetami, bez powszechnego wstrząśnienia społecznego.

Pierwsza opinia przemogła w emigracji. Stąd wychodziliśmy jako z zasady fundamentalnej w ustanowieniu naszych Komitetów – w ich organizacji – w wyborze nawet osób, któreśmy do nich powoływali. Rewolucja ludów przeciwko tronom zajęła nas całkiem w naszym szczupłym obrębie. W tym wielkim, świetnym widoku staraliśmy się zawczasu jako emigracja oznaczyć położenie nasze tak w obce rządy, jako też nieprzyjaznych im stronnictw, ledwo nie na każdym punkcie w Europie. W nadziei bliskiej rewolucji powszechnej działo się dotychczas wszystko prawie, co się tylko działo w emigracji. Pod tym wpływem, dla ludzi z żywą imaginacją wszechmocnych, miały miejsce wyprawa do Szwajcarii, wyprawa do Polski[2]. Na koniec pod tym wpływem uwaga wielu współbraci obróciła się na stan społeczny Polski i na tej to drodze powstała sekta między nami, która przybrała nazwisko Demokracji[3], sekta, która zdaje się wierzyć w to, że jest pożytecznie i politycznie zalecać dzisiejszej Polsce rewolucję społeczną, bez żadnego środka po­ruszenia mas ludności krajowej, które jej nie rozumieją, a z narażeniem i obrazą jedynych, jakie pozostały środków insurekcji.

Jakiekolwiek jednak konsekwencje mogły wypłynąć z tego dotąd w emigracji przeważnie utrzymującego się wyobrażenia o rewolucji społecznej powszechnej, nie chcemy go bynajmniej osłabiać. I my wierzymy w postęp czasu! Ale nie sądzimy, żeby ten postęp dał się naprzód oznaczyć i z jakąkolwiek wyrachować pewnością. Być może, że rewolucja ogólna europejska nada w mgnieniu oka inny kształt tej części świata, ale być także może, że to nie tak prędko nastąpi, bo to, co jest powszechne i niezmierne zdaje się potrzebować dłuższych przeciągów czasu.

Podług nas pomoc ludów jest więc równie problematyczną, równie pełną zagadek, jak wiara w pomoc rządów.

Powtarzamy raz jeszcze: te obydwie opinie same w sobie uważane, mogą mieć swoją prawdziwość i sumienność, której im nie zaprzeczamy; lecz rozum nie dopuszcza przyjąć jedną lub drugą za prawidło postępowania naszego w emi­gracji.

Dla Polski i dla emigracji, szanowni Ziomkowie, trzeba czegoś prędszego, trzeba czegoś pewniejszego. Dzieło zagłady narodu szybko postępuje. Ciemięzcy Polski wynajdują codziennie środki zniszczenia gwałtowne, wprost do celu trafiające, a my środki ratunku mielibyśmy odkładać na lata i dziesiątki lat?

W położeniu dzisiejszym Narodu Polskiego jest równie nieużytecznie, równie niebezpiecznie oczekiwać pomocy ludów, jak oglądać się na wojnę między rządami i na skutki, jakie by stąd dla nas wyniknąć mogły. Inne ludy, chociaż ujarzmione, mają jeszcze o czym dotrwać do chwili wybawienia swego: my Polacy nie! My się w innym położeniu znajdujemy. Nasze godziny są policzone! My musimy się prędzej zbawić niżeli inni, bo prędzej daleko ulec możemy pod ciężarem naszej niedoli.

Ojcowie nasi przed rozbiorem Polski wierzyli, że interes równowagi europejskiej nie dopuści zniknąć Polsce z rzędu mocarstw niepodległych. Była to więc wiara w pomoc i sympatię polityki całej oświeconej Europy.

Ta wiara rosła w Polsce w miarę wzrostu potęgi Moskwy, Prus i Austrii, i Polska podzielona została. Dzisiaj wierzymy, że Polsce po tylu bezskutecznych powstaniach nie da umrzeć wielki interes rewolucji społecznej powszechnej. Miałoby być w charakterze naszym pierwej upadać, a teraz na koniec zginąć, wskutek tego samego nigdy niepoprawionego błędu?

Komuż bardziej, jak nam Rodacy, przystałoby wyrzec z całą dumą, jaką nas tylko nieszczęście natchnąć może, z całą godnością naszej niedoli: niczyjej pomocy nie odrzucamy, ale w niczyją pomoc nie wierzymy!

Wiara niegdyś w politykę równowagi pozbawiła nas udzielnego bytu; wiara w politykę rewolucji pozbawia nas teraz środków ratowania się w ostatecznej niemal zagładzie. Spróbujmy więc, nauczeni okropnym doświadczeniem, nie puszczać się na nikogo, ani na ludy, ani na rządy; na ludy dlatego, że ich powolne i cząstkowe na drodze rewolucyjnej poruszenia zbyt wiele czasu zostawiają tyranom Polski do wytępienia ze szczętem całego rodu naszego; na rządy dlatego, iżby w każdym wypadku, wtedy nawet, gdyby wojnę ze sobą prowadziły, okazały się łatwe i gotowe poświęcić interes egzystencji naszej innym pobocznym względom, jak tego mieliśmy tylokrotne przykłady.

Rodacy! Wszystko co do Was mówimy w tym przedmiocie, zmierza do okazania, że przyszedł czas, w którym by na koniec należało położyć kres marzeniom. Marzeniem jest wszelkiej natury obca pomoc wobec środków, jakich używa święte przymierze przeciwko Narodowi Polskiemu; z tego względu jest marzeniem nie tylko dyplomatyka – jest równie marzeniem rewolucja powszechna.

Daleko mądrzej, daleko bezpiecznej będzie powiedzieć nareszcie samym sobie, powiedzieć po raz pierwszy od lat stu: rachujemy na wszystko, co wypaść może, ale się na nic nie spuszczajmy i nie wierzmy w nic, tylko w samych siebie.

Naród, który nie przestał być jeszcze narodem, który jeszcze chce być narodem, w jakimkolwiek stanie się znajduje, tylko sam siebie uratować może. My, szanowni Ziomkowie, wierzymy w siłę i w życie Narodu Polskiego. Wierzymy w to, że dla kilkudziesięciu milionów Polaków, gdy chcą jednej rzeczy, nie masz nic niepodobnego nawet
w dzisiejszym, choć tak okropnym położeniu.

Powiedzcie nam Bracia: czy podzielacie z nami to przekonanie?

Dotąd insurekcje w Polsce były daremne, ale dlatego tylko, żeśmy z regularnymi wojskami nieprzyjacielskimi prowadzili wojny regularne, systematyczne. Geniusz Polski wynajdzie dla Jej zbawienia inną, nieznaną jeszcze wojnę. Niezmiernemu uciskowi wyrówna wtedy niezmierny opór,
a historia powie o nas w swoim czasie: że jarzmo królów przymusiło Naród najłagodniejszy i najoświeceńszy Słowiańszczyzny do środków wojowania godnych Attyli[4] i Czyngis-chana[5]. Lecz lepiej, aby cała ziemia nasza spustoszała w takiej obronie, jak pod jarzmem i okrucieństwem Świętego Przymierza. Napiszcie nam, Bracia, czy i to przekonanie z nami podzielacie?

Rzucone tu myśli zbieramy w jedno i dla łatwiejszego porozumienia się z wami Rodacy, tłumaczymy się w ten sposób:

Polityka zagraniczna zdziałała wszelkie złe, które trapi emigrację. Ona nadała swój kolor wszystkim czynnościom naszym – ona nas rozdzieliła – ona nas oderwała od źródła naszego, od ziemi rodzinnej. Jedni zbytecznie zaufali ludom, drudzy w liczbie niezmiernie mniejszej, zbytecznie zaufali stanowi rzeczy obecnemu, a wszyscy razem zapomnieli o własnym kraju, o Narodzie Polskim, jako o sile mogącej zerwać obce pęta bez cudzej nawet pomocy.

Nie jest naszym zamiarem zaczynać wojnę papierową z inaczej od nas myślącymi. Nie ustanawiamy tu nowej nauki; nie wprowadzamy żadnej nowej ani partii, ani sekty. To, co mówimy, nie uwłacza żadnej opinii sumiennie wyznawanej, nie walczy z żadną opinią. Wszelako sądzimy, że wszyscy dobrzy Polacy w emigracji, jakkolwiek z resztą ich polityczne i społeczne wyobrażenia bardzo różne być mogą, zważywszy, że z niesnasek i rozdwojenia wyniknęła 3-letnia zgubna bezczynność nasza, powinni dla wyjścia z tej bezczynności połączyć się ze sobą w imię tej świętej prawdy, że naród nasz ma jeszcze wolę i siłę dostateczną do powstania przeciwko obcym ciemięzcom.

Osądźcie, Bracia, czyli nie moglibyśmy na tej drodze zostać jedną całością – przyjść do jakiejś organizacji za granicą – do utworzenia pewnego centralnego zarządu – do ukojenia pomiędzy sobą prywatnych uraz i publicznych niezgód? Niezgód, wśród których zmaleliśmy, które sparaliżowały całą energię emigracji, które głęboko zasmuciły kraj nasz ojczysty!

Dotąd nic się nam nie udawało w emigracji dlatego jedynie, żeśmy nie mieli pierwszego względu na życie i siłę narodu dwudziestomilionowego, której się nic oprzeć nie zdoła, gdy zostanie poruszona, którą jednak trzeba umieć poruszyć.

Teraz spróbujmy wyjść z tej zasady – i zacznijmy działać. Żeby móc działać, trzeba mieć pierwej swój rząd. Pominąwszy kilku indywiduów, których interes osobisty zniewala do podsycania niezgody domowej między nami, któryż Polak w emigracji nie chciałby się przyłożyć do utworzenia władzy pojętej w celach insurekcji, opartej na zasadach insurekcji?

Emigracja na tej drodze wyjdzie z anarchii, która jej bytowi we Francji zagraża. Interesy nasze emigracyjne (prócz powszechnych narodowych) znaglają nas, zmuszają, szanowni rodacy, do myślenia o samych sobie. Kiedy my czcze rozbieramy kwestie, kiedy się osławiamy w obcych nawet gazetach, kiedy jedni drugich za zdrajców ogłaszamy, kiedy rozjątrzenie między nami do tak wysokiego dochodzi stopnia, że nawet niektórzy spośród nas zapominają co się honorowi narodowemu należy – wróg nasz, car moskiewski, tymczasem bynajmniej o nas nie zapomina. Wiecie, że przysłał do Paryża agenta swego Lubeckiego[6]. Celem misji Lubeckiego nie są ani mniemane likwidacje, ani mniemane pożyczki, którymi Moskale przybycie tego ministra do Francji zasłonić by chcieli. Prawdziwym celem jego misji jest emigracja. Odjąć żołd emigracji, to jest wyjednać, ażeby odjęty został, a potem wyjednać, ażeby na mocy prawa z 21 kwietnia przeciwko wygnańcom[7], Polacy przymuszeni zostali do przyjęcia amnestii, a tym samym do opuszczenia Francji: otóż pomysły godne gabinetu petersburskiego, otóż projekty rzeczywiste cara, które wykonać podjął się minister Lubecki. Przypuszczać bowiem, żeby tu miał przybyć dla uskutecznienia likwidacji lub pożyczki, byłoby to tylko nie znać chytrości tego gabinetu. Kto pojął naturę monarchii lipcowej, wie, do jakiego punktu, w pewnych okolicznościach, dochodzi tu potrzeba ulegania natarczywości obcych mocarstw. W razie, gdyby ministrowie poświęcić nas chcieli tej natarczywości, gdyby tego chcieli koniecznie, znalazłaby się większość w izbach, gotowa zadośćuczynić temu żądaniu. To zaprzeczeniu nie ulega. Zresztą nie czyńmy sobie żadnych iluzji. W izbach ściśle już obliczano miliony potrzebne na nasze utrzymanie. Dary obce ani wieczne, ani długie być nie mogą, a lepiej wiedzieć to zawczasu, niżeli doczekać się tego niespodzianie. W razie tedy ostatecznym Rodacy, w razie najgorszym: rozsypani na takiej przestrzeni, bez porozumienia się wspólnego, bez wiedzy o samych sobie, bez żadnych stosunków z własnym krajem, bez żadnych środków materialnych egzystencji, jakże byśmy sobie zaradzili? Prosty rozsadek dyktuje, że w największym nieszczęściu, równie jak na przypadek nieprzewidzianych pomyślności, lepiej jest być urządzonymi i zgodnymi, jak w stanie zupełnego rozprzężenia.

Te powody skłoniły nas odezwać się do Was szanowni Rodacy! Idzie tu o los Kraju i emigracji. Każdy Polak ma prawo działać i myśleć w sprawie swojej narodowej. Powinnością naszą jest donieść wam Bracia, żeśmy się, aczkolwiek nieliczni, w zakładzie naszym w Auxerre zawiązali w zgromadzenie, które ma na celu wnijść w stosunki bliższe pod tym względem ze wszystkimi zakładami, podobnie jak my myślącymi. Pierwszą rzeczą, do której, po ukonstytuowaniu się naszym, zwróciliśmy uwagę, jest potrzeba ustanowienia władzy ogólnej centralnej. Jest to dużo opóźniona i zapewne ostatnia chwila, w której tego jeszcze dokonać i o tym myśleć możemy. Powiedzieliśmy Wam, z jakich zasad wychodzimy co do utworzenia takiej władzy. Rozumiemy wszelako, iż zniesienie się na drodze częścią prywatnej między zakładami co do zasad i celów tej władzy, poprzedzić powinno samą jej organizację i wybór osób, do sprawowania onej mogących być powołanymi. Naznaczcie przeto szanowni Ziomkowie miejsce, które by się mogło stać ogniskiem tych wspólnych wzajemnych porozumień. Podług nas: trzeba wynaleźć władzę, dla insurekcji i w duchu zasad insurekcji, a zatem władzę, której pierwszym charakterem powinna być możność zawiązania stosunków z Narodem. Ten warunek wszystko w sobie obejmuje.

O wielu rzeczach publicznie ze sobą rozmawiać nie możemy. Pozostałoby więc część, i to niemało ważną, tych porozumień się powierzyć prywatnej korespondencji, lubo zresztą nie byłoby w tym nic ani nowego, ani sekretnego dla świata, że ludzie, którzy z bronią w ręku powstali, o powstaniu tylko i o wyjarzmieniu kraju swego myślą i rozmawiają. Gdyby inaczej o nas trzymali nieprzyjaciele nasi, czyniliby nam krzywdę.

 

Auxerre (Yonne), dnia 23 października 1834

 

Stefan Dembowski, major. Leon Wolicki, kapitan. Antoni Olszewski, kapitan. Roman Kłobukowski, podporucznik. Józef Bajerski, kap. Adolf Groza, podpor. Izydor Guzkowski, kap. Bernard Stempczyński, porucz. Antoni Walewski, por. Maksym. Zagórowski, por. Józef Skorutowski, podpor. Ignacy Mokrski, por. Teodor Jasieński, podpor. Telesfor Kiersz, por. Maurycy Mochnacki, por. Józef Zagórowski, podpor. Franciszek Zagórowski, podp. Dominik Renkiewicz, podof. Hryzostom Bogucki, żołnierz. Julian Żukowski, podp. Jan Płachecki, major. A. Szmidt, lek. bat. Teofil Żukowski, podpor.

 

Maurycy Mochnacki (1803-1834), działacz i publicysta polityczny, związany z nurtami demokratycznymi i patriotycznymi. Urodził się 13 września 1803 r. w Bojańcu pod Żółkwią. W czasie studiów na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego zaangażował się w działalność niepodległościową. Udział w pracach Związku Wolnych Polaków okupił więzieniem (1823-1824). Pod naciskiem władz rosyjskich przygotował memoriał, zawierający krytykę rzekomego liberalizmu systemu oświatowego Królestwa Polskiego. Odzyskał dzięki niemu wolność, ale praca ta wzbudziła duże kontrowersje. W latach 1825-1829 redagował „Dziennik Warszawski”. Ugruntował wówczas swoją pozycję jako czołowego ideologa obozu demokratycznego oraz wpływowego teoretyka i krytyka literackiego, związanego z rodzącym się nurtem romantycznym polskiej literatury. Pod koniec lat dwudziestych włączył się w prace spiskowców z kręgu Piotra Wysockiego. Wziął udział w powstaniu listopadowym, aktywnie działając na rzecz zdobycia w jego władzach przewagi przez środowiska radykalne. Insurekcji poświęcił później pracę Powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831. Występował przeciwko polityce umiarkowanej Rady Administracyjnej i Józefa Chłopickiego, wspierał natomiast dyktatora Jana Krukowieckiego. Współtworzył Towarzystwo Patriotyczne – główną w czasie powstania organizację środowisk demokratycznych i insurekcyjnej lewicy. Wziął również udział w walkach jako zwykły żołnierz – otrzymał order Virtuti Militari, został także awansowany na oficera. Po klęsce powstania wyemigrował. Publikował na łamach „Pamiętnika Emigracji Polskiej”, choć z czasem coraz bardziej oddalał się od głównego nurtu życia politycznego na wychodźstwie. Wsparcie, jakie udzielił Adamowi Czartoryskiemu po ogłoszeniu aktu z Poitiers (w którym książę został uznany za „nieprzyjaciela emigracji”), a także publicystyczne wystąpienia krytyczne wobec idei przygotowywania kolejnego powstania, ściągnęły na niego krytykę ze strony dawnych towarzyszy ze środowisk lewicowych i republikańskich – wskazywały zarazem na konserwatywną ewolucję Mochnackiego. Zmarł 20 grudnia 1834 r. w Auxerre.

List do Generała Dwernickiego od oficerów, podoficerów i żołnierzy z zakładu Auxerre, przedruk za: Pisma Rozmaite. Oddział porewolucyjny, drugie wydanie, Berlin 1860, s. 172-182, pierwodruk: Paryż 1834.

 

[1] Rewolucja lipcowa trwała od 27 do 29 lipca 1830 r. we Francji. Obaliła ona rządy króla Karola X, który usiłował zwiększyć zakres swej władzy. Jego następcą na tronie został Ludwik Filip Orleański.

[2] Wyprawa Zaliwskiego – próba wzniecenia powstania zbrojnego w zaborze rosyjskim w 1833 r., podjęta przez powstańca listopadowego, pułkownika Józefa Zaliwskiego (1797-1855), która po kilku dniach zakończyła się całkowitą klęską.

[3] Towarzystwo Demokratyczne Polskie – jedno ze stronnictw politycznych Wielkiej Emigracji, utworzone w 1832 r., istniało do 1862 r. Program TDP zakładał konieczność przeprowadzenia radykalnych reform społecznych w przyszłej Polsce, przyczyn upadku powstania listopadowego upatrywał w konserwatyzmie szlachty, od lat 40-tych zalecał przygotowywanie nowego powstania.

[4] Attyla (406-453) – wódz Hunów od 445 r., twórca imperium rozciągającego się od obecnej Danii i Renu po Bałkany i Morze Kaspijskie.

[5] Czyngis-chan (1155 lub 1162-1227) – władca mongolski, do 1206 r. znany jako Temudżyn, który zjednoczywszy koczownicze plemiona mongolskie i tureckie, stworzył imperium rozciągające się od Oceanu Spokojnego po Morze Czarne i zagrażające Europie. Znany był z talentów militarnych i organizacyjnych, ale i z okrucieństwa.

[6] Franciszek Ksawery Drucki-Lubecki (1778-1846) – polski polityk. W latach 1821-1830 był ministrem skarbu Królestwa Polskiego, przyczyniając się do rozwoju jego przemysłu. Oponował przeciwko powstaniu listopadowemu. Od 1832 r. zasiadał w rosyjskiej Radzie Państwa. W 1834 r. Mikołaj I wysłał go do Francji, by negocjował zniesienie francuskich zobowiązań wobec Rosji. Misja ta trwała do 1837 r. W jej czasie Lubecki był bojkotowany przez emigrację polistopadową.

[7] W tym dniu w 1832 r. wprowadzono ustawę ograniczającą prawa emigrantów politycznych we Francji.