O charakterze polskiej emigracji

Maurycy Mochnacki

Maurycy Mochnacki

Maurycy Mochnacki

1803-1834, działacz i publicysta polityczny, związany z nurtami demokratycznymi i patriotycznymi.

Obecne położenie nasze nastręczyło mi kilka myśli, które poddać pod rozwagę ziomków za rzecz potrzebną osądziłem.

Maurycy Mochnacki

Maurycy Mochnacki

1803-1834, działacz i publicysta polityczny, związany z nurtami demokratycznymi i patriotycznymi.

Dwa są zbawienne skutki sprawy dwudziestego dziewiątego[1], zresztą wsławionej licznymi niepowodzeniami: pierwszy, że otarła z pleśni publiczne krzywdy polskiego narodu, a drugi, że zrządziła dzisiejsze części tego narodu tułactwo.

I jednym, i drugim chlubić się może nasza rewolucja. Europa poklaskiwała najpierwej rycerskim jej dziełom, a oto teraz jej żałobą, zasmucona, jej sieroctwo podziela.

Z walki, ze starań obywatelskich, pozostały w kraju: na pół tylko ukojona, wypadkami powstania zaostrzona nienawiść obcej niewoli i nietknięte prawa do udzielnego bytu. Te wszystkie prawa uniósł z sobą Polak do Francji, zawarł je i obwieścił rzeczą emigracji swojej, licznej, bo narodowej, świetnej, bo zrozumiałej, poważanej od Europy, bo jeszcze nie zdjęła z siebie sukni zapylonej kurzawą krwawych bitew.

Emigracja polska ma swój charakter oddzielny, historyczny, niepodobny emigracji żadnego innego współczesnego ludu. Trzeba ten charakter ściśle oznaczyć, ażeby sprawy, opinie i życzenia nasze z jego dostojnością do miary przypadały.

Za zasadę w tej mierze kładę, że kolor powstania Polski przebijać się powinien w jej tułactwie. Jakimi byliśmy w obozie, takimi jesteśmy za granicą; a jesteśmy żołnierzami niepodległości naszego kraju, obywatelami przyszłej, udzielnej Polski. Z tego wynika naturalne nasze położenie względem wszystkich spraw społecznych Europy. Zagadnienie niepodległości Polski, któreśmy ostatnim powstaniem rozstrzygnąć chcieli, pociągało za sobą zmianę wszystkich stosunków politycznych północnej Europy. Gdy jednak to przedsięwzięcie zamierzonego nie wzięło skutku, dzisiaj tego ważnego zagadnienia w żadną inną sprawę wikłać nie możemy. Z natury rewolucji 29 jesteśmy tylko obojętnymi widzami tego wszystkiego, co się koło nas dzieje. Skutkiem nieprzewiedzianych, może bliskich zdarzeń, odzyska zapewne Polska swą udzielność i całość. Wszakże mniemam, że dla nas żadnego w tych wypadkach udziału, choćby nawet był dobrowolnie ofiarowany, mieć nie wypada. Nie byłoby to zgodne z naszym poważnym charakterem. Pochmurne ma wejrzenie, zasępione lica tułactwo polskie. Zadłużyła się Europa naszemu zacnemu ludowi. W nagrodę dziesięciu wieków granicznej straży nie użyczyła nam żadnej pomocy. Po tylekroć konaliśmy w jej obliczu! Jeżeli byt nasz wyrwie z bliskiego zatracenia, już to bez nas uczynić będzie musiała. A więc ani do żadnej wojny zewnętrznej, ani do żadnego wewnętrznego rozterku wpływać nie powinniśmy. Rycerze Grochowa i Ostrołęki nie wezmą na cudzym żołdzie żelaza nie z ich ziemi dobytego. Dzieje płodne w coraz nowe wymysły nie wznowią przykładu Polaka walczącego za kraj własny na wyspach oceanu albo w obliczu Sezostrysowych pomników[2]. Powiemy do tych, którzy nas w swej sprawie uzbroić zechcą: wskrzeszcie Polskę, a wtedy upaść jej nie pozwolimy. Rzeczywiście, doświadczenie przekazało nam w spuściźnie niedoli ojców naszych tę prawdę, że Polacy już nie zdobywać własnego kraju, ale go tylko strzec od obcej napaści mogą, gdy zdobyty zostanie przez tych, których jest interesem przywrócić Polsce byt cały i niepodległy. Takie są zdaniem moim stosunki teraźniejszej emigracji polskiej z każdą zmianą rzeczy w Europie wojnę za sobą pociągnąć mogącą. Polacy za granicą potrzebują dzielnej i pewnej rękojmi, jeśli nieprzewidziane zdarzenia myśl piękną i bohaterską legionów na nowo wzniecą. Łatwość w tej mierze z naszej strony, powolność na lada wezwanie, ciągnące nas w zgiełk orężny, byłaby nieroztropnością. W tej mierze nie korzystać z doświadczenia wyszłoby na jedno, co kazić szczątki wspaniałego powstania narodowego najemną tylko usługą pod każdym dorywczym sztandarem. Francja powiedziała w dniach swojej chwały i powodzenia: „ja chcę być spokojną i szczęśliwą, krew Francuzów tylko dla Francji”[3]. My powiedzmy samym sobie w dniach naszego owdowienia i smutku: „krew nasza tylko dla Polski”.

Ja sądzę w rzeczy legionów, że w razie gdyby je utworzono, nie gdzie indziej pierwszy ich wystrzał słyszeć się dać powinien, jak nad brzegami Warty lub Wisły.

Ta sama zasada narodowego powstania, która zaleca emigracji ścisłą neutralność względem tego wszystkiego, co się koło niej dzieje i dziać może, a oraz wielką przezorność w uczestnictwie wszelkiego działania mogącego orzeźwić jej nadzieje, ta sama mówię zasada przepisuje: jak samych siebie za granicą uważać i jak w oczekiwaniu myśleć mamy. Nie walczyliśmy dla żadnej teorii politycznej. Ziemia ojczysta nie jest żadną utopią ani metafizyką polityczną. Czegóż chcieliśmy? Być najdzielniejszym ludem Słowiańszczyzny, a Moskwę przywrócić do tego stanu nicości politycznej, z którego wyszedłszy, wspólnictwem w kabale rozbioru Polski, potęgi swojej i wpływu zewnętrznego dotąd nie usprawiedliwiła żadną zasługą dla rodu ludzkiego, żadną cnotą moralną, żadną biegłością w nauce, żadnym pomysłowym dla cywilizacji zarobkiem. Horda rozwnuczona w tatarskiej niewoli, pod przełożeństwem carzyków, którzy chanom strzemiona podtrzymywali, na znak hołdu kobyle w bawolich rogach mleko podając, a następnie przez cztery wieki nawykła do jedynowładztwa, które zatarło znamiona jej człowieczeństwa: owóż cała historia ludu, u którego do dziś dnia nie masz rzeczy społecznej, który jest tylko sumą sił rozwijanych w zamierzonym kierunku przez gabinet myślący, biegły i z zaczajenia dalekie na przyszłość snujący widoki na zasadzie rozbioru Polski. Odciąć ten lud od Europy, wskrzeszeniem Polski naznaczyć mu w Azji plac do obszernego i uczciwego zawodu, raz na zawsze uwolnić Europę od niebezpiecznego działania na jej część ruchomą, nowej, nieruchomej północy, tym uwolnieniem wyjarzmić wszystkie zagadnienia społeczne spod przymusu, w jakim je dotąd Moskwa utrzymuje: ten był kolosalny zamysł naszego powstania. W rzecz tak jasną na próżno zakraść się chciały zgiełkliwe, niezrozumiałe, za wczesne między nami samymi niesnaski. Nie było stronnictw w rewolucji polskiej, wzniecić je tylko i ukształcić usiłowano. Tym jedynie usiłowaniem chromiało powstanie nasze; błąd i występek, jeśli kto śladu jego dostrzeże w toku najpiękniejszej walki, z tego tylko źródła wypłynęły. A zatem, jeżeli waśń domowa nie znamionuje naszego orężnego powstania, jeżeli w insurekcji nie było naturalnych, ukształconych rozdziałów politycznych, nie mogą one pod żadnym względem mieć miejsca w emigracji. Kto mniema, że tego dokazać zdoła w tułającej się Polsce, czego dokazać nie mógł wtenczas, kiedy o niepodległość walczyła, i sam błądzi, i innych zdania wykrzywia.

Póki Moskwa w Europie, nie masz Polski całej i niepodległej, a przed narodzeniem się na świat takiej Polski nikomu się nie godzi ani cegiełki ruszyć z tego sklepienia starożytnej Piastów i Jagiellonów budowy, którą czujność obywatelska przodków naszych 3 maja najsilniejszym podparła filarem. Przed narodzeniem się takiej Polski nie masz dla nas w całej nauce politycznej dzisiejszych czasów nic takiego, co by rymowało z naszą rodowitą iścizną. Za czym się teraz inne ludy ubiegają, co Bóg wie kiedy osiągną i Bóg wie jakim kosztem, jakimi staraniami, to wszystko już kwitło i wybujało na naszej ziemi. Dzielna owa rzeczpospolita bardzo górnie myślała w polityce, w tym samym czasie, kiedy dzicz moskiewską i pobratymcze jej Tatary piersiami swymi odpierała. Z uśmiechem, z dumą niechaj spogląda Polak na wszystkie rady zachodnich społeczeństw, na wszystkie wymysły teraźniejszych polityków. Wszystko to wielcy przodkowie nasi albo przeczuli, albo rozplenili w swej rzeczy społecznej i we własnym umyśle wynaleźli. Polska dzisiejsza mądrość w polityce nie zależy na przyswajaniu sobie obcych, nowych wyobrażeń, bo w tej mierze nie masz dla nas nic nowego; ale raczej na odbudowaniu tego ogromnego ciała politycznego, w którym by i dla zachodniej cywilizacji nowe, niepewne, a dla nas już stare, przetrawione pojęcia, swoją moc i zastosowanie miały. „Nie było uraz prawdziwych między stanami w rewolucji ostatniej, nie mogą, być w emigracji”. I zaiste popełniłby grzech nigdy nieodpuszczony, kto by wielki żal rozszerzający się jak mgła w sercach naszych zakrwawiać chciał niezgodą, która powodzenie osłabia, a nieszczęście do rozpaczy przywodzi. I któż by po wielkich scenach nad Wisłą, Niemnem i Narwią, po zatrząśnięciu najogromniejszego państwa na świecie śmiał niepokoić myśl czystą tułactwa drobnymi pretensjami osób pojedynczych, albo bałamutną nauką o Polsce takiej, jakiej nie było na świecie, albo wcale przeciwnej tej, jakąśmy powstawali?

Okazałem, że emigracja polska z granic najściślejszej neutralności względem wszelkich politycznych i społecznych wypadków, które ją otaczają albo otaczać będą, występować nie może bez ubliżenia i zaszkodzenia samej sobie. Starałem się także pokazać, że nikt jej stęsknionej źrenicy obróconej ku przyszłości tępić nie powinien, ani nasuwać jej podniet domowego swaru. Jesteśmy prawdziwym zakonem. Po złożeniu zbroi tylko głęboko rozmyślać, tylko dumać możemy. Trzecim charakterem naszym, który także ma swoją zasadę w ostatniej rewolucji, jest zatrudnienie umysłowe, przyzwoite, wielkiej niedoli.

Emigrację polską porównywać trzeba z wierzchołkiem drzewa, mającego korzenie swoje we wnętrznościach ojczystej ziemi. Każde zatrząśnięcie tej nadpowietrznej korony jakby elektryczną mocą odezwie się koło podnóża. Tym kształtem stosunki z ziemią rodzinną utrzymywać jej nie przestaną w ciągłym wzruszeniu, a żałoba nie weźmie końca.

 

Maurycy Mochnacki (1803-1834), działacz i publicysta polityczny, związany z nurtami demokratycznymi i patriotycznymi. Urodził się 13 września 1803 r. w Bojańcu pod Żółkwią. W czasie studiów na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego zaangażował się w działalność niepodległościową. Udział w pracach Związku Wolnych Polaków okupił więzieniem (1823-1824). Pod naciskiem władz rosyjskich przygotował memoriał, zawierający krytykę rzekomego liberalizmu systemu oświatowego Królestwa Polskiego. Odzyskał dzięki niemu wolność, ale praca ta wzbudziła duże kontrowersje. W latach 1825-1829 redagował „Dziennik Warszawski”. Ugruntował wówczas swoją pozycję jako czołowego ideologa obozu demokratycznego oraz wpływowego teoretyka i krytyka literackiego, związanego z rodzącym się nurtem romantycznym polskiej literatury. Pod koniec lat dwudziestych włączył się w prace spiskowców z kręgu Piotra Wysockiego. Wziął udział w powstaniu listopadowym, aktywnie działając na rzecz zdobycia w jego władzach przewagi przez środowiska radykalne. Insurekcji poświęcił później pracę Powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831. Występował przeciwko polityce umiarkowanej Rady Administracyjnej i Józefa Chłopickiego, wspierał natomiast dyktatora Jana Krukowieckiego. Współtworzył Towarzystwo Patriotyczne – główną w czasie powstania organizację środowisk demokratycznych i insurekcyjnej lewicy. Wziął również udział w walkach jako zwykły żołnierz – otrzymał order Virtuti Militari, został także awansowany na oficera. Po klęsce powstania wyemigrował. Publikował na łamach „Pamiętnika Emigracji Polskiej”, choć z czasem coraz bardziej oddalał się od głównego nurtu życia politycznego na wychodźstwie. Wsparcie, jakie udzielił Adamowi Czartoryskiemu po ogłoszeniu aktu z Poitiers (w którym książę został uznany za „nieprzyjaciela emigracji”), a także publicystyczne wystąpienia krytyczne wobec idei przygotowywania kolejnego powstania, ściągnęły na niego krytykę ze strony dawnych towarzyszy ze środowisk lewicowych i republikańskich – wskazywały zarazem na konserwatywną ewolucję Mochnackiego. Zmarł 20 grudnia 1834 r. w Auxerre.

Źródło prezentowanego tekstu: O charakterze emigracji polskiej, przedruk za: Pisma rozmaite: oddział porewolucyjny, t. IV, Poznań 1863, s. 69-74, pierwodruk: „Pamiętnik emigracji polskiej”, 1 lipca 1832.

[i]  Nawiązanie do powstania listopadowego.

[ii] Nawiązanie do udziału polskich żołnierzy w kampaniach napoleońskich na wyspie San Domingo i w Egipcie.

[iii] Tymi słowami w parlamencie francuskim w marcu 1831 r. premier Francji Casimir Perier (1777-1832) tłumaczył, dlaczego Francja – mimo wezwań opinii publicznej – nie powinna wesprzeć powstania w Polsce.