List otwarty do „Gazety Narodowej”

Teodor Morawski

Teodor Morawski

Teodor Morawski

1797-1879, polityk, historyk, czołowa postać emigracji polistopadowej.

Szanowny Redaktorze[i]!

Teodor Morawski

Teodor Morawski

1797-1879, polityk, historyk, czołowa postać emigracji polistopadowej.

Wystąpienie kilku posłów naszych w Delegacji, złamanie przez nich solidarności Koła Polskiego w Wiedniu[ii] i smutne tego kroku następstwa, zajmowały kraj cały. Wielkopolska, która w trudniejszych bez porównania od Galicji warunkach tak wzorowo tej solidarności w Berlinie przestrzega, w prasie swojej surowo potępiła postępek posłów galicyjskich; w zaborze rosyjskim, gdzie wolność słowa jest skrępowaną, ubolewano tylko, że ta z dzielnic naszych, której największe dzisiaj przysługują swobody, w taki sposób je marnotrawi. U was nareszcie obok owacji spotkali też wspomniani posłowie nasi silne potępienie. Zrozumiano wszędzie, że ten wypadek, jakkolwiek małych na dzisiaj rozmiarów, tyczy się samych zasad bytu naszego i stąd jest wielkiej doniosłości na przyszłość. Jakie ostatecznie wyrobi się w społeczeństwie naszym przekonanie, to niedalekie wybory do Delegacji okażą; dziś więc dla każdego, kto naród swój kocha, a ważność tej kwestii rozumie, jest jeszcze czas, a poniekąd i obowiązek wypowiedzieć o tym zdanie swoje.

Od samej młodości w sprawy publiczne wdany i przez lat sześćdziesiąt służący Ojczyźnie według sił moich, strawiwszy większą część życia na rozpamiętywaniu dziejów naszych i źródeł naszej niedoli, mam obowiązek ostrzec naród przed grożącym mu niebezpieczeństwem; że zaś mnie upewniają, iż pismo Pańskie jest najbardziej we wschodniej Galicji czytanym, więc się do szanownego Pana udaję z prośbą o umieszczenie w „Gazecie Narodowej” następujących słów kilku. Ufam, że chociażby niezupełnie odpowiadały wyobrażeniom Pańskim, gościnności im nie odmówisz przez sam wzgląd na wiek mój i miejsce, skąd przychodzą. Stojąc nad grobem, żadnych osobistych widoków nie mam i mieć nie mogę, dłuższe tylko rzeczy ludzkich doświadczenia mieć muszę; od lat zaś wielu od Was oddalony, do żadnego między Wami stronnictwa nie należę, własnych do nikogo uprzedzeń nie mam i mieć nie mogę, a żem Ojczyznę kochał, o tym i długie przymusowe tułactwo moje świadczy. Jak stary żołnierz polski, czy to spod Somosierry, albo z San Domingo, czy spod Grochowa lub Ostrołęki wracający do kraju, śmiało rachować może na to, że mu się każdy dom w Ojczyźnie otworzy, tak ja z tym może ostatnim już słowem moim przychodząc do Was, spodziewam się, że ono w każdym obozie, w każdym gronie uczciwych Polaków ze względnością przyjęte i wysłuchane będzie, chociażby nawet posłuchanym być nie miało.

Wszystkie nieszczęścia nasze jak z kłębka wyprowadzić się dają z jednej, niestety bardzo powszechnej wady, z niekarności, z nieuznania żadnej władzy, żadnej nawet powagi. Ktokolwiek głębiej w historię naszą się wmyślił, przyzna, że to był ten rak straszliwy, który stoczył byt nasz narodowy i wszystkie siły nasze strawił. Już w końcu XVI wieku dziejopisarz narodowy ostrzegał: „Zdrować to rzecz dbać czule o wolności narodowe; ale przestrzegać też silnie potrzeba, aby co dla pożytku powszechnego przezorność wymyśliła, swawola nie przedzierzgnęła na zgubę, aby nie zdrowia publicznego przestrzegając, tylko prywacie i pospolitej chlubie usługując, a bardziej sam władać, niżeli władzę ostrzegać pragnąc, wywróciwszy i podeptawszy zwierzchność królewską i powagę senatorską, nie wywołała wielkiego w państwie zamieszania, a pogańskiego i zatratnego, jakiego nierządu nie wylęgła”. Daremne były jego[iii] i wkrótce potem Skargi[iv] i wielu innych upomnienia; wszystkie zbawienne królów naszych i wielkich mężów zamiary spełzły na niczym, a „zatratny istotnie nierząd” do tego stopnia zakorzenił się w kraju, że najzgubniejsze i najpotworniejsze ze wszystkich praw, liberum veto, w sumieniu publicznym uznano za „źrenicę wolności”, za najkosztowniejszą perłę i tarczę swobód krajowych. Tak w przeciągu dwóch zaledwie wieków, w kwitnącym i potężnym narodzie rozwielmożniło się złe, które Kromer dostrzegał, że ono jedno zastąpiło miejsce praw wszystkich, że uważane u nas za źrenicę wolności, w ustach cudzoziemców stało się pośmiewiskiem, a nieprzyjaciele czyhający na zgubę naszą utrzymania jednolitego prawa strzegli, wiedząc, że póki ono panowało u nas, byliśmy zupełnie bezsilni i w całkowitej od nich zależności. Komuż mogą być obce u nas dzieje kilkudziesięciu ostatnich lat Rzpltej? Na każdym kroku potwierdzają one, cośmy dopiero wskazali. A cała ta, jakbyśmy dziś powiedzieli, swawola, nie tylko nie wykluczała talentów, jakimi nas Bóg hojnie zawsze obdarzał, ale często szła w parze z wielkimi nawet przymiotami duszy. Ci, co bezwiednie gubili Ojczyznę, byli często nie tylko wymowni, ale nawet odważni, szlachetni, zdolni do poświęcenia dla Ojczyzny wszystkiego, prócz tylko osobistego zdania swego i swego widzimisię; gdyby do tej jednej ofiary umieli wznieść się, mogliby stać się w każdym razie ozdobą, a może nawet i zbawcami Ojczyzny. Weźmijmy kilka najwybitniejszych przykładów: w 1752 roku, kiedy ratując zagrożoną już upadkiem Rzpltą, zebrani senatorowie postanowili zawiązać przy królu konfederację celem wzmocnienia skarbu i wojska, i już podpisy na akcie tym zebrali, Andrzej Mokronowski[v] z narażeniem się osobistym dał Klemensowi Branickiemu[vi] te podpisy do zdarcia i stawioną anarchii zaporę wywrócił, myśląc, że zbawia od tyranii Ojczyznę. W 1776 r., kiedy oparty na konfederacji Sejm zabierał się do uzupełnienia reformy noszącej w historii nazwanie reformy Czartoryskich, i składał dowody wielkich w najkrótszym czasie otrzymanych już rezultatów, najgorętsi patrioci Kajetan Sołtyk[vii] i Adam Krasiński[viii], pierwsi w imię uchylonej już „źrenicy wolności” wystąpili i stali się powodem obalenia wszystkich reform, a zatem mimowiednie i sromotnej pamięci konfederacji radomskiej. Nareszcie obrzucona przekleństwem narodu konfederacja targowicka czymże jest u źródła swojego, jeżeli nie brakiem koniecznej w narodzie karności, jeżeli nie buntem pojedynczego człowieka przeciw większości sejmowej? Andrzeja Mokronowskiego nikt nigdy o brak miłości Ojczyzny nie posądzał; Sołtyk uczucia swe dla niej opłacił kilku latami sroższego zaiste wygnania niż wygnania naszych czasów; Krasiński naprawiając złe wyrządzone, był duszą oporu barskiego, a potem jednym z twórców Ustawy 3 maja, nawet Szczęsny Potocki[ix] w młodości znaczne Ojczyźnie oddawał usługi, miał opinię gorącego patrioty, tworząc konfederację targowicką nie przypuszczał rozbioru kraju, wiele dla niego gotów był poświęcić, prócz dumy własnej. Wszyscy oni jednak, każdy w swojej mierze, niekarnością do upadku Ojczyzny się przyczynili.

I nie myślmy, żeby w swoim czasie, między zacnymi nawet poklasku nie znaleźli. Mokronowskiego noszono na rękach, okrzyknięto za bohatera i zbawcę Ojczyzny, obcy pisarze dziś jeszcze nie szczędzą mu pochwał; Sołtyk i Krasiński do końca życia najszerszą cieszyli się popularnością, a myliłby się bardzo, kto by mniemał, że obywatelstwo nasze pisząc się nie tylko na radomską, ale nawet i na targowicką konfederację, nie myślało, że dopełnia aktu patriotycznego, że broni uciśnionej wolności. Postrzegło się ono wtenczas, kiedy zaciążyła nad krajem gwarancja moskiewska, a ostatni rozbiór zabrał mu resztę niepodległości. Tak zawsze bywało u nas; właśnie z powodu wybujałej bardzo indywidualności i zakorzenionego nieznoszenia władzy, wszelkie wyłamywanie się z karności znajduje u nas poklask. Kto przeciw ustalonej powadze buntuje się, łatwo otrzymuje miano szermierza wolności, rokoszanin uchodzi za obrońcę prawa i sprawiedliwości; schlebiający chwilowym upodobaniom za gorącego nieraz patriotę. Wrażliwi jesteśmy z natury, a wyobraźnia nasza łatwo pięknemu słowu pochwycić się daje, raz zaś rozbudzona i pchnięta w ruch, bardzo jest trudną do powstrzymania; przeszłość zaś nas uczy, że zawołanych zelantów swobody Ojczyzny żaden widok największego nawet jej dobra powściągnąć nie bywał w stanie i opamiętywali się dopiero wtenczas, kiedy ją na dnie przepaści ujrzeli. Oby tak nie było i teraz!

Jeżeli żadne społeczeństwo w normalnych znajdujące się warunkach nie może żyć zdrowo bez pewnej nietykalnej w nim powagi, to o ileż daleko bardziej stosuje się to do społeczeństwa ogołoconego ze wszystkiego, jak nasze? Musi ono koniecznie, pod karą nieuniknionego rozkładu, wyrobić sobie taką powagą, której by nikt bezkarnie tknąć nie mógł. Taką naturalną powagę, taką, że tak powiem syntezą polityczną dla nas powinny być sejmy nasze: berliński i wiedeński; a takie sejmy, czyli koła nasze poselskie, ten właśnie charakter jedynie za pomocą ścisłej solidarności utrzymać mogą. Brakiem karności wszelkiej upadliśmy i oddał nas Bóg pod obce panowanie, abyśmy się tego koniecznego warunku wszystkich społeczeństw ludzkich wyuczyli. Zachowując ściśle solidarność, utrzymaliśmy dotychczas odrębność naszą, pozostaliśmy w wielkich ciałach, dążących do zaabsorbowania nas, wyłącznie samoistnymi ciałami, zdobyliśmy szacunek nawet u nieprzyjaciół. Na tej drodze koniecznie utrzymać się musimy, jeżeli nie mamy utracić tych wszystkich nabytków. Wyboru zaiste nie ma tu i być nie może. I słusznie z Kromerem powtórzyć przychodzi: „że silnie powstrzymać potrzeba, aby co dla pożytku powszechnego przezorność wymyśliła, to swawola, nie zdrowia publicznego przestrzegając, tylko pospolitej chlubie usługując, wywróciwszy, nie wywołała wielkiego zamieszania a zatratnego jakiego nierządu nie wylęgła”. Nie chodzi w obecnym wypadku o to, które zdanie było lepsze, o tym można mieć różne przekonania, ale nie może być żadnej wątpliwości, że skoro przeciwne szanownemu posłowi zdanie w Delegacji przeważyło, on, jako poseł, poddać się jemu był obowiązany, bo to pierwsza, główna, nieprzełamana zasada. I genialne zdanie pojedynczego członka, gdyby nawet takim być mogło, mniej dzisiaj sprawie pożytku przyniesie, niż szkody jej wyrządzi złamanie solidarności. Jest pole do ścierania się zdań przy wyborach, zresztą w łonie Koła Polskiego, innego dla posłów naszych nie ma i być nie może. Na zewnątrz Koło wiedeńskie powinno występować w zwartym szyku, jak jeden człowiek, jak występuje zawsze Koło berlińskie, jak ono samo występować umiało dotychczas. Połączone to jest niezawodnie z ofiarami, zwłaszcza z ofiarami miłości własnej, najtrudniejszymi zazwyczaj dla bardziej uzdolnionych ludzi; ale taką jest dzisiaj przede wszystkim publiczna służba polska, że kto takiej ofiary w duchu nie uczyni, ten pełnić tej służby nie jest w stanie, ten brać się za nią nie powinien. Próżnością i pychą grzeszyliśmy przede wszystkim, karnością tylko i wyrzeczeniem siebie samych podźwignąć się możemy. Narzekania szanownych posłów naszych na tyranię Delegacji i łączenie się ich z przeciwnym jej stronnictwem, przypomina zupełnie znalezienie się Andrzeja Mokronowskiego, Sołtyka i biskupa Krasińskiego, o którym wspomniałem; poklask, jaki ich wystąpienie znalazło we Lwowie, jest powtórzeniem tego, czego doznali tamci przeszło wiek temu; dalsze następstwa, jeżeli społeczeństwo samo nie spostrzeże się i tamy temu nie położy, muszą koniecznie sprowadzić to, co sprowadzała zawsze u nas niekarność i szukanie u obcych poparcia przeciw swojej władzy, to jest: rozkład wewnętrzny i anarchię, zatratny nierząd, jak go nazywał Kromer, zwycięstwo obcych i przewagę ich nad nami. Przechodząc zaś do szczegółów, nie trzeba być prorokiem, żeby wskazać: utratę poszanowania i przychylności Monarchy[x], jaką cieszymy się teraz, zniweczenie stanowiska naszego w Wiedniu, a w domu otwarcie wrót wpływom sąsiedniego, wrogiego nam państwa, którego prasa już i teraz z niefortunnego, a zdrożnego cieszy się zatargu. Cały szereg dalszych klęsk nieprzeliczonych, dla samego Lwowa najbardziej groźnych, każdy nieuprzedzony umysł polski łatwo sobie przedstawi. Zaradzić im może dziś jeszcze społeczeństwo nasze postrzegłszy się w porę i przy wyborach do Delegacji zatwierdzając stanowczo i raz na zawsze solidarność Koła Sejmowego Polskiego, to jest jedność reprezentacji narodowej wobec cudzoziemców, a potępiając wszelkie, chociażby najwymowniejsze i największym blaskiem otoczone wystąpienia z tą zasadą niezgodne. Szczęśliwym czuć się będę, jeżeli głos mój, jedynie miłością narodu natchniony, kogokolwiek do głębszego zastanowienia się nad grożącym temu narodowi niebezpieczeństwem pobudzi.

Chciej przyjąć Panie Redaktorze wyrazy szczerego szacunku i poważania.

 

Teodor Morawski (1797-1879), Polityk, historyk, czołowa postać emigracji polistopadowej. Urodził się 1 listopada 1797 r. w Mikołajewicach. Kształcił się w warszawskiej Szkole Prawa i Administracji. Po studiach pracował w Komisji Spraw Wewnętrznych. Za wydawanie pism o profilu liberalnym – zamykanych decyzją władz carskich – został zwolniony ze służby rządowej. Wszedł do władz Towarzystwa Patriotycznego, następnie związał się z kaliszanami – liberalną opozycją w sejmie Królestwa Polskiego. W 1825 r. został aresztowany. Ponowna groźba uwięzienia skłoniła go do wyjazdu do Francji. W lipcu 1831 r. przedostał się do kraju i został posłem na sejm. Był ostatnim ministrem spraw zagranicznych rządu powstańczego. We wrześniu 1831 r. wyjechał z kraju. Skazany zaocznie przez władze carskie na śmierć i konfiskatę majątku, pozostał na emigracji. Włączył się w prace Komitetu Tymczasowego Emigracji Polskiej kaliszan, później wszedł do Komitetu Emigracji Polskiej. Współpracował z księciem Adamem Czartoryskim. Zmarł 21 listopada 1879 r. w Paryżu. Napisał m.in. Rozmowy tułackie (1843) i Dzieje narodu polskiego w krótkości zebrane (1871-1872).

 

Przedruk za wydaniem: Kraków 1878, pierwodruk: „Czas”, nr 298, 28 XII 1878.

[i] Redaktorem „Gazety Narodowej” był wówczas Jan Dobrzański (1820-1886) – polski publicysta i dziennikarz. Idee demokratyczne i niepodległościowe – formułowane często w opozycji do środo-wisk konserwatywnych, od połowy lat 60-tych zwłaszcza „stańczyków” – propagował na łamach m.in. „Dziennika Mód Paryskich”, „Nowin”, „Dziennika Literackiego” i właśnie „Gazety Na-rodowej”. Wziął udział w zjeździe słowiańskim w Pradze w roku 1848. W latach 1875-1881 i 1883-1886 był dyrektorem teatru lwowskiego.

[ii] Koło Polskie w parlamencie wiedeńskim (1867-1918) – frakcja parlamentarna grupująca początkowo wszystkich, a potem więk-szość członków parlamentu w Wiedniu wybranych z ziem pol-skich, bez względu na ich przynależność partyjną. Odkąd do par-lamentu zaczęli być wybierani posłowie socjalistyczni i ludowi, co do zasady nie wstępowali oni do kontrolowanego najpierw przez konserwatystów a potem endeków Koła. Koło Polskie było za-zwyczaj drugą/trzecią frakcją w Radzie Państwa i odgrywało waż-ną rolę w grach koalicyjnych.

[iii] Marcin Kromer (1512-1589) – polski historyk i teolog, proboszcz w Bieczu, kanonik kielecki, krakowski i warmiński, poseł w Wiedniu (1558-1564), biskup koadiutor kard. Stanisława Hozjusza, po jego śmierci objął rządy w diecezji warmińskiej. Napisał m.in.: Polonia sive de situ, populis, moribus, magistratibus et re publica regni Polonici libri duo (przetłumaczone przez Władysława Syrokomlę jako Polska, czyli o położeniu, obyczajach, urzędach Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego, 1853).

[iv] Piotr Skarga (Pawęski, Powęski; 1536-1612) – kaznodzieja, jezuita. W 1579 r. został pierwszym rektorem Akademii Wileńskiej, pozostając nim do 1584 r., gdy przeniósł się do Krakowa. Tam początkowo był superiorem jezuickiego domu św. Barbary, zakładał dobroczynne towarzystwa, m.in. Arcybractwo Miłosierdzia i Bractwo Św. Łazarza. W 1588 r. został nadwornym kaznodzieją Zygmunta III Wazy. Miał duży wpływ na króla i jego otoczenie. Z tego okresu pochodzą Kazania sejmowe – słynny apel

o naprawę Rzeczypospolitej i przestroga przed jej możliwym upadkiem, jeśli do owej naprawy nie dojdzie.

[v] Andrzej Mokronowski (1713-1784) – generał, marszałek sejmu, wojewoda mazowiecki. Służył w pułku dragonów Stanisława Leszczyńskiego i w armii francuskiej. Przeciwnik Czartoryskich, w 1764 r. musiał opuścić kraj. Wrócił do niego po pojednaniu ze Stanisławem Augustem. W 1776 r. wybrano go marszałkiem sejmu konfederackiego, pięć lat później został wojewodą mazowieckim.

[vi] Jan Klemens Branicki (1689-1771) – przedstawiciel potężnego rodu magnackiego, zasłużony dla rozwoju Białegostoku. Służył w wojsku francuskim i polskim. W 1724 r. został chorążym koronnym, w 1728 generałem artylerii konnej, zaś w 1735 hetmanem polnym. Był kontrkandydatem Stanisława Augusta do tronu polskiego. Po przegranej rywalizacji odsunął się od spraw politycznych. Sympatyzował z konfederatami barskimi.

[vii] Kajetan Sołtyk (1715-1788) – biskup koadiutor (od 1749), biskup kijowski (od 1756), biskup krakowski (od 1759). Był stronnikiem Wettinów i zdecydowanym przeciwnikiem Stanisława Augusta Poniatowskiego. Na sejmie repninowskim 1767 r. sprzeciwił się rozwiązaniom gwarantującym Rosji dowolność interwencji w sprawy polskie, za co został na kilka lat zesłany do Kaługi. Przysporzyło mu to popularności, którą próbował wykorzystać po powrocie do Polski w 1773 r., dla oporu wobec pierwszego rozbioru. Z czasem zaczęto podejrzewać go o chorobę psychiczną, co spowodowało jego ubezwłasnowolnienie w 1782 r. decyzją Stanisława Augusta i Rady Nieustającej.

[viii] Adam Krasiński (1714-1800) – biskup kamieniecki, sekretarz wielki koronny, przywódca konfederacji barskiej (stał na czele jej naczelnego organu – Generalności i aktywnie działał na rzecz konfederacji na niwie dyplomatycznej). Oponent „Familii” Czartoryskich i króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, przeciwnik rozbiorów i konfederacji targowickiej, wpierał reformy Sejmu Wielkiego i powstanie kościuszkowskie.

[ix]Stanisław Szczęsny Potocki (1753-1805) – wojewoda ruski (1782-1788), generał wojsk koronnych (1784-1792), początkowo współpracujący z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim, następnie związany z opozycją magnacką; przywódca konfederacji targowickiej, jedna z czołowych postaci obozu prorosyjskiego
u schyłku I RP, uznany powszechnie za zdrajcę, zaocznie skazany na karę śmierci podczas powstania kościuszkowskiego.

[x] Franciszek Józef I (1830-1916) – cesarz Austrii od 1848 r. z dynastii Habsburgów. Za jego panowania monarchia habsburska straciła na rzecz Prus prymat w sprawach niemieckich i znacznie ograniczyła swe wpływy w Europie. W jej polityce wewnętrznej ścierały się tendencje centralistyczne i decentralizacyjne. Ostatecznie monarchia została przekształcona w duchu autonomicznym, dzięki czemu zwiększyły się uprawnienia poszczególnych krajów koronnych, choć nie w stopniu odpowiadającym aspiracjom wszystkich narodów ją współtworzących.