Emigracja wobec kwestii włościańskiej

Stanisław Koźmian

Sprawa włościańska wypłynęła na wierzch dopiero w emigracji. Organizując przyszłą Polskę, żadne stronnictwo nie mogło jej pominąć.

Niektórzy demokraci widzieli w niej środek zrujnowania szlachty na mieniu i wpływie; zdawało im się prócz tego, że chłop – właściciel ziemi stanie się z dnia na dzień patriotą i powstańcem, jak we Francji za wielkiej rewolucji. Stronnictwo Czartoryskich nie chciało pozostać biernym i wzięło równie za zasadę uwłaszczenie chłopów, omijając tylko quo modo [metodę]. Sprawa była zanadto drażliwa, tak ze względu na demokratów, jak ze względu na szlachtę, której mówiono tylko, że powinna zaświecić ofiarnością. Obie strony, według nałogu emigracyjnego, rozprawiały teoretycznie, na gruncie doktryn swoich i oderwanych zasad. Ekonomiczna strona reformy została całkowicie na bok usuniętą, utrzymała się jedynie społeczna i polityczna. Dla obozu Czartoryskich zwłaszcza, reforma miała znaczenie polityczne. Sądził, że szlachta powinna motu proprio [z własnej inicjatywy] dać chłopom własność ziemską, aby ich nawrócić do idei narodowej i zyskać wpływ moralny. Mylił się podwójnie. Nie można było dać chłopom ziemi bez wiedzy i zgody rządu, przyzwolenia wierzycieli hipotecznych. Chłop w prywatne darowizny nie wierzył; zostawszy właścicielem ziemi, pozostałby obcym idei patriotycznej, nie tęskniłby wcale za niepodległością, za bytem państwowym Polski i mniej niż kiedykolwiek skłonnym by był chwytać za oręż przeciwko rządowi. Zyskanie wpływu moralnego było pustym frazesem. Ten wpływ łatwiej było wywrzeć na chłopa pozostającego w zależności od pana, aniżeli na chłopa niezawisłego materialnie i prawnie, mającego opiekunów w sądzie i urzędzie, oraz pokątnych przyjaciół.

Takie obchodzenie się ze sprawą włościańską w emigracji musiało oddziałać na umysły w kraju i wieść je na fałszywą drogę. Bez porównania gorsze były skutki sprowadzone środkami, jakich używała czynna propaganda obu obozów emigracyjnych. Okropności rzezi galicyjskiej[1] były tylko jednym takim skutkiem. Zgubnym było zbałamucenie szlachty, zamącenie jej pojęć. Szlachcic nie lubił chłopa, gardził nim zbyt często, ale i począł się go bać. Stąd owa obłudna chłopomania, ciągłe gadanie o pracy nad ludem i dla ludu, a w codziennym życiu zapominanie o istotnym zadaniu, pobłażanie dla chłopskich narowów, dla niedbalstwa i pomiatania prawem. W Królestwie nie było czynnej propagandy demokratycznej i rzezi; pańszczyzna oraz władza patriarchalna pana nad chłopem utrzymała się aż do powstania, po części de iure, jeszcze bardziej de facto; pan był wójtem gminy, ściągał daniny, uświęcone zwyczajem; chłop nie śmiał iść na skargę; zresztą nadużycia były niewielkie i rzadkie. Ale propaganda w imię obowiązku, ofiarności, praw nabytych i rachub politycznych zbijała i tu szlachtę z tropu. Stronnictwo przemawiające w imieniu katolicyzmu głosiło pewnik, że Pan Bóg ukarał Polaków za grzechy przodków odebraniem niepodległości politycznej. Historia temu przeczyła, Anglia i Prusy, które sprzeniewierzyły się kościołowi, wierze, i dobrej wierze, kwitły i kwitną. Przeciw komu zaś, prócz sobie samej zawiniła, jako państwo, Polska? Kacerstwo odepchnęła, nikogo nie nachodziła, nie oszukiwała, nie grabiła, nie ciemiężyła, a upadła. Mistycy emigracyjni, aby poprzeć doktrynę kary, wynaleźli więc ucisk chłopów, poddaństwo i pańszczyznę. Jedno i druga istniały w całej Europie. W Polsce poddaństwo i pańszczyzna nie były wynalazkiem chciwej szlachty, lecz zwykłym wynikiem potrzeby i stosunków. Chłop został przywiązany do ziemi, bo uciekał na ukraińskie stepy, a ta emigracja groziła ruiną rolnictwu. Chłopu było w owych czasach stokroć łatwiej odrabiać pańszczyznę, niż płacić czynsz pieniędzmi. Natomiast był zabezpieczony od klęsk elementarnych, pomoru, głodu, lichwy, własnej nieradności. Byli źli panowie, uciskający chłopa, byli i dobrzy, o byt jego troskliwi, jak wszędzie na świecie. Gdyby sąsiedzi nie byli Polski rozebrali, reforma byłaby przyszła z biegiem czasu, może później niż w innych krajach Europy, bośmy później zajęli miejsce między cywilizowanymi narodami. Jednym słowem, nie było powodu poczytywać nam za grzech śmiertelny porządku rzeczy, który wyrobił się pod naciskiem konieczności i istniał w całej Europie, tym tłumaczyć karę, która spadła na Polskę. Mistycy jednak twierdzili, że jeżeli Polacy grzechy ojców odpokutują i naprawią w tej sprawie, Bóg wróci im ojczyznę i wolność. Szlachta napierana ze wszech stron, niepokojona w uczuciach patriotycznych i religijnych, karmiona nadprzyrodzonym pokarmem, działającym na wyobraźnię i fantazję, wyzbyła się w końcu poczucia rzeczywistości, przestała ufać w swoją własność i swoje przywileje.

 

Stanisław Koźmian (1836-1922), publicysta konserwatywny, polityk galicyjski, krytyk i reżyser teatralny, współtwórca i jeden z przywódców krakowskich „Stańczyków”. Urodził się 7 maja 1836 r. w Piotrowicach w Lubelskiem, w rodzinie o patriotycznych tradycjach. Jego ojciec, Andrzej Edward, związany był z Hotelem Lambert. Stanisław Koźmian kształcił się w Krakowie, Bonn i Paryżu. Pod wpływem sytuacji międzynarodowej i zaleceń Hotelu Lambert, z którym współpracował, zaangażował się w prace na rzecz powstania styczniowego, za co został skazany przez władze austriackie na karę więzienia. Po klęsce insurekcji odtąd konsekwentnie piętnował plany spiskowe, których celem było wywołanie kolejnego zrywu narodowego. W 1866 r., wraz ze Stanisławem Tarnowskim, Józefem Szujskim i Ludwikiem Wodzickim, założył „Przegląd Polski”, pismo propagujące idee stronnictwa konserwatywnego nazwanego Stańczykami, od cyklu pamfletów, które ukazały się w „Przeglądzie…” pod tytułem Teka Stańczyka. Przez wiele lat stał na czele redakcji politycznej krakowskiego dziennika konserwatywnego „Czas”. Był posłem na Sejm Krajowy i do Rady Państwa (1869-1870), zasiadał także w wiedeńskiej Izbie Panów (1917-1918). W latach 1871-1885 kierował teatrem w Krakowie. W 1898 roku przeniósł się do Wiednia. Powrócił do Krakowa w 1919 roku. Tam też zmarł 3 lipca 1922 r. Naj-głośniejszą pracą Koźmiana była Rzecz o roku 1863 (1895), jedna z najostrzejszych krytyk i zarazem najwszechstronniejszych analiz powstania styczniowego. Napisał także książkę o polityce twórcy zjednoczonych Niemiec pt. O działaniach i dziełach Bismarcka (1902). W 2001 r. Ośrodek Myśli Politycznej wydał wybór pism Koźmiana Bezkarność, zaś w 2017 r. wznowił Rzecz o roku 1863 (w tej edycji opublikowanej pod tytułem Rok 1863).

Prezentowane fragmenty pochodzą z książki Rzecz o roku 1863, na podstawie edycji: Rok 1863, Kraków 2017, s. 505-507. Tytuł fragmentu pochodzi od redakcji antologii.

 

[1] Koźmian przywołuje rzeź galicyjską, znaną też jako rabacja – trwające na przełomie lutego i marca 1846 r. antyszlacheckie i antypańszczyźniane wystąpienia chłopskie na terenach zachodniej Galicji, w czasie których dokonano wielu napaści na dwory i morderstw. Głównym przywódcą rzezi był Jakub Szela (1787-1866). O jej sprowokowanie i wspieranie obwiniano władze austriackie.