Emigracja w 1856 r.

Karol Sienkiewicz

Karol Sienkiewicz

1793-1860, historyk, publicysta konserwatywny, jedna z najważniejszych postaci Hotelu Lambert.

Misja Emigracji. – Obowiązki wzajemne kraju i emigracji. –  Zalety osobiste emigrantów. Partie polityczne potrzebne. Tajemnica harmonii społecznej. Czy zjednoczenie na emigracji podobne jest? Walka opinii tętnem życia. My wszyscy mamy cel jeden.  Projekt towarzystwa mającego na celu uformowanie zjednoczenia.

Karol Sienkiewicz

1793-1860, historyk, publicysta konserwatywny, jedna z najważniejszych postaci Hotelu Lambert.

Po upadku zbrojnej siły powstania w 1831 r., kilka tysięcy Polaków, zostawiając kraj ciężkiemu ujarzmieniu, z wolną duszą polską, instynktem, bez namysłu schroniło się do obcych krajów.

Ważny to wypadek, acz nienowy w historii narodu polskiego. Emigracja stanęła główną aktorką w tej historii.

Entuzjazm całej Europy wywołany powstaniem Polski przeszedł w dziedzictwie na emigrację. Francja i Anglia dały przytułek emigracji polskiej, dały zasiłek materialny, i przede wszystkim dały swobodę politycznego głośnego życia.

Emigracja nasza – świadectwo życia i gwałtów dokonanych na Polsce – misję swoją wielorakim objawia sposobem. Literatura, polityczne zabiegi, oręż nawet był ku temu użytym, a często z okazałym wpływem na kraj i na opinię zagraniczną.

Lecz emigracja była zawsze w rozsypce – i nigdy nie potrafiła dotąd złożyć żadnej ogólnej społeczności emigracyjnej, aby statecznie i poważnie misji swojej dopełniać.

Wysoka pozycja jednych, gorliwość drugich, występują wprawdzie zaszczytnie; są to wszakże czyny osobiste tylko; osoby zaś mijają, a masa dłużej żyje i odradza się, bo rośnie liczna młodzież emigrancka; otóż działań tej masy, działań ciała emigracyjnego próżno by szukał Polak przybywający z kraju lub rząd obcy.

Wszystko więc woła o organiczne zjednoczenie emigracji, o instytucję polską na obcej ziemi. – Bez tego misja emigracji upadnie, tak jak upadł kraj, brakiem jedności. – Zostanie piasek indywidualny bez siły i wątku społecznego.

W tej właśnie chwili, prócz innych stanowczych i świętych pobudek, zachodzi w emigracji ważny wypadek, który ją ocucić i zcentralizować nakazuje. Oto znaczna liczba wygnańców wróciła już i wraca do kraju wskutek zapadłej amnestii6. Powołanie tych, co pozo-stali tym widoczniejsze, cała dostojność i ofiara tym świętsza  ale razem i obowiązki tym wyraźniejsze. – Któż by nie pragnął ostatka dni swoich przepędzić między swoimi! Ale emigracja, która osobistej łaski nie przyjęła, okazuje światu, czym jest w istocie, wyrzekając się powrotu do Ojczyzny ujarzmionej.

Pozostali tym więcej ku sobie zbliżyli się. I teraz właśnie nadarza się w tym nowa pobudka i nowa pora, usłuchać w nikim zapewne niestłumionego głosu braterstwa, dobrej polityki i godności naszej pozycji na obcej ziemi – i rehabilitować charakter emigracji, poniżonej często nierozważną porywczością, a stąd szkalowanej przez nieprzyjaciół pragnących poniżenia w oczach świata tej dostojnej reprezentacji niepodległości Polski.

Choroba, która przyspieszyła upadek powstania, zaślepienie i zażartość partii, zaraziła pierwsze chwile życia emigracyjnego. Było to może rzeczą nieuchronną, ale niezawodnie bardzo nieszczęśliwą i poniżającą. – Poniżającą wobec cudzoziemców, wobec kraju, wobec żywotności misji wszystkim nam wspólnej.

Nie zna ten ani ludzi, ani siebie, ani historii, kto dobrodusznie wyrzeka na partie. Wszystkie partie polityczne opierają się na pewnych specjalnych i niezawodnych prawdach: wszystkie miały w historii swoją misję, swoje epoki tryumfów – i wszystkie zużywały się egzageracją i wyłącznością absolutną.

Społeczność ludzka, równie jak dusza ludzka, ma rozmaite potrzeby i rozmaite siły, rozmaite popędy. Nieustanna gra i nieustanny ruch tych elementów jest życiem społeczności, a ich harmonia zdrowiem.

Szanujmy i propagujmy przekonania nasze, ale cierpmy i przekonania przeciwników naszych. Zaślepienia miarkujmy pobłażaniem; i jedni od drugich wywołuj-my wzajemność. W tym spoczywa tajemnica harmonii społecznej. Walczmy bronią rycerską; ale jedni w drugich, jak Pismo Święte woła, nie gaśmy ducha.

Inaczej w minionych latach wygnania sprawowaliśmy się. Rzuciliśmy się z namiętnością formować ciała emigracyjne, obwołując za siłę skupienia te lub owe wy-łączne elementy społeczności, wyklinając inne, równie w niej konieczne. W rojeniach bliskiego powrotu do Ojczyzny rozognialiśmy się otuchą wrócenia do niej w tryumfie wyrozumowanych lub na oślep ulubionych teorii.

Próba wypadków, podchlebiających raz jednym, to znowu drugim przekonaniom pokazała nicość tych rojeń. – Pryncypia tryumfujące w oczach naszych mijały, nie troszcząc się nami. – My, poświęcając dla tych pryncypiów jedność, wzajemne porozumienie się, jątrząc owszem podejrzenia, a nawet nienawiść, nic dla Ojczyzny nie zyskaliśmy, a na emigracyjne zabiegi ściągnęliśmy pozór dzieciństwa i lichoty.

Po długim doświadczeniu nietrudno dziś dojrzeć, że na niewłaściwych zasadach, ubiegając się za skojarzeniem siły, organizowaliśmy, pomimo najzacniejszych chęci, rozdwojenie, zwątpienie i osłabienie w powołaniu emigracji. Stąd wielu wśród nas, szanując własną wartość, poczuło wstręt do mieszania się do zachodów emigracyjnych, i nie bez pewnej egzageracji z ich strony potępiają a priori wszelką myśl reformy w istnieniu emigracji. – Są tacy, którym to rozstrojenie emigracji jest wielkim tryumfem. Rządy zaborcze wytykają palcem ułomności nasze, litując się i szydząc. Interesem ich jest chwytać wszelkie pozory i wystawiać emigracją rozsypaną, swarzącą się, bez żadnej spójni, którą jedynie głębokie i rzetelne uczucie może tworzyć, jako zgraję niesforną, drgającą ostatkami gasnącego patriotyzmu. – Niedawno, jeden znakomity urzędnik rosyjski, krewnemu swemu emigrantowi żądającemu zasiłku, gorzkie czynił „po moskiewsku” wyrzuty: „sameś sobie winien; bracia twoi są w służbie, mają się dobrze, a ty rzuciłeś się w duraki”.

Obelgi nieprzyjaciół, wobec zdrowego rozsądku, nie zasługują na uwagę. Lecz wpływ, jaki to rozstrojenie w emigracji [ma] na opinię obcych, a przede wszystkim na kraj nasz własny, powinien być celem najżywszej pieczołowitości naszej. Cudzoziemcy rezonując po swoje-mu, mówią: „Polska zginęła anarchią – to jej widać narodowość – na wygnaniu Polacy nie pokazują żadnej spójni – i rozpaczać trzeba o restauracji tego narodu”. Stąd też za ostatniej wojny najwyższa w publiczności obojętność dla sprawy naszej. – Co widzą, z tego nas sądzą. Ale naj-fatalniejszy wpływ tego rozstrojenia emigracji jest na kraj. Siła i nadzieja Ojczyzny naszej w kraju spoczywa. Nie wątpimy, owszem, widzimy i wierzymy, że kraj trzyma się w pełni życia i w zaufaniu przyszłości. On sam będzie wskrzesicielem swoim. Wszakże ma zawsze zwrócone oczy na emigrację. Nie tai ważności jej funkcji. Przyznaje zasługi, wielbi z wdzięcznością znakomitych w niej weteranów patriotyzmu, lecz ubolewa, cierpi na tym, skarży się na to, że nie widzi w niej jedności, spójni, godności, słowem osoby moralnej.

Poważną i świętą misję mamy – nikt nam jej wydrzeć ani zaprzeczyć nie może. Jesteśmy świadkami, wyznawcami, męczennikami myśli i niepodległości narodowej. Jesteśmy tchnieniem, jesteśmy chorągwią, tradycją Polski. Wszystko co w życiu emigracji szlachetne się okazuje, Polskę uzacnia i krzepi – wszystko co liche, poniża i hańbi.

Praktyka więc życia naszego emigracyjnego łatwa do zrozumienia: zacność w życiu osobistym, jedność we wspólnym.

W każdym położeniu zacność osobistego życia powinna być głównym celem człowieka, lecz w położeniu naszym stokroć bardziej konieczny, bo za granicą, po opinii o każdym z nas formuje się opinia o Polsce. – Z chlubą twierdzić możemy, że pod tym względem emigracja polska na dobre zasłużyła imię. Łaska Opatrzności otoczyła tysiące braci naszych, wyszłych z kraju bez myśli o jutrze, i dzięki jej ani na chlebie, ani na dobrej opinii nie zabrakło. Oddaliśmy się dziwnej rozmaitości pracy – od straży cmentarzów obcych – moglibyśmy powiedzieć do straży spraw zagranicznych obcego państwa, gdybyśmy nie czuli, że trafu okoliczności i szczęścia nadstawienia, w ogóle zalet naszych nie potrzebujemy. – W tej rozmaitości zawodów, bądź skromnych i prywatnych, bądź wznioślejszych i publicznych, ci młotem, heblem, pilnikiem, igłą, pługiem, wspominając Polskę zarabiają na życie, ci w biurach rządowych, ci w kantorach kupieckich, ci budując drogi żelazne lub pędząc i kierując machiny parowe, ci kopiąc kanały, ci żeglując, tęsknią do Ojczyzny, inni na katedrach zagranicznych swymi imionami polskimi świecą. Imiona polskie po szkołach pomiędzy laureatami przodkują. Inni w służbie ołtarza modlą się o Ojczyznę wieczną i doczesną, ten w laboratorium chemicznym, ci w aptekach, ci w bibliotekach, ci w cukrowniach, ci w rozmaitych fabrykach zarabiają na chleb powszedni, nie zaniedbując chleba wspólnego życia. – Ci w sztukach pięknych idą chlubnie w zawód z obcymi mistrzami, ci literaturę narodową pielęgnują na obcej ziemi. – Tu między nami pieśń polska w pełni życia zabrzmiała, tu głęboka erudycja imię polskie w uczonym świecie wysoko postawiła.

Ci dbali o przyszłe pokolenie wygnańców w utrzymywanych szkołach, szczepią w młodzież świętość tradycyjnych obowiązków. – Ci, którym pozostały okruchy majątków, spieszą w pomoc to uboższym, to zamiarom narodowym. – Ci, co mają przystęp do potęg świata, przypominają sprawę polską – ci gdziekolwiek ozwie się wrzawa wojenna, spieszą ginąć marnie lub ocaleni żyć sposobniej na służbę Ojczyzny; są i tacy, którzy w europejskich wstrząśnieniach mieli w ręku swoim kierunek potężnych armii.

Są więc w emigracji polskiej rozsianej po świecie zalety osobistego życia utrzymujące honor imienia polskiego. – Ujarzmiciele Polski puszczali nieraz obelżywe zamachy na tych, których więzami swymi dławić nie mogą, mieniąc ich stekiem burzliwych włóczęgów. Emigracja odpowiedziała na to życiem swoim osobistym, pokazała, że ofiary najwznioślejszego poświęcenia się nie ska-ziły swojego poświęcenia sprawie publicznej poniewierką indywidualną.

Ktokolwiek patrzy na emigrantów polskich jako na indywidua, nie może im odmówić uwielbienia. Lecz uwielbienia tego dla emigracji, w masie uważanej, dla emigracji jako reprezentantki narodu, trudno niepodobna wymagać. – A jednak w tym spoczywa głównie misja nasza.

Nikt nie potrafi stanowczo emigracji polskiej politycznego charakteru odmówić. Dwadzieścia kilka lat na obcej ziemi przepędzonych jest najlepszym tego dowodem, a wszelkie oszczerstwo lub lekceważenia upadają przed faktem.

Czynem, słowem, pismem sprawowaliśmy osobiście powołanie nasze. Postawieni na placówce, stoimy i czuwamy. Powodzenie nie jest mandatem naszym. Bóg je ma w ręku swoim. – A my nasz obowiązek.

Lecz w dopełnieniu tego obowiązku i obcy i kraj i własne nasze sumienie oskarżają nas, że grzeszymy przeważnym grzechem. Nie stanowimy jedności. My dzieci jednej matki, ofiary jednego gwałtu, poszukiwacze jednego celu, żołnierze jednej polskiej chorągwi, zgarnęliśmy się pod różnobarwne chorągiewki i szydzimy z marnych usiłowań braci naszych.

I dwadzieścia kilka lat w tej rozsypce żyjemy i przywykliśmy do niej, – i jakby na uprawnienie tej fatalności przybraliśmy brzydkie nazwisko tułaczów.

Tułaczami nie jesteśmy – i nie będziemy.

Czy tedy zwrócimy uwagę na siebie samych, czy na opinię obcych, czy na domagania się kraju, czy na świętą misję naszą, usłyszymy zewsząd wołanie o zjednoczenie się.

Bacząc na to, mamy dobrą otuchę, że to zjednoczenie łatwo i z powszechnym zadowoleniem nastąpić może. A tę dobrą otuchę opieramy bezpiecznie na tym, że wśród niepoliczonych powodów, które człowieka z człowiekiem różnić mogą – powodów tak osobistych, jako i politycznych – jest jeden powód przeważny, który nas zjednoczyć może, a tym jest owa święta i potężna synteza polityczna: miłość Ojczyzny.

Weźmy tedy za hasło, za podstawę jednoczenia się naszego nie to, co nas różni, co każdy z nas mądrze lub niemądrze wyrozumował w sobie, i w czym siebie tylko kochamy, ale to, co nas instynktownie jednoczy z sobą samymi, z krajem, z przeszłością i przyszłością Polski – miłość tej kochanej Polski, która nie inaczej żyć i wskrzesić się może, tylko miłością synów swoich.

Żaden naród nawet najpotężniejszy, najrządniejszy, nie objawia nigdy we wnętrzu swoim jednostajności przekonań politycznych. Ta walka opinii jest tętnem życia. Wyradzać się niekiedy może w rewolucje i wojny domowe; ale w krytycznych chwilach zagrożonej Ojczyzny, póki sumienie narodu żywotne: Anglik przede wszystkim jest Anglikiem, Francuz Francuzem, Szwed Szwedem. Miłość Ojczyzny sama, wielkie narody, wielkie rzeczy i wielkich ludzi tworzy. Historia, która szacuje wszelkie zasługi spekulacji społecznych, nie stawia przecież ołtarzy ani dla wielkich arystokratów, ani dla wielkich demokratów, ani dla wielkich dynastiokratów. – Kościuszko[i], wychowaniec demokracji amerykańskiej, walczył w obronie konstytucji monarchicznej. Książę Józef[ii], synowiec królewski, pospieszył jako ochotnik pod sztandary rewolucji. Chłopicki[iii], złorzecząc nawet po-wstaniu, uświetnił pola Grochowa. Szli za popędem tej tajemniczej siły, którą Opatrzność złożyła w sumieniu społeczności ludzkich, na ich prowadzenie bezpieczną drogą, wśród nocy i zaburzeń. – Snujmy, wykładajmy nasze pojęcia społeczne, ale póki my na wygnaniu, zaniechajmy na koniec brać ich za pożogę nienawiści wzajemnej, za chorągwie walki domowej. Zbawienne, tryumfujące, dokonane gdzie indziej rewolucje lub gwałty, nie mogą być dziś wzorem dla nas w położeniu naszym. Nie mogą być wzorem postępowania ani dla emigracji, bośmy na obcej ziemi, i nic i nikt w nas liberum veto nie stłumi; ani wzorem dla kraju, bo kraj w jarzmie cudzoziemców. – Spekulacje dziś tedy społeczne, brane za siłę i za chorągiew, padają wśród nas na czczo.

Warto to kopać przez nie przepaść między nami? Niepodległość Polski jest głównym wszystkich nas życzeniem. Nie ma co do tego między nami różnicy. Tylko przywłaszczając sobie w zarozumiałości szlachetnej utorowanie drogi do tego, wpadliśmy sami na drogę rozdwojenia i fatalność waśni, które zachmurzyły piękne stanowisko emigracji. Tymczasem, wierzmy, że szybkie i potężne sposoby, którymi Opatrzność podniesie Polskę z upadku, nieprzewidzianą w spekulacjach naszych objawią się drogą.

Nie przypisujmy tedy zbytecznej wagi systematom naszym politycznym, a tym więcej nie szerzmy więcej w ich imię wojny między nami domowej.

Jeśli tedy niedorzecznością jest urządzać dziś praktycznie społeczność i rząd przyszłej Polski i dla rozmaitych przekonań w tej mierze nienawidzić się jak wrogowie, my, co bracią i bracią nieszczęśliwą jesteśmy, czas zwrócić zabiegi powszechne na społeczność, której urządzenie jest w naszej mocy, zwrócić nasze zabiegi na urządzenie emigracji na dostojne ciało, odpowiedne powołaniu swemu.

Ani rozbiór Polski, ani dokonane gwałty na podbitym kraju, ani zawiedzione nadzieje w ludziach i rzeczach Europy, nie odebrały życia narodowi, ani uwolniły nas od obowiązków dla Ojczyzny. – Dowodów tu nie potrzeba. Dość przyłożyć rękę do serca każdego Polaka, a poczujemy, że silnie bije i że bicie jego wzmaga się nawet zawodami.

(Dotąd tylko artykuł powyższy znaleziono zredagowany. – To co następuje było umieszczone w notach na okładce, zapewne jako szkic do rozwinięcia. – P. W.)

Lecz zjednoczenie, aby mogło nastąpić i utrzymać się, potrzebuje jawnych i praktycznych warunków. – Społeczności teorie nie wystarczają do życia.

Potrzeby więc do uformowania zjednoczenia:

1) Cel wyraźny.

2) Fundusze.

3) Organizacja.

1) Cel. – Na obcych ziemiach, które nam przytułek dały, nie można mieć innych celów tylko moralne. – Ale pamiętajmy, że wszelka siła ludzka w tym jest. Ostatnia wojna, lubo tak boleśnie niepojętym prawie o nas milczeniem nadzieje nasze zawiodła[iv], zmieniła postać Europy  Rosja przymuszona i na lądzie i na morzu ustąpić. Ona jedna przeszkadzała rozwinięciu się sił moralnych w Europie, przymuszona będzie sama na nich opierać się. Siła ta w Polsce widoczniejsza się okaże. – W Polsce i tu w emigracji. – Bądźmy więc jej orędownikami, znajmy więc Polskę, we wszystkich elementach jej siły, w każdych zmianach, które dzień każdy wprowadza i znaj-my siebie na obcych ziemiach. Zbierajmy wiadomości skupiające i rozsyłajmy je wśród siebie. Znajmy nasze potrzeby, zasoby, biedy nawet w kraju i tu, i ich codzienne zmiany, i czuwajmy nad nami. – Oto jest cel literacki, moralny – tym tylko możemy żyć, utrzymywać naszą misję i pokazywać praktyczność naszego związku. Z tego formujmy skarb przyszłej siły, wszelkie inne cele są tylko urojeniami.

2) Fundusze. – Składanie ofiar na fundusz zjednoczenia pokaże rzetelność tego zjednoczenia. Ofiara jest znakiem życia i zaletą życia, powagą życia.

Jak fundusze będą użyte lub kapitalizowane, nie czas teraz rozpisywać się o tym.

Straż ich i szafunek obmyśli się za zgodą najpowszechniejszą ile można.

Mało jest emigrantów, którzy by choć kilka franków rocznie nie złożyli.

3) Organizacja. – Organizacja będzie miała na celu, aby wszelkie zasługi w kraju położone lub później w emigracji nabyte, z zupełnym zapomnieniem na stronnictwo, miały wpływ i przyzwoitą w organizacji pozycję.

Działanie przeciwne byłoby zgubą najlepszych zamiarów. Organizacja będzie miała na myśli sposoby utrzymania tego, cośmy za cel zjednoczenia uznali – i zbieranie i kontrolę funduszów.

Organizacji zasada: egzekucję poruczyć osobom z różnych opinii, a takim, które by mogły zasłużyć na ufność powszechną i w przypadku potrzeby i na ufność rządu.

Dwie są metody egzekucji.

Pierwsza: ogłosić myśl i program i wezwać do działania i organizacji – i oddać rzecz naradom.

Druga: założyć początek z małej liczby, przyciągnąć doń kilka poważnych osób, organizację tymczasową zaprowadzić, rozpocząć działania przygotowawcze i resztę emigracji do jednoczenia się wezwać.

Pierwsza metoda miałaby więcej pozorów szczerości – i niepodległości – lecz mogłaby w pierwszym zarodzie zasiać nasiona rozprzężenia – i może by została bez skutku.

Druga dawałaby zrazu powód do zarzutu, acz nie-sprawiedliwego, że jest roboty jakiegoś stronnictwa ukrytego. Lecz zarodek ten łatwy i skuteczny, acz wolny, pociągałby adhezję.

Żeby tedy ten zarodek był pociągający, żeby tolerancję rządu pozyskał i dobrą wiarę w emigracji, trzeba, żeby mógł, ile można z początku samego objąć w sobie ludzi poważnych, a różnych i przeciwnych sobie opinii.

Korzyść tego zjednoczenia byłaby:

Kraj by widział i naśladował. – Wpływ by wielki miało na cudzoziemców, a w emigracji powstałoby braterstwo – ożywienie – i godność.

 

Karol Sienkiewicz (1793-1860), Historyk, publicysta konserwatywny, jedna z najważniejszych postaci Hotelu Lambert. Urodził się 20 stycznia 1793 r. w Kali-nówce na Podolu. Wykształcenie zdobywał w Humaniu, Winnicy i Krzemieńcu. Dzięki wsparciu księcia Adama Czartoryskiego studiował bibliotekarstwo w Paryżu. Był prywatnym sekretarzem Czartoryskiego i kierownikiem Biblioteki Czartoryskich w Puławach. Wziął udział w powstaniu listopadowym – m.in. podniósł postulat, by prezes Rządu Narodowego, Adam Czartoryski, został ogłoszony królem polskim, co miało poprawić wizerunek powstania w oczach monarchii europejskich (przede wszystkim Francji i Wielkiej Brytanii). Po insurekcji wyemigrował do Francji, gdzie współtworzył Hotel Lambert i Bibliotekę Polską w Paryżu, redagował „Kronikę Emigracji Polskiej” i brał udział w pracach Wydziału Historycznego Towarzystwa Historyczno-Literackiego. Zainicjował powstanie tajnego Związku Jedności Narodowej (1833), którego celem było przygotowanie kraju do przyjęcia przywództwa Czartoryskiego, gdyby wybuchło kolejne powstanie. Zarazem odrzucał ideę intronizowania księcia na emigracji, lansowaną przez nurt monarchiczny Hotelu Lambert, skupiający się wokół pisma „Trzeci Maj”. Jego sprzeciw wynikał z przekonania, że republikańsko nastawiona duża część emigracji nie zgodziłaby się na takie rozwiązanie, co skompromitowałoby kandydata na tron. Swe prace publikował m.in. w „Skarbcu Historii Polskiej”. Zmarł 6 lutego 1860 r. w Paryżu.

Pierwodruk: „Kroniki Emigracji Polskiej” 1836; Emigracja w 1856 r., [w:] Pisma Karola Sienkiewicza. Prace historyczne i polityczne, Paryż 1862, s. 461-471, pisane w Paryżu w 1856 r., przedruk w Pismach… z manuskryptu.

[i]  Tadeusz Kościuszko (1746-1817) – generał armii polskiej i amerykańskiej, uczestnik walk o niepodległość Stanów Zjednoczonych i wojny z Rosją 1792 r., przywódca powstania 1794 r., po jego stłumieniu przez Rosjan więziony w Twierdzy Pietropawłowskiej w Petersburgu, zwolniony w 1796 r., resztę życia spędził na emigracji.

[ii] Józef Poniatowski (1763-1813) – polski generał, wódz naczelny wojsk Księstwa Warszawskiego, marszałek Francji. Brał udział w wojnie z Rosją 1792 r., powstaniu kościuszkowskim i wojnach napoleońskich. Poległ w bitwie pod Lipskiem.

[iii] Józef Chłopicki (1771-1854) – polski generał, dyktator powstania listopadowego. Uczestnik wojny polsko-rosyjskiej (1792), insurekcji kościuszkowskiej (1794), walczył również w Legionach Polskich. W Królestwie Polskim od 1815 r. był dowódcą dywizji piechoty, ustąpił z tej funkcji po konflikcie z wielkim księciem Konstantym (1818 r.). Od 3 grudnia 1830 r. był naczelnikiem powstańczych sił zbrojnych, następnie dyktatorem powstania listopadowego. Ze stanowiska – oskarżany o pasywność i niewykorzystanie szans na zaskoczenie Rosjan – zrezygnował 17 stycznia 1831 r. Po upadku powstania zamieszkał w Krakowie, gdzie zmarł.

[iv] Karol Sienkiewicz pisze tu o wojnie krymskiej (1853-1856), która nie spełniła nadziei Polaków, upatrujących szansę na skuteczne podniesienie sprawy polskiej w starciu mocarstw zachodnich – Francji i Wielkiej Brytanii – z Rosją.