O kilku osobliwościach polskiej emigracji politycznej po II wojnie światowej

Rafał Habielski

Rafał Habielski

Profesor nauk humanistycznych, autor m.in. książek Dokąd nam iść wypada? Jerzy Giedroyc od „Buntu Młodych” do „Kultury”Polski Londyn oraz Życie społeczne i kulturalne emigracji.

I.

 

Polskie emigracje polityczne formowały się na ogół w wyniku przegranych powstań bądź kampanii wojennych, co decydowało o ich charakterze i definiowało cele.

Rafał Habielski

Profesor nauk humanistycznych, autor m.in. książek Dokąd nam iść wypada? Jerzy Giedroyc od „Buntu Młodych” do „Kultury”Polski Londyn oraz Życie społeczne i kulturalne emigracji.

Okoliczności, w jakich powstawały, przesądzały o stylach myślenia, stosunku do kraju, organizacji i trybie działania. Prawidłowości tego rodzaju dostrzec można w przypadku emigracji wywołanej agresją niemiecką i sowiecką we wrześniu 1939 r., różniącej się od poprzednich tym, że kraj opuściły wówczas władze państwowe. Decyzja o opuszczeniu kraju powzięta została z przekonaniem, że jej następstwem będzie zachowanie ciągłości państwa funkcjonującego w warunkach zewnętrznych; priorytetami było odzyskanie niepodległości w przedwojennych granicach oraz wmontowanie Polski w powojenny system bezpieczeństwa.

Bez względu na to, jak zadania te były realizowane i czy zrealizowane być mogły, w końcowej fazie wojny zdecydowano, że wymogiem zakończenia działalności w formule państwa na obczyźnie będą okoliczności pozwalające na powrót do kraju, dające rękojmię budowy ładu demokratycznego i suwerennego. Warunek ten przekreśliło przejęcie władzy przez komunistów i powstająca pod ich rządami państwowość oraz uzależnienie Polski od Związku Sowieckiego, co zadecydowało o kontynuowaniu misji podjętej w początkowym okresie wojny. Realizacja tego zadania dość szybko napotkała na szereg trudności, pośród których najważniejszymi było zejście sprawy polskiej z porządku zagadnień międzynarodowych oraz rwące się kontakty z krajem. Jego postawa i panujące w nim warunki mogły co prawda legitymizować emigrację, usprawiedliwiając sens jej istnienia i działania, ale była to legitymizacja pośrednia, wyrażana nie poprzez jednoznaczne poparcie, a przez szereg postaw i objawów wskazujących na to, że społeczeństwo nie uznaje władz komunistycznych za prawomocne i żywi wobec nich uczucia co najmniej niechętne.

Państwowy status emigracji powojennej oraz jej punkt odniesienia, który stanowiły ustrój i życie polityczne II Rzeczpospolitej, powodował, poza metodami uprawiania polityki, trudność w odejściu od formuł ideowych odziedziczonych po okresie przedwojennym. Tezę, że już w kilka lat po wojnie, a może zaraz po uformowaniu się w 1939 r., emigracja wojenna stała się formacją czasu przeszłego dokonanego wypada brać pod uwagę, analizując różne formy i przejawy jej zachowań. Nie ulega przy tym wątpliwości, że emigracja legalistyczna (londyńska) nie uważała za stosowne zmodernizować swój program polityczny, sposób myślenia i stanowiska ideowe, innymi słowy dostosować je do okoliczności powojennych. W warstwie ustrojowej było to niemożliwe, oznaczałoby bowiem zakwestionowanie założeń uprawomocniających jej istnienie. Nieco inaczej było ze sposobem myślenia i poglądami niepodlegającymi takim rygorom, jak kwestie formalnoprawne. Nadanie im nowego wymiaru, powodującego, że przestałyby być kontynuacją przekonań dawnych, okazało się zadaniem dość trudnym. Jakiś czas po zakończeniu wojny Juliusz Mieroszewski uznał za stosowne napisać, że świadomość emigrantów kształtuje nie byt, tylko przeszłość. Uzupełniał tę półżartobliwą refleksję Józef Wittlin, zwracając uwagę, że emigranci, których utożsamiał z wygnańcami, żyją w dwóch czasach i światach; teraźniejszym i przeszłym. Życie przeszłością było zdaniem Wittlina intensywniejsze, wpływając na ocenę wypadków minionych. Doświadczenia emigracji powojennej wskazują – tego zdania był Mieroszewski – że w niemniejszym stopniu określało ono postawy wobec rzeczywistości. Dowodów na trafność tego przypuszczenia doprawdy nie brakuje; dostarczają ich programy stronnictw politycznych, będące zapleczem ośrodka rządowego oraz relacje między nimi, klimat życia politycznego, system wartości, a zwłaszcza sposób reagowania na wyzwania współczesności. Odnoszono się do nich, przyjmując na ogół przedwojenny punkt widzenia.

Zamknięcie w konwencji państwa na obczyźnie nie służyło adaptacji do warunków powojennych w zakresie programu i koncepcji politycznych. Ramy działania i myślenia wyznaczały normy definiujące istotę i charakter instytucji politycznych – ośrodka prezydenckiego i rządu – oraz wynikająca z nich konieczność. Prowadziło to do szeregu konsekwencji, spośród których symptomatyczną była nieumiejętność skorygowania myślenia politycznego, pod którym to pojęciem nie trzeba rozumieć porzucenia dotychczasowych poglądów i stanowisk, a próbę ich uzgodnienia z sytuacją bieżącą, co w żadnym wypadku nie musiało oznaczać aprobaty rzeczywistości.

Czytając programy stronnictw działających po wojnie na obczyźnie, zwłaszcza ugrupowań tzw. historycznych, założonych przed 1918 r., trudno nie akceptować zawartych w nich diagnoz i postulatów, bez względu na to, z jakiej perspektywy były formułowane i kogo czyniły swoim odbiorcą – naród czy konkretne warstwy społeczne. Zarazem, już współcześnie, uderzała w nich nieadekwatność wobec położenia, w jakim znajdowali się ich potencjalni odbiorcy oraz nieumiejętność rozpoznania warunków, w jakich przychodziło im żyć. Programy te zdawały się poza tym nie brać pod uwagę sytuacji w Europie i świecie. Były bardziej zapisem stanu świadomości ich autorów, niż manifestem politycznym, rozumianym jako projekt mający szanse urzeczywistnienia. Jedynym z dowodów potwierdzających to przypuszczenie jest bezbronność, jaką objawiano usiłując odnosić się do dwublokowego podziału świata. Zdaniem jednych emigracja, reprezentująca polskie interesy, powinna stać z boku starcia amerykańsko-sowieckiego. Wedle innych koniecznością było zaangażowanie się po stronie Zachodu, bez względu na to, czy dotychczas mogła liczyć na jego wierną przyjaźń.

Zagadnieniem wartym refleksji jest kontakt pozakrajowego ośrodka władzy i stronnictw politycznych z zachodnioeuropejską myślą polityczną, formułowanymi tam koncepcjami geopolitycznymi i stanowiskami zajmowanymi wobec wypadków bieżących. Niektórzy z liderów ugrupowań jeszcze w okresie wojny nawiązali kontakty z bliskimi im ideowo partiami lub środowiskami politycznymi w krajach osiedlenia. Nie wpłynęło to na programy i diagnozy, które nie stały się przez to bardziej uniwersalne. Operacja tego rodzaju nie groziłaby uszczerbkiem tożsamości, mogłaby natomiast przyczynić się do zwiększenia aprobaty opinii zachodniej dla zadań emigracji i jej walki, wydatnie je wzmacniając. Sprawa polska z zagadnienia partykularnego stawałaby się problemem szerszym, wpisanym w postawę wolnego świata.

Dość podobnie było z projektami politycznymi odnoszącymi się do sytuacji międzynarodowej, a więc i położenia, w jakim znalazła się Polska oraz inne kraje europejskie uzależnione od Związku Sowieckiego. Plany te, formułowane przez rządy, osobistości polityczne bądź politologów zachodnich, stanowiąc przedmiot zainteresowania i analiz, nie były traktowane ani jako ewentualna alternatywa dla programu emigracji, ani jako czynnik zasługujący na uwzględnienie w sposobie myślenia. Owszem, poświęcano im uwagę, były zjawiskiem, do którego wypadało się odnieść, dotyczyły kwestii pozostającej w polu widzenia, lecz nie traktowano ich jako czynnika inspirującego.

Powodem tego stanu rzeczy była nie tylko wierność założeniom przyjętym w reakcji na położenie, w jakim znalazła się Polska w 1945 r., których nie uznawano za stosowne korygować. Nie mniejsze znaczenie miało rozczarowanie polityką Zachodu wobec Moskwy, datujące się od końcowego etapu wojny. Stanowiło to uzasadnienie niewiary w intencje tych, którzy twierdzili, że misją Zachodu jest wyzwolenie narodów zniewolonych przez komunizm. Nakazywało wstrzemięźliwość wobec doktryn, koncepcji i planów.

Postawa tego rodzaju nie powstrzymywała od kontaktów z zachodnimi instytucjami politycznymi; przykładem była współpraca szeregu środowisk i osobistości z Komitetem Wolnej Europy, amerykańską organizacją założoną w 1949 r., powołaną z myślą o wsparciu emigracji z krajów uzależnionych od Moskwy. Nie było to jednak tożsame z aprobatą dla ich stanowisk politycznych. Poglądem rozpowszechnionym wśród emigracji było przekonanie, że Stany Zjednoczone nie dysponują stojącym na wysokości zadania programem walki z komunizmem oraz dominacją sowiecką w środkowej i wschodniej Europie. Posługują się zamiast tego zestawem sloganów, na ogół formułowanych na użytek polityki wewnętrznej, modyfikowanych w miarę zmieniającej się sytuacji międzynarodowej.

Kwestią skłaniającą do izolowania się wobec nurtów i doktryn świata zachodniego był maksymalizm emigracji, cecha określana mianem niezłomności, względnie nieprzejednania, właściwa większości środowisk politycznych współtworzących państwo na wygnaniu bez względu na ich ideowy profil i dzielące różnice. Sensem tej postawy było przekonanie, że powołaniem emigracji jest walka o pełne wyzwolenie Polski, co wykluczało akceptację rozwiązań połowicznych lub kompromisowych. Niezłomność nie ułatwiała modyfikowania własnego stanowiska, sprzyjała natomiast dystansowi wobec polityki Zachodu, a także procesów integracyjnych w Europie Zachodniej. Nie poświęcano im szczególnej uwagi, traktując jako zagadnienie pozostające bez istotnego związku z głównym zadaniem, jakim było wyzwolenie Polski. Pogląd, że myślenie kategorią jedności europejskiej lokuje się ponad pojałtańskim podziałem kontynentu i uwzględnia – mimo że nie odnosi się do niego wprost – zagadnienie Polski i innych krajów uzależnionych od Związku Sowieckiego oraz stanowi gwarancję bezpieczeństwa w przyszłości, nie był udziałem wielu.

Rezultatem postawy przyjętej przez emigrację legalistyczną była, poza egzystowaniem na marginesie świata zachodniego, bezradność wobec wypadków w kraju. Bardzo szybko, w zasadzie zaraz po zakończeniu wojny emigracja przestała mieć na nie sprawczy wpływ, ograniczając się do ich komentowania zgodnie z nieulegającym zmianie schematem interpretacyjnym. Sprowadzał się on do tezy, że społeczeństwo odrzuca władzę komunistyczną, stawia przybierający różne formy opór, od czasu do czasu występuje zaś przeciw niej czynnie. Chociaż z opinii tej nie wyciągano wniosku, że niechęć społeczeństwa do reżimu jest równoznaczna z uznaniem dla ośrodka pozakrajowego, tj. władz na obczyźnie – objawy braku poparcia, albo choćby żywej pamięci o nim, przyjmowano z konsternacją. W jesieni 1956 r. nie bez niepokoju obserwowano poparcie dla Władysława Gomułki, reagując na nie interpretacjami sprowadzającymi się do wniosku, że w kraju nie doszło do żadnych poważnych zmian, wobec czego cele stawiane sobie przez emigrację pozostają nadal aktualne.

Stanowisko wobec kraju zdradzało objawy nie tylko bezsilności, ale i niekonsekwencji. Z jednej strony niezmiennie przyznawano mu rolę czynnika nadrzędnego, deklarując pełnienie roli służebnej i pomocniczej, z drugiej nie uznawano za stosowne mieć na uwadze tamtejszych postaw, poglądów i strategii. Wolno to uznać w pewnym stopniu za zrozumiałe, biorąc pod uwagę różnice położenia i wynikające stąd możliwości oraz ograniczenia, a także konieczności wynikające z nieprzejednania – kraj i emigracja miały dzielić się obowiązkami, służąc tej samej sprawie. Nie podważa jednak uzasadnionego podejrzenia co do woli bądź konieczności utrzymania przez emigrację odrębnego stanowiska i sposobu myślenia.

Słabnące związki z krajem, dotyczące nie tylko sfery politycznej, ale także życia kulturalnego czy naukowego, znajdowały wyraz w odniesieniach do podejmowanych tam działań o charakterze niezależnym. Pomijając okres bezpośrednio powojenny, kiedy to próbowano pozostawać w kontakcie z podziemiem niepodległościowym, nie sposób mówić o bliskich relacjach. Tzw. sprawa Miłosza (1951 r.) dowiodła, że nie zdawano sobie sprawy z sensu postaw zajmowanych wobec reżimu, nie rozumiejąc do końca tego, co dzieje się w kraju.

Przez lata wszelkie podejmowane tam przedsięwzięcia antysystemowe witano na ogół entuzjastycznie, ale nie miano na nie wpływu i nie pojmowano jako czynnika branego pod uwagę w prowadzonych przez siebie przedsięwzięciach. Stanowiły one powód do potwierdzenia diagnozy dotyczącej stopnia dezaprobaty dla polityki komunistycznej władzy i jej istoty, ale nie były pojmowane jako element uzupełniający. Tak było przed powstaniem w kraju opozycji demokratycznej w połowie lat 70. i później. Polski Londyn był już wówczas cieniem swojej dawnej świetności, zarówno w wymiarze osobistości, co instytucjonalnym. Stosunek do wypadków w kraju nie uległ tym niemniej zmianie. Za swój obowiązek emigracja uważała pomaganie i robiła to w miarę możliwości, uznając za zasadne utrzymywanie odrębności od postaw krajowych, co bez względu na intencje przybierało postać paternalizmu. Upoważnienie, jak wolno sądzić, dawał legalizm, mimo że był wówczas formułą wyłącznie symboliczną.

Jednym z symptomatycznych przejawów zakorzenienia w przeszłości było ponawianie sporów o genezie przedwrześniowej oraz obecność ich następstw w życiu politycznym. Emigracja londyńska bywa utożsamiana z permanentnym sporem i nieumiejętnością porozumienia mimo wspólnoty poglądów w sprawach zasadniczych. Jest w tej diagnozie sporo przesady, będącej pochodną fałszywego wyobrażenia, które starała się narzucać propaganda komunistyczna. W istocie rzecz sprowadzała się do polaryzacji nie będącej wyłącznie następstwem prolongaty różnic o przedwojennym rodowodzie. Znajdowała ona wyraz w debatach poświęconych sprawom, o które spierano się dawniej, ale i kwestiom bardziej współczesnym, takim, które miały wpływ na skład i współczesną postawę emigracji. Przyglądając się mapie dyskusji dostrzec można na niej zarówno poświęcone kwestiom, z którymi mierzono się przed wojną (geopolityka; kwestia ukraińska), jak i nowszym (zagadnienie stosunków polsko-niemieckich). Arcyciekawa, nie tracąca na aktualności, była dyskusja o powodach klęski wrześniowej, zapoczątkowana kampanią oskarżeń a zakończona porządkiem wypowiedzi układających się w ciąg rozważań na temat przyczyn upadku Polski w XVIII w. z odniesieniem do stanowisk formułowanych w tej materii przed laty.

Inaczej miała się sprawa ze sporami politycznymi, które prowadziły do fatalnych na ogół rezultatów. Najpoważniejszym, wielokrotnie analizowanym, był konflikt wywołany tzw. umową paryską, zawartą między prezydentem Władysławem Raczkiewiczem, a szefem rządu, gen. Władysławem Sikorskim, jesienią 1939 roku. Umowa sprowadzała się do daleko idącej zmiany pozycji ustrojowej prezydenta, który swoje uprawnienia osobiste wykonywać miał na jej mocy w porozumieniu z szefem rządu. Pomijając zasadne wątpliwości co do konstytucyjności rozwiązania (wywołało ono długotrwałą analizę istoty umowy, powodów oraz okoliczności jej zawarcia; sprawa budziła emocje jeszcze dekadę po fakcie), będącego przeniesieniem stanowiska przedwojennej opozycji do rzeczywistości wojennej, spowodowało ono szereg katastrofalnych następstw. Pozakrajowe życie polityczne doświadczyło ich w czasie wojny i po jej zakończeniu. Apogeum kryzysu, u podłoża którego leżała umowa paryska, a w zasadzie niemożność jej efektywnego stosowania, doprowadziło, w 1954 r., do powstania drugiego ośrodka dyspozycji politycznej, podobnie do prezydenckiego przypisującego sobie właściwości legalistyczne. Pęknięcie to, nie przekładające się na różnice w ocenie zadań, metod uprawiania polityki oraz sytuacji w kraju i świecie, pociągające za sobą rozłamy w stronnictwach politycznych, oznaczało w praktyce koniec możliwości prowadzenia polityki aspirującej do miana skutecznej. Miało opłakane następstwa w kontaktach ze światem zewnętrznym, przyoblekając się w kształt kamienia nagrobnego nadziei na pomoc sprawie Polski reprezentowanej przez instytucje legalizmu ze strony mocarstw zachodnich.

Przeszłość, dając emigracji prawo do upominania się o przyszłość, okazywała się źródłem szeregu nierozwiązywalnych kłopotów. Byłoby wszakże niesprawiedliwością widzieć w zwrocie ku dawności wyłącznie mankamenty kładące się cieniem na działalności politycznej oraz nieustająceźródło problemów. Emigracja, wolno w tym wypadku mówić nie tylko o ośrodkach politycznych ale i środowiskach twórczych, ludziach pióra, historykach, politologach i publicystach, widziała swoją rolę w przeciwdziałaniu dokonywanej przez władzę komunistyczną w kraju deformacji przeszłości i odseparowywaniu polskiej kultury od jej korzeni, lokowanych w kręgu śródziemnomorskim. Walka o pamięć, opór przeciw sowietyzacji życia umysłowego, wtłaczaniu przeszłości w schemat ideologiczny, fałszerstwom i przemilczeniom, stał się dość szybko, niedługo po wojnie, pierwszoplanowym zadaniem, a jego rola nie traciła na znaczeniu w latach późniejszych.

Pomocą w tych zmaganiach, prowadzących niekiedy do idealizacji czasów minionych, był system wartości wywodzony z jednostkowych i zbiorowych biografii, wojennych i przedwojennych doświadczeń, które znajdowały wyraz w świadectwach zadających kłam ustaleniom krajowej historiografii. Piśmiennictwo pozakrajowe, korespondujące z poglądami, którym hołdował świat polityki, okazywało się narzędziem dającym sobie radę z okolicznościami w jakich przyszło jej działać. Nie podlegało destrukcyjnym mechanizmom, którym ulegało życie polityczne, podtrzymywało więzi i tożsamość wspólnoty nie tylko emigracyjnej, znajdując, w przeciwieństwie do polityki, drogę do kraju. Okazywało się przy tym instrumentem skutecznym. Współtworzące ją dzieła, o różnym charakterze, układały się w manifest celów i zadań sformułowany u kresu wojny.

II.

Przekonanie o tym, że słowo drukowane może być bronią znacznie skuteczniejszą niż polityka nie narodziło się pod wpływem kłopotów, z którymi przyszło zmagać się emigracji w jakiś czas po zakończeniu wojny. Już w 1945 r. brano pod uwagę, choć nie były to wtedy opinie powszechne, że instytucje i organizacje polityczne będą w nieodległej przyszłości podlegać prawidłowościom, których symptomem staną się konflikty i podziały oraz niezdolność do sprostania stawianym sobie celom. Miano przy tym świadomość, że piśmiennictwu, bez względu na formy, które przybierało, będzie znacznie łatwiej mierzyć się z wyzwaniami niesionymi przez współczesność. Wszystkie te przypuszczenia potwierdziła rzeczywistość, dając asumpt do kwestionowania założeń i metod polityki legalizmu.

Pośród przyczyn generalnych widzieć wolno wątpliwość, co do tego, czy świat powojenny podobny jest przedwojennemu, co z kolei implikowało pytanie, o zasadność zachowania dawnych metod, poglądów i stylów myślenia. Zdaniem tych, którzy zauważali bezprecedensowość powojennego położenia Polski oraz sytuacji w Europie, okoliczności te zmuszały do wyzwalania się z dotychczasowych przyzwyczajeń, odrzucenia zachowujących pozornie aktualność pomysłów oraz poszukiwania nowych narzędzi uprawiania polityki. Pierwsze z tych powinności Mieroszewski nazwał porzuceniem roli strażnika „mauzoleum skostniałych doktryn”. Myślą przewodnią tego zabiegu było kwestionowanie pojmowania dawnych projektów geopolitycznych, jako rozwiązań nadal przydatnych, dających się stosować w warunkach politycznych różnych od tych, w których powołano je do życia. Posługiwanie się zużytymi ideami było zabawą w przywdziewanie kostiumów historycznych. Zajęciem, które wprawdzie znajdowało pole do popisu w pozakrajowych rytuałach wewnątrzgrupowych, lecz nie mogło przynieść oczekiwanych rezultatów politycznych.  

Kryzys, w jakim pogrążał się legalizm skłaniał do kwestionowania wszystkiego, co składało się na jego istotę – stosunku do przeszłości, mentalności, form organizacyjnych, sposobów działania oraz relacji z krajem. Słowo zastępować miało instytucje; afirmacja przeszłości – krytyczny do niej stosunek; komentowanie tego, co działo się w kraju – próby odziaływania na tamtejsze postawy.

Podłożem była wątpliwość zgłaszana pod adresem efektów dotychczasowych stanowisk i procedur, biorąca się z refleksji nad sednem emigracji; jeśli ma ona wybiegać w przyszłość, przygotowywać zmianę, mieć uzasadnioną nadzieję na sukces, powinna pozbyć się tego, co nieprzydatne, używać narzędzi adekwatnych do czasu i zamierzeń. Imperatyw tego rodzaju wziął na siebie Jerzy Giedroyc, wykorzystując do tego „Kulturę”; pismo założone przezeń (wraz z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim) w 1947 r., wyrosłe z emigracji wojennej, które po jakimś czasie zwróciło się przeciw temu, co uosabiał legalizm.

Wedle Giedroycia i Mieroszewskiego, będącego jego porte parole, przeszłość stanowiła lustro błędów, jej rozpoznanie miało zatem cel podwójny. Próbę odpowiedzi na pytanie – „jak było naprawdę?”, ale także korygowanie stanowisk, bądź unikanie zachowań, które nie przyniosły spodziewanych efektów. Stąd było już całkiem niedaleko do współczesności. Jednym z zagadnień roztrząsanych przez środowiska współtworzące emigrację legalistyczną było zagadnienie Kresów Wschodnich. Co do ich znaczenia geopolitycznego nie było wątpliwości a odzyskanie traktowane było jako jeden z celów, dla realizacji którego pozostano poza krajem. Jeśli pominąć propozycje przesunięcia Polski na Zachód, składane w czasie wojny przez Ksawerego Pruszyńskiego, który w 1945 r. zdecydował się na powrót do kraju, do początku lat 50. opinia emigracyjna zachowywała wobec problemu ziem wschodnich jednolitość wzmacnianą przez działalność ziomkostw biorących udział w życiu politycznym.

Przełom nastąpił wraz z postulatem sprowadzającym się do pogodzenia się z utratą Kresów w imię porozumienia z narodami sąsiadującymi z Polską od wschodu. Był to gest wynikający z doświadczeń przeszłości, ale skierowany w przyszłość. Ziemie Wschodnie traktowane były przez „Kulturę” jako obszar o bezdyskusyjnej doniosłości, rozumianej jednak inaczej niż robiła to większość opinii emigracyjnej, nadal skłonnej widzieć w nich terytorium, na którym zdeponowany został atrybut suwerenności Polski; gwarancja niezależności od Rosji. Giedroyc był zdania, że Związek Sowiecki, podobnie jak inne imperia, nie jest skazany na wieczność, a proces jego erozji rozpocznie się od peryferii – Ukrainy, Litwy i Białorusi. Polska zaś w chwili odzyskania niepodległości nie mogła wdawać się w konflikty terytorialne z sąsiadami prowadzące do nieobliczalnych konsekwencji w tym powrotu do zależności od Moskwy.

Pragmatyzm, i w pewnym stopniu profetyzm „Kultury”, brał górę nad sentymentami, tradycją oraz ograniczeniami, z którymi borykało się państwo na obczyźnie i środowiska podzielające jego punkt widzenia. W polskim Londynie dostrzegano wagę zagadnienia, uznawano wszelako, że decyzje w zakresie kształtu terytorialnego państwa podejmować można dopiero w wolnej Polsce na mocy decyzji wyłonionego w wolnych wyborach przedstawicielstwa. Zdaniem Giedroycia znaczyło to bezterminowe odłożenie zagadnienia kluczowego dla przyszłości, wymagającego pilnego rozstrzygnięcia. Służyć miała temu dyskusja w gronie wewnętrznym i polsko-ukraińskim.

W pewnym sensie podobnie, to jest bez obciążeń wynikających z nieprzejednania, podchodziła „Kultura” do zagadnienia polityki wobec kraju. W tym wypadku czynnikiem przesądzającym była zaświadczana biegiem zdarzeń pewność, że system komunistyczny może ulegać zmianom, które leżały w interesie społecznym. Dowodem była postalinowska odwilż, wśród której przyczyn Giedroyc chciał widzieć nie tylko decyzje odgórne, autorstwa systemu, ale i ośmieloną tym inicjatywę społeczną. Swoją rolę sprowadzał do obecnych w programie pisma sugestii, których spełnienie prowadziłoby do wymuszania ewolucji reżimu w kierunku oczekiwanym przez społeczeństwo. Żeby prowadzić taką politykę trzeba było, będąc poza krajem, starać się odnosić do jego problemów, traktując je jako budulec programu. Miała to zapewnić przyjęta przez „Kulturę” w połowie lat 50. pozycja zewnętrznej opozycji, wsparta lewicowym stanowiskiem pisma. W październiku 1956 r. „Kultura” dała kredyt Gomułce, warunkując to domysłem, że nowy przywódca będzie demokratyzował życie publiczne oraz usiłował uniezależniać kraj od Moskwy. Kiedy okazało się, że Gomułka wybrał inne rozwiązanie, kredyt został cofnięty, ale „Kultura” nadal formułowała pomysły i propozycje wynikające z sytuacji wewnętrznej w kraju.

III.

Polityka wschodnia i ewolucjonizm „Kultury”, program dający szansę na zmianę w granicach możliwości, ilustrują różnice w metodach uprawiania polityki i stanowiskach wobec rzeczywistości. Legalizm pojmowany jako praktyka polityczna, przy swoich atutach, wierności prawu oraz symbolicznemu wymiarowi, wartości, której nie ma powodu odmawiać znaczenia, stał się negatywną inspiracją. Zaskakiwany wypadkami, na które nie potrafił skutecznie reagować, okazał się formułą niepotrafiącą radzić sobie z ograniczeniami. Tymi, które niosła rzeczywistość i tymi wynikającymi z własnych słabości składającymi się na jego istotę. Walcząc o te same cele co legalistyczny Londyn, demokrację i niepodległość, „Kultura”, równie antykomunistyczna, jak emigracja niezłomna, potrafiła zmieniać poglądy przy zachowaniu stałości zasad, nie bojąc się konfrontacji z zastałymi sposobami myślenia i poglądami. Wychodząc poza rolę przypisywaną czasopismu wypowiadała się bez upoważnienia w sprawach wypełniających znamiona racji stanu. Wykraczając poza horyzont wyobraźni, wyprzedzając wydarzenia, które przewidywała, stała się inicjatorem misji, którą emigracja uznała za swoje posłannictwo w 1945 r.

 

Tekst powstał w ramach projektu Ośrodka Myśli Politycznej Emigracja polityczna. Przypadek polski. Dofinansowano ze środków MHP w ramach Programu „Patriotyzm Jutra”. Tekst dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Autorów i Ośrodka Myśli Politycznej.