Czy w ciągu stu lat zdążyliśmy odrobić lekcję czyli o stosunkach litewsko-polskich na emigracji?

Giedrė Milerytė-Japertienė

Giedrė Milerytė-Japertienė

Dr, szefowa Działu Lituanistycznego Departamentu Badań Dziedzictwa Dokumentalnego Litewskiej Biblioteki Narodowej im. Martynasa Mažvydasa w Wilnie, autorka wydanej przez OMP książki Wizje stosunków polsko-litewskich w środowiskach emigracji 1945-1990.

Właśnie kończy się rok stulecia odzyskania niepodległości, tak przez Polskę, jak i przez Litwę, co skłania do spojrzenia wstecz, w kierunku przebytej już drogi. Niejako bezrefleksyjnie nasuwa się wyrażenie „wspólnie przebytej drogi”, ale zarówno wiedza historyczna, jak i zdroworozsądkowa nie pozwala na uleganie nawykom językowym.

Giedrė Milerytė-Japertienė

Dr, szefowa Działu Lituanistycznego Departamentu Badań Dziedzictwa Dokumentalnego Litewskiej Biblioteki Narodowej im. Martynasa Mažvydasa w Wilnie, autorka wydanej przez OMP książki Wizje stosunków polsko-litewskich w środowiskach emigracji 1945-1990.

Jak by nie patrzeć – wspólna droga Litwy i Polski to tylko ostatnich 28 lat, w ciągu których czasem zdarzała się ostra wymiana zdań, a czasem nawet wygrażanie pięściami. Niemniej była to ta sama droga, w tym samym kierunku. Trzeba się zgodzić, że 28 lat to niewiele, nawet nie jedna trzecia stulecia. Nie zmienią tego nawet próby przekonywania, że okres między końcem wojny a rokiem 1990 także minął w atmosferze harmonijnego współistnienia. Trudno bowiem mówić o jakimś procesie rozwoju w sytuacji, gdy egzystencja polityczna obydwu narodów, ustrój i zarządzanie ich krajów były wynikiem dyktatu z Moskwy. Nie da się za to uniknąć pytania o czynniki, które spowodowały tyle napięć między oboma państwami i o uwarunkowania, które kształtowały stosunki litewsko-polskie przez ostatni wiek. I tym ciekawsze – jak to się stało, że w momencie upadku Związku Sowieckiego konflikt litewsko-polski nie odżył. Co się stało, że nie powróciły dawne, wzajemnie mroczne wyobrażenia?

Po I wojnie światowej zmieniła się relacja sił w Europie Środkowej, a Polska uwikłała się w konflikty zbrojne z niemal wszystkimi sąsiadami. Litwa była jednym z nich. Zajęcie metodami siłowymi Wilna przez Polskę i jego włączenie polityczne do Polski na dwie dekady zaważyły na litewskim postrzeganiu Polaków. Litwini nie godzili się z utratą historycznej stolicy, zatem Litwa zerwała z sąsiadami stosunki dyplomatyczne, traktując istniejącą granicę jako tymczasową linię demarkacyjną. Nie udało się osiągnąć żadnego porozumienia dwustronnego, zaś problem Wilna Republika Litewska wysuwała na pierwszy plan zarówno na arenie międzynarodowej, jak i w polityce wewnętrznej. W ówczesnej prasie nieustannie pojawiały się antypolskie artykuły, wiadomości czy karykatury. Powtarzano sobie wiersz Petrasa Vaičiūnasa „Bez Wilna nie spoczniemy” (litew. Mes be Vilniaus nenurimsim[1]). Wyrosło całe pokolenie wychowywane w przekonaniu, że Polak – to wróg. „Wyzwolenie” Wilna urosło do rangi narodowej misji. Na całe dwadzieścia lat niepodległości konflikt litewsko-polski jakby znieruchomiał. Zarówno wystąpienia antypolskie w Kownie i innych miastach Litwy, jak i ograniczenia swobód mniejszości litewskiej w Wilnie stały się permanentne[2]. Podejmowane przez Litwinów próby podnoszenia kwestii Wilna na arenie europejskiej nie przyniosły żadnych rezultatów, gdyż państwa zachodnie były po stronie Warszawy[3]. Silna Polska miała rozdzielać sowiecką Rosję i Niemcy, a wraz z państwami bałtyckimi – stanowić bufor chroniący Europę od zapędów Rosji[4]. Jednak konflikt o Wilno zakłócał funkcjonowanie równowagi opartej na takiej koncepcji, a w stosunkach Warszawa – Kowno ziała przepaść. Nie zyskawszy poparcia dla swoich żądań wśród mocarstw zachodnich, elity polityczne Litwy skłaniały się ku Wschodowi, tam szukając wsparcia w sprawie Wilna. Związek Sowiecki dostrzegał tu własne interesy. W 1938 r. zastygły konflikt osiągnął punkt kulminacyjny, który jednak nie doprowadził ani do konfliktu zbrojnego, ani do zajęcia Litwy przez Polskę, czego się obawiano. Po incydencie granicznym 17 marca 1938 r. rząd polski przedstawił Litwie ultimatum, domagając się natychmiastowego nawiązania stosunków dyplomatycznych. Litwini je przyjęli, rozgoryczeni i świadomi, że oznacza to pożegnanie z dążeniem do odzyskania Wilna. Zostały jednak nawiązane stosunki dyplomatyczne, które przełamały ciszę we wzajemnych relacjach, trwającą od prawie dwudziestu lat. Po wymianie listów uwierzytelniających pierwszym ambasadorem polskim w Kownie został Franciszek Charwat. Mimo kontrowersji, jakie cała ta sytuacja wzbudzała w społeczeństwie litewskim[5], lody we wzajemnych stosunkach zaczęły pękać.

Republice Litewskiej i Rzeczpospolitej Polskiej zabrakło czasu, by odbudować wzajemne zaufanie i znormalizować stosunki. Zaczęła się wojna, która przyniosła okupację Polski, zmianę statusu Wilna i wreszcie upadek Litwy. Utrwalenie się takiego położenia spowodowało, że skomplikowane problemy zaczęły „zalegać” do rozwiązania w przyszłości.

Po ataku Niemiec na Polskę przedstawiciele ówczesnej elity władzy zaczęli się wycofywać na Zachód. 30 września w Paryżu powstał rząd emigracyjny pod przewodnictwem Władysława Sikorskiego. Jeszcze wcześniej na terytorium Polski wkroczyli Sowieci, by w ten sposób przypieczętować rozbiór kraju. Pojawiła się znowu kwestia Wilna, które Związek Sowiecki zaproponował Litwie w zamian za wpuszczenie na własne terytorium jednostek Armii Czerwonej. 10 października litewski minister spraw zagranicznych Juozas Urbšys podpisał odpowiednie porozumienie litewsko-sowieckie[6]. Zdaje się, że Litwini uwierzyli w dobrą wolę Stalina. W społeczeństwie nie dopuszczano obawy, że wkroczenie obcych jednostek wojskowych to w gruncie rzeczy krok w kierunku okupacji. Minister Urbšys tak próbował odtworzyć swoje ówczesne intuicje:

 

Los państwa odtąd zależy tylko od Związku Radzieckiego, od jego dobrej lub złej woli. W czasie lotu chodzą mi po głowie optymistyczne rozważania: jeżeli Związek Radziecki będzie przestrzegał, jeżeli rzeczywiście będzie przestrzegał umowy o wzajemnej pomocy, jeżeli uszanuje niepodległość Litwy i wcześniejsze umowy, nie będzie się wtrącać w sprawy wewnętrzne Litwy (…) to te dziesięć lat – tłumaczę sobie – w ciągu których na Litwie mają stacjonować radzickie załogi, szybko minie. (…) A Wilno!!! Jest niepowtarzalna okazja, by je odzyskać![7]

 

Po niemal dwóch dekadach powtarzania, że wyzwolimy Wilno z rąk Polaków, Litwini odzyskali w końcu historyczną stolicę. Entuzjazm w społeczeństwie litewskim był ogromny i miał on wydźwięk, który nie mógł podobać się Polakom. Leon Mitkiewicz, attaché wojskowy w Kownie, tak opisywał wydarzenia i nastroje:

 

Ton prasy litewskiej i łotewskiej stał się nagle obrzydliwy. Schlebianie, zabieganie, płaszczenie się o łaskę Kremla moskiewskiego, czyli Stalina. Warunki Moskwy dla Litwy dają jej skrawki terenu polskiego, oczywiście z Wilnem, a żądają w zamian linii kolejowej do Libawy przez Wilno, bazy w Radziwiliszkach, garnizon wojskowy sowiecki 30 000 i czterokrotnie zwiększony obrót handlowy z Rosją. W sumie to całkowity protektorat Rosji Sowieckiej nad Litwą.[8]

 

13 października ambasador Charwat telegraficznie porozumiał się ze swoim rządem w Paryżu i wręczył litewskiemu ministrowi spraw zagranicznych notę protestacyjną w sprawie zajęcia przez Litwę Wilna i Wileńszczyzny. Minister Urbšys odrzucił zawarte w niej oskarżenia i uznał notę za nieuzasadnioną. Odpisał, że na mocy porozumienia między Republiką Litewską a ZSRS z 12 lipca 1920 r. Wilno staje się integralną częścią państwa litewskiego i jego stolicą. Deklarował, że Litwa nie uznaje rządu polskiego na uchodźstwie w Paryżu, bo państwo polskie przestało istnieć 18 września 1939 r.[9] Taka litewska odpowiedź pokazuje, że jeszcze na początku wojny litewskie elity liczyły na zachowanie neutralności własnego kraju, zaś faktyczny rozbiór Polski traktowały jako konsekwencję i nauczkę za jej „imperialistyczną politykę” wobec sąsiadów. W obliczu takiej odpowiedzi i rozwoju wypadków Charwat i Mitkiewicz wyjechali z Kowna do Sztokholmu, a podtrzymywane krótko stosunki polsko-litewskie znowu uległy zerwaniu[10].

Mimo okupacji kraju polski rząd na uchodźstwie pod przewodnictwem Władysława Sikorskiego liczył na stworzenie federacji środkowoeuropejskiej, dlatego zależało mu na utrzymaniu możliwie dobrych stosunków z sąsiadami. Jeszcze w październiku 1939 r. Sikorski przedstawił pomysł ewentualnej federacji, której osią byłaby Polska. Jej sojusz z Litwą oraz z Czechosłowacją czy z Czechami i ze Słowacją (osobno) miał na celu zrównoważenie znaczenia Niemiec i Rosji[11]. To Polska pierwsza doświadczyła ciosów ze strony tych dwóch mocarstw i Polacy zorientowali się, że nie mogą wejść w równorzędny sojusz ani z Niemcami, ani z Rosją. W takiej atmosferze rozpoczęły się pierwsze rozmowy polskich polityków z litewskimi dyplomatami. 20 października w Paryżu Feliks Frankowski spotkał się z ambasadorem litewskim we Francji – Petrasem Klimasem. Frankowski próbował wysondować, czy rząd litewski zgodziłby się na przyjęcie delegata polskiego, który byłby pośrednikiem w kontaktach rządów obu krajów. Klimas wyraził zdziwienie swoje i swojego rządu z powodu nagłego wyjazdu ambasadora Charwata i zaproponował, że porozmawia z centralą o możliwościach jego powrotu na placówkę w Kownie[12]. Ewidentnie wśród elit litewskich przeważała wiara w trwałość litewskiej państwowości.

Późniejsze spotkania polskich i litewskich dyplomatów miały miejsce głównie w Bernie. Ze strony litewskiej uczestniczyli w nich najczęściej Jurgis Savickis albo Jurgis Šaulis, a ich głównym tematem była sytuacja w Wilnie i na Wileńszczyźnie. Do czerwca 1940 r., czyli do zajęcia Litwy przez Sowietów, odbyło się kilka takich spotkań, ale nie dały one żadnych konkretnych wyników.

Na przełomie lat 1939 i 1940 gen. Kazimierz Sosnkowski miał wyrazić pogląd, który dość precyzyjnie wyrażał nastroje Polaków w wobec Litwy: wybór między aneksją przez Polskę, unią z Polską, albo zwrotem „tego, co polskie”[13]. Żadna z tych opcji nie była do przyjęcia dla strony litewskiej. Odwołania do szacownej i chwalebnej tradycji Rzeczpospolitej Obojga Narodów również od dawna nie były przekonujące. Litwini przez dwie dekady niepodległości trenowali się w nieufności do polskiego sąsiada, a po wojnie dalej zachowywali „czujność”, gdy tymczasem pamięć dawnej Rzeczpospolitej kojarzyła się przede wszystkim z dominacją polskiej kultury i języka, z zagrożeniem polonizacją. Brakowało wzajemnego zaufania, a potencjalne porozumienie stawało się jeszcze trudniejsze z powodu kwestii Wilna. Żadna ze stron nie deklarowała gotowości rezygnacji z Wilna w przyszłości. Na początku wojny w oficjalnych rozmowach tematu Wilna programowo więc unikano.

Okupacja krajów bałtyckich przez Związek Sowiecki w czerwcu 1940 r. jeszcze raz zmieniła położenie w całym regionie. Po utracie niepodległości przez Litwę większość przedstawicieli władzy uciekła na Zachód, także prezydent Antanas Smetona porzucił kraj, starając się uniknąć represji stalinowskich. Tak znalazł się w styczniu 1941 r. w Lizbonie, skąd planował wyruszyć za Atlantyk. W Portugalii prezydent Smetona nawet kilkakrotnie spotkał się przedstawicielami rządu polskiego na uchodźstwie. Po jednej z dłuższych rozmów przedstawiciel rządu emigracyjnego Stanisław Tyszkiewicz zanotował w sprawozdaniu do Londynu wypowiedź Antanasa Smetony, w której miał on przyznać, że budowanie państwa litewskiego na wąskim gruncie nacjonalistycznym było błędem i że chciałby się odwołać do szerszych koncepcji. Litewski prezydent miał też nie kryć dużego uznania dla pozycji rządu polskiego na arenie międzynarodowej oraz swojej skłonności do zbliżenia z Polską[14]. Smetona miał także wyrazić rozczarowanie zarówno w stosunku do Niemiec, jak i ZSRS oraz przekonanie o osiągnięciu porozumienia litewsko-polskiego jeszcze przed zakończeniem wojny[15].

Zdaje się, że litewski prezydent, spoglądając na mapę podzielonej między Sowietów a nazistów Europy, przemyślał swoje wcześniejsze decyzje. Innymi słowy, doświadczenie terroru i dramatycznego upadku przyczyniły się do zbliżenia pokrzywdzonych. Tworzenie państw narodowych, które legło u podłoża sąsiedzkiego konfliktu, teraz wydawać się mogło niedopracowanym projektem, który doprowadził do likwidacji tak Polski, jak i Litwy. Ta rozmowa mogła więc oznaczać dla Litwinów perspektywę zupełnie innego ułożenia stosunków z zachodnim sąsiadem. Jakie szersze koncepcje litewski prezydent miał na myśli? Po dobrych siedmiu miesiącach od rozmowy w Lizbonie w polskiej prasie ukazała się rozmowa z Antanasem Smetoną[16]. Prezydent ciągle mówił o możliwości bliższych wzajemnych stosunków między obu krajami. Pozytywnie odnosił się do możliwości takiego sojuszu Polski i Litwy, który w przyszłości zapewniłby powstanie wspólnego, silnego państwa[17].

Tego rodzaju wypowiedzi spotkały się z niezrozumieniem i zaskoczyły wszystkie, a szczególnie katolickie środowiska litewskiej emigracji[18]. Emigracja litewska naznaczona była rozlicznymi wewnętrznymi sporami, a jednym z zarzutów stawianych Smetonie była jego nadmierna przychylność Polakom. Przedstawiciel polskiego rządu emigracyjnego Tomasz Arciszewski twierdzi, że dążenie Smetony do nawiązania bliższych stosunków jest w społeczności litewskiej przyjmowane z dezaprobatą[19]. Podobnie jak przed wojną, także w jej trakcie czynnik polski odgrywał bardzo ważną rolę w kształtowaniu wizerunku poszczególnych postaci litewskiego życia politycznego. Postawa propolska zasadniczo wpływała na ten wizerunek negatywnie.

W swoich projekcjach stosunków z Litwą polski rząd emigracyjny zwracał uwagę na dwa aspekty: przychylną postawę Smetony i sowiecką agresję przeciwko Litwie. Polacy zakładali, że po wydarzeniach z lata 1940 r. Litwini doskonale rozumieli niemożność osiągną porozumienia z Sowietami, na gruncie którego oba państwa byłyby sojusznikami, zaś jedyną ścieżkę przetrwania dla Litwy stanowiłby sojusz z Polską. Konkretne plany, dotyczące tego, jak miałby on wyglądać, zmieniały się wraz ze zmianą okoliczności, te zaś kształtowała dynamika działań wojennych[20].

Na początku 1942 r. litewsko-polskie rozmowy uległy ożywieniu, spowodowanemu coraz liczniejszymi informacjami o negocjacjach brytyjsko-sowieckich, jak i niepokojem, czy Zachód uzna inkorporację Litwy do ZSRS. Sowieci domagali się uznania swoich granic bezpośrednio sprzed wojny z Niemcami. Polacy rozumieli, co to uznanie oznaczałoby dla Litwy i wspierali Litwinów: rozmowy prowadzono w Londynie, Waszyngtonie, Bernie i Watykanie[21]. Nie ułatwiał ich brak jednego ośrodka politycznego, który reprezentowałby państwo litewskie na emigracji, trudna pozostawała kwestia Wilna, proces obciążały informacje docierające z kraju o przypadkach uczestnictwa Litwinów w prześladowaniu Polaków. Po tragicznej śmierci w lipcu 1943 r. premiera rządu emigracyjnego gen. Sikorskiego – zwolennika normalizacji stosunków z Litwinami – polską politykę zagraniczną zaczęły coraz bardziej kształtować wydarzenia bieżące, a przede wszystkim – stosunki polsko-sowieckie. W tych warunkach sprawy litewskie odłożono na bok.

Po wojnie losy obu krajów tylko w pewnym stopniu ułożyły się podobnie. Litwa stała się częścią Związku Sowieckiego. Przedstawiciele Republiki Litewskiej na Zachodzie mogli zupełnie wypaść z gry politycznej, gdyby mocarstwa uznały oficjalnie jej inkorporację. Tak się jednak nie stało i Litwa aż do 1990 r. miała poparcie na Zachodzie. Polska nominalnie zachowała suwerenność, ale pozostawała pod sowiecką kontrolą. Wpływ polskich dyplomatów emigracyjnych na wydarzenia w Europie był bardzo ograniczony. Rząd londyński utracił partnerów, a sojusznicy nie byli skłonni do rozmów z nim. Polski rząd emigracyjny znalazł się w izolacji.

Tymczasem w miarę jak front przesuwał się w kierunku Niemiec Polacy, a nawet część emigracji litewskiej, żywili przekonanie, że ich kraje będą miały w grze o polityczną przyszłość Europy jakieś karty do rozegrania. Jeszcze w 1941 r. prezydent Antanas Smetona z uznaniem wypowiadał się o znaczeniu polskiego rządu londyńskiego i jego statusie w gronie sprzymierzonych, czym Litwa nie mogła się poszczycić przez cały okres wojny. Jednak sytuacja rozwinęła się zupełnie inaczej. W lutym 1945 r. w Jałcie los Polski został przypieczętowany, i to bez oglądania się na żądania polskich elit politycznych na emigracji. Później środowiska te uznają jałtański dyktat za kolejny rozbiór polski. Na konferencji w Jałcie mocarstwa wyrysowały też granicę polsko-sowiecką oraz uzgodniły, że w Warszawie ma zostać powołany rząd przychylny Moskwie. Do Polski wyjechał Stanisław Mikołajczyk – dotychczas premier rządu na uchodźstwie. Już 5 lipca 1945 r. w rezydencji rządu polskiego w Londynie zjawili się: brytyjski ambasador Owen O’Malley i amerykański chargé d’affair – Rudolph Schoenfeld, by oświadczyć, że ich rządy uznają władze polskie w kraju. Jeszcze tego samego wieczora polski minister spraw zagranicznych Adam Tarnowski otrzymał oficjalną notę, w której Biały Dom deklarował uznanie dla rządu w Warszawie[22]. W końcu PRL przyjęto do też Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Po wojnie Europa była zniszczona i pogrążona w chaosie. Jej wschodnia część została opanowana przez żołnierzy Stalina. Na Zachodzie elementem panującego ogólnego chaosu były masy uciekinierów z Europy Wschodniej, skupione w obozach dla uchodźców. Niemcy próbowały podnieść się z gruzów. Mieszkańcy Europy Środkowej i Wschodniej, po spotkaniu przedstawicieli sprzymierzonych mocarstw, zostali zaskoczeni ich decyzjami. Wielu dopatrywało się zdrady w pozostawieniu w sowieckiej sferze wpływów terytoriów ich krajów, albo – jak w przypadku Litwy – w bezpośrednim ich włączeniu do Sowietów. Jedynej nadziei szukano w potencjalnym nowym konflikcie między Zachodem a Związkiem Sowieckim. Innymi słowy: i polska, i litewska emigracja czekały na wybuch kolejnej wojny. W takim czasie i atmosferze powstała, redagowana przez Jerzego Giedroycia, paryska „Kultura” – miesięcznik, który skupił nie tylko refleksje dotyczące okresu bieżącego, ale też stał się swoistą wyrocznią, przepowiadającą przyszłość regionu.

W czasie wojny Polska straciła ponad 20 proc. swojej populacji (w tym – miliony zamordowanych Żydów), a po wojnie 47 proc. swojego przedwojennego terytorium utraciła na rzecz Związku Sowieckiego. Litwa, choć nominalnie odzyskała wymarzone Wilno i częściowo inne terytoria, obiecane jej jeszcze w Rydze w 1920 r., jednak została pozbawiona realnej podmiotowości jako uczestnik polityki międzynarodowej. Powstała sytuacja nie była uznawana za możliwą do przyjęcia ani dla litewskiej, ani dla polskiej emigracji. Przy okazjach różnych spotkań i rozmów dyplomaci obu krajów dzielili się opiniami i spostrzeżeniami, zawsze dochodząc do wspólnego wniosku, że obustronna współpraca jest warunkiem koniecznym lepszej przyszłości. Ponownie zaczęto dyskutować o idei federacji środkowoeuropejskiej. Dojście do jakiegokolwiek porozumienia było utrudnione, bo litewska emigracja była bardzo niejednolita i podzielona. Znacznie liczniejsze środowiska polskie także zostały przez ten problem dotknięte, a niejednokrotnie był on też wyzwaniem dla partnerów. Litwini radzili sobie z nim, dzieląc Polaków na Zachodzie dość topornie: na „niezłomny” Londyn i „Kulturę” – bardziej wyrafinowaną, otwartą na kontakty z krajem[23]. Wojna i sytuacja powojenna w Europie wyraźnie unaoczniły wady polskiej strategii politycznej wobec wschodnich sąsiadów. Rozproszonych po świecie polskich działaczy niepokoiła kwestia powojennych polskich granic, zaś większość środowisk polskich nie wątpiła w konieczność przywrócenia granic przedwojennych. Taką pozycję zajmował też polski rząd emigracyjny. Środowiska litewskie równie dobrze rozumiały potrzebę porozumienia z sąsiadami, nigdy jednak głośno nie padł nawet projekt rezygnacji z Wilna na rzecz Polski. Polacy z kolei oswajali się z myślą o utracie wschodnich, przedwojennych terytoriów.

Kiedy stało się jasne, że Polska także znalazła się w sowieckiej strefie wpływów, a granica państwa mocno przesunęła się na zachód, od nowa też dokonano rozpoznania przyjaciół i wrogów. Niemcy wydawały się groźnym sąsiadem Polski o tyle, o ile w zmieniającej się sytuacji geopolitycznej dążyłyby do odzyskania utraconych na rzecz Polski terenów za linią Odry i Nysy Łużyckiej[24]. Jednak to negatywny stosunek do komunizmu był elementem mocno jednoczącym zarówno polskie, jak i litewskie środowiska emigracyjne, i to bez względu na ich orientację ideologiczną czy polityczną, stosunek do Kościoła czy do poszczególnych narodów. Dla Polaków i Litwinów na emigracji to Sowieci od początku byli i pozostali do 1990 r. wrogami numer jeden.

Tymczasem Jerzy Giedroyć i jego współpracownicy wyobrażali sobie, że musi nastąpić ten dzień, gdy Związek Sowiecki po prostu upadnie. Wynikiem tego upadku będzie również powstanie skomplikowanej sytuacji w tej części Europy, gdzie panował sowiecki dyktat, i o niej należało – zdaniem środowiska „Kultury” – pomyśleć zawczasu. Projektowano, że jeżeli kraje bloku sowieckiego odzyskają pewnego dnia pełną niezależność, to będą skłonne do rewizji granic jałtańskich i w tym kontekście naczelny „Kultury” postulował, by zastanowić się, jakie będzie w tych warunkach położenie Polski. Novum w myśleniu Giedroycia było to, że zajęte przez sowietów kosztem Polski terytoria uznawał za sporne, zaś w odpowiednim momencie przyszłości mogły one wejść w skład niepodległej Białorusi, Litwy czy Ukrainy – równorzędnych Polsce partnerów. Uważał więc, że misją „Kultury” jest przełamanie narosłych przez wieki uprzedzeń między tymi narodami, krytyczne spojrzenie w przeszłość i wyciągnięcie lekcji z dawnych błędów, a także zapoznanie emigracji polskiej z aspiracjami i dążeniami „sąsiadów”. W ocenie środowiska „Kultury” uznanie zmian terytorialnych, przyjęcie do wiadomości utraty Wilna i Lwowa, było warunkiem koniecznym, by przyszła Polska zdolna była do nawiązania normalnych stosunków z niepodległymi państwami sąsiedzkimi. W innym przypadku powstawało realne ryzyko powtórzenia sytuacji z końca pierwszej wojny światowej, kiedy sporne terytoria na długo utrudniły sąsiedzką współpracę, dezintegrowały region, który w końcu padł łupem kolejnego rozbioru.

W swojej autobiografii Giedroyć wspominał:

 

Jednym z najważniejszych numerów „Kultury” był właśnie ten, w którym ogłosiliśmy list księdza Majewskiego (…) Później „Kultura” zajęła zdecydowane stanowisko w tej sprawie, że Lwów ma być ukraiński, a Wilno – litewskie[25].

 

Ks. Jan Majewski przedstawił w 1952 r. własną wizję, zbliżoną do Giedroyciowskiej:

 

Wilno na północy, a Lwów na południu – te „szczeropolskie” miasta sprawiły nam najwięcej kłopotów i narobiły wrogów. Tak jak my, Polacy, mamy prawo do Wrocławia, Szczecina i Gdańska, tak Litwini słusznie domagają się Wilna, a Ukraińcy – Lwowa. (…) Litwini nigdy nie zapomną o Wilnie i dopóty nie będzie zgody między nami, dopóki nie oddamy im tego Wilna. Z drugiej strony Ukraińcy nigdy nie podarują nam Lwowa. Po zakończeniu ostatniej wojny Kresy Wschodnie zostały „oczyszczone” z Polaków. Gdy dojdzie do trzeciej wojny światowej i ewentualnej klęski Rosji Sowieckiej, nasze apetyty na Wilno czy Lwów powinny już zupełnie wygasnąć. (…) Tedy na pewno sąsiedzi nasi ze wschodu i północy obdarzą nas zaufaniem[26].

 

Reakcja na ten list pokazała, że emigracja polska nie jest jednomyślna w tej kwestii. Redakcja postanowiła zaprezentować własną opinię. Giedroyć zwrócił się do Juliusza Mieroszewskiego, prosząc go nie tylko o skomentowanie listu napisanego przez ks. Majewskiego, ale także o jak najszybsze przygotowanie odpowiedzi tym wszystkim, których oburzały tego typu poglądy. Przede wszystkim redaktor naczelny przypomniał jednak zasadę wolności słowa[27], która dla miesięcznika oznaczała otwartość na różne opinie, oceny i poglądy. Redakcja nie zamierzała tej zasady zmieniać. W tym samym liście Giedroyć zachęcał swojego kolegę redakcyjnego do skorzystanie z powstałej dyskusji i sformułowania precyzyjnie stanowisko redakcji „Kultury” w kwestii Wilna i Lwowa.

Mieroszewski nie zwlekając wziął się do realizacji „zamówienia” i już w styczniu następnego roku w „Kulturze” ukazała się ocena jej twórców, dotycząca sytuacji w Europie. Przekonywali oni, że Polska może być w pełni niepodległa tylko w takiej Europie, w której kraje związane będą silnymi więziami federacyjnymi. W takiej federacji koniecznie musi uczestniczyć Ukraina i Białoruś, wraz z krajami, które były niepodległe przez wojną. Niezależność tych krajów, okupowanych przez Związek Sowiecki, jest kluczowa dla polskich interesów. Ułożenie z nimi sąsiedzkich stosunków będzie możliwe, o ile uda się zdystansować od przeszłości – argumentowano w „Kulturze”[28]. Tomas Venclova wspomina, że taki pogląd

 

był odosobniony na tle większości emigracji polskiej, bo proponował wyjątkowo nowatorską linię. W gruncie rzeczy ona właśnie zwyciężyła. Obecne stosunki polsko-litewskie na tej koncepcji są oparte. [Giedroyć] zdołał przeformować myślenie polskiej klasy politycznej.[29]

 

Jaka była reakcja litewskich kręgów emigracyjnych na takie wypowiedzi w polskiej prasie? Mimo że nastroje całego litewskiego uchodźstwa na Zachodzie były skierowane przeciwko sowietom, a jej przedstawiciele regularnie spotykali się z reprezentantami środowisk polskich, stereotyp Polaka podstępnego wroga, utrwalony w okresie międzywojennym, był wciąż żywotny. Wystarczy przejrzeć strony wydawanego przez „Eltę” – litewską agencję informacyjną w Niemczech – litewskiego biuletynu, np. z 1951 r., by się przekonać, że wszystkie polskie wypowiedzi na temat Litwy były starannie śledzone i odnotowywane. Można tam przeczytać, że dla Polaków „wyraźnie droższa jest dawna przedwojenna Polska, od Dźwiny po Lwów. Takie stanowisko, jak się zdaje, zajmuje także polski rząd emigracyjny w Londynie”[30]. W kolejnym numerze tego pisma znajdziemy tekst zatytułowany „Plan <Wielkiej Polski>”. Można w nim przeczytać: „w latach 1918 i 1939 Polska – zdaniem emigracji – upadła, bo była za mała i za słaba, dlatego także teraz dąży ona [emigracja] do powiększenia kraju, by w przyszłości stać się przeciwwagą dla wpływu Sowietów i Niemiec”[31]. Tego typu notatki w prasie litewskiej utrudniały jakiekolwiek ocieplenie w relacjach polsko-litewskich. Emigranci litewscy, deklarujący gorący patriotyzm, od razu zaczęli się łączyć w organizacje w rodzaju Związku Litwinów Wileńszczyzny (lit. Vilniaus krašto lietuvių sąjunga), którego celem było:

 

czuwać na straży Kraju Wileńskiego, starać się podważyć pretensje ze strony organizacji polskich i białoruskich, a także ze strony pojedynczych osób do Wileńszczyzny, śledzić ich działalność i za pomocą prasy i innych środków włączyć się do walki o restytucję suwerenności Litwy.[32]

 

Takie i podobne deklaracje i idee, częste w litewskich środowiskach emigracyjnych, nie pozwalały przedwojennym animozjom odejść w zapomnienie. Proponowana przez Jerzego Giedroycia, wtedy zupełnie nowa wizja przyszłości wzajemnych stosunków, musiała być w kręgach litewskich przyjęta życzliwie. Nawet jeżeli Litwini na emigracji nie utrzymywali wielu bezpośrednich kontaktów z redakcją „Kultury” i nawet jeżeli dzisiaj nie możemy jeszcze precyzyjnie określić, jak szeroko miesięcznik był przez Litwinów na Zachodzie czytany, to jednak z pewnością można powiedzieć, że to właśnie to czasopismo wykonało największą część pracy, która doprowadziła do współdziałania obu już niepodległych państw, z jakim mamy do czynienia dzisiaj.

„Kultura” była nie tylko źródłem informacji o sytuacji narodów – sąsiadów Polski, ich przedstawiciele mogli także tam publikować. Szczególnie redaktor naczelny był krytyczny w stosunku do własnych rodaków, przypominał o ich „długu” wobec wschodnich sąsiadów i pogardliwym traktowaniu mniejszości narodowych przez polską większość przed wojną[33]. Na stronach „Kultury” nieustannie pojawiały się teksty pisarzy, poetów i publicystów, pochodzących z ziem wschodnich. Giedroyć upatrywał tu jedynego sposobu jednoczenia sił politycznych, a jednocześnie – pozyskania dla Polski statusu pośrednika między Wschodem a Zachodem. Grażyna Pomian uważa, że dzięki tej możliwości publikowania w „Kulturze” sami Polacy mogli zapoznać się z różnymi poglądami i opiniami, zbudowanymi niejednokrotnie na stereotypach, tylko innych od tych, jakie sami podzielali. Przekonania te były dla wielu polskich czytelników zaskakujące i trudne do zrozumienia. Najbardziej emocjonalne dyskusje rozgorzały między Polakami a Ukraińcami, ale relacje polsko-ukraińskie nabrały z czasem innego kształtu właśnie dzięki takim współpracownikom „Kultury”, jak Józef Łobodowski, Borys Lewicki czy Bohdan Osadczuk[34].

„Kultura” dostarczała także wiadomości z zajętych przez sowietów krajów, przede wszystkim oczywiście z komunistycznej już Polski, w warunkach stalinizmu. Niemal regularnie ukazywały się rubryki (nazywane kronikami), poświęcone poszczególnym krajom regionu i zawierające najważniejsze doniesienia z nich w zwięzłej formie. Od 1974 r. takie wiadomości docierały z Litwy. W „Kulturze” można było przeczytać o działalności opozycji demokratycznej na Litwie, o represjach, które władza stosowała wobec jej działaczy, o konkretnych przypadkach łamania praw człowieka, sytuacji Kościoła, ograniczeniach życia intelektualnego, a także o codzienności politycznej i społecznej w kraju. Informacje te od samego początku były przygotowywane przez Edmunda Jakubowskiego, który podpisywał się pseudonimem Edmund Żagiell.

Taka specyfika środowiska „Kultury” doprowadziła Giedroycia do współpracy z Czesławem Miłoszem, po emigracji tego drugiego na Zachód. To Giedroyć zadbał o wydanie w 1950 r. jego Zniewolonego umysłu – dzieła, które powstało w Paryżu, także pod wpływem rozmów autora z redaktorem. Początkowo ukazało się ono w „Kulturze” i we francuskojęzycznym czasopiśmie „Preuves”, by w 1953 r. doczekać się wydania w postaci odrębnej książki[35]. W tym samym roku Zniewolony umysł został też opublikowany po francusku, ze wstępem Karla Jaspersa, a następnie wydano jego przekłady na angielski, niemiecki, hiszpański, włoski i szwedzki. Zniewolony umysł powstał jako cykl esejów, które jeden po drugim pokazywały, jak komunistyczne reżimy podporządkowywały sobie myślenie inteligencji krajów obozu. Z czasem dzieło to skłoniło wielu intelektualistów na Zachodzie do rewizji swojego stosunku do totalitarnego fenomenu i stało się źródłem wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się za żelazną kurtyną. Literaturoznawca litewski profesor Bronius Vaškelis wspominał okres, gdy sam mieszkał na Zachodzie i z tamtej perspektywy tak oceniał znaczenie tej książki Miłosza:

 

książka ta zmieniła jego stosunek do życia kulturalnego i literackiego za żelazną kurtyną. Wcześniej nie rozumiał litewskich pisarzy, którzy włączyli się do powszechnego procesu sowietyzacji. Argumenty Miłosza przekonały go, że pisarz, który znajdzie się w takim systemie, gdzie na wszelkie sposoby szczepi się kult „nowego człowieka” i próbuje się zawładnąć umysłami, nie jest zdrajcą, tylko ofiarą.[36]

 

Cała działalność Giedroycia była oparta na „lekcji historii” i stanowiła dążenie do wypracowania na emigracji tego, czego w okresie międzywojennym nie dało się osiągnąć w stosunkach Polski z sąsiadami. Giedroyć widział jasno, że konflikty terytorialne, nawet punktowe, niszczą bezpieczeństwo w całym regionie, zatem starał się tak kształtować myślenie swoich rodaków, by w przyszłości tych konfliktów udało się uniknąć. Doświadczenia po roku 1990 pokazują, że na tym polu Giedroyć odniósł sukces.

Litwini nie stanęli przed wyzwaniem pogodzenia się ze stratami terytorialnymi, dlatego „lekcja Giedroycia” miała dla nich inne znaczenie. Zadawnione konflikty, choć nie zanikły, przestały jednak być eskalowane i straciły decydujące znaczenie. Te właśnie zmiany w spojrzeniu i myśleniu o sąsiadach ukształtowały rozwój wzajemnych stosunków w ciągu ostatnich blisko 30 lat. Napięcia i wahnięcia tych relacji spowodowane są kwestią mniejszości narodowych w obu krajach, ale nie stanowią one już ryzyka dla bezpieczeństwa całego regionu. Zapewnia je obecnie ścisła współpraca obu krajów w dziedzinie obrony. Takiej nie mieliśmy od czasów Rzeczpospolitej Obojga Narodów…

 

Z jęz. litewskiego przełożyła

Katarzyna Korzeniewska

 

Tekst powstał w ramach projektu Ośrodka Myśli Politycznej Emigracja polityczna. Przypadek polski. Dofinansowano ze środków MHP w ramach Programu „Patriotyzm Jutra”. Tekst dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Autorów i Ośrodka Myśli Politycznej.

[1]     Szerzej patrz: K. Buchowski, Polacy w niepodległym państwie litewskim 1918-1940, Białystok 1999; tenże, Panowie i żmogusy. Stosunki polsko-litewskie w międzywojennych karykaturach, Białystok 2004; tenże, Szkice polsko-litewskie czyli o niełatwym sąsiedztwie w pierwszej połowie XX wieku, Białystok 2005; tenże, Litwomani i polonizatorzy. Mity, wzajemne postrzeganie i stereotypy w stosunkach polsko-litewskich w pierwszej połowie XX wieku, Białystok 2006.

[2]     B. Makauskas Litwini w Polsce 1920-1939, Warszawa 1986; tenże, Vilnijos lietuviai 1920-1939 metais, Vilnius 1991.

[3]     A. Kasparavičius, Don Kichotas prieš Prometėją. Tarpukario lietuvių–lenkų iracionalioji diplomatija, „Darbai ir Dienos” 2002, nr 30, s. 52.

[4]     A. Eidintas, V. Žalys, Lithuania in European Politics, Vilnius 1998, s. 60.

[5]     Tamże, s. 90-120.

[6]     R. Žepkaitė, Vilniaus istorijos atkarpa 1939-1940, Vilnius 1990.

[7]     J. Urbšys, Atsiminimai, Chicago 1988, s. 68.

[8]     L. Mitkiewicz, Wspomnienia kowieńskie 1938-1939, Warszawa 1990, s. 340.

[9]     Tamże, s. 346.

[10]    K. Tarka, Konfrontacja czy współpraca? Litwa w polityce Rządu Polskiego na uchodźstwie 1939-1945, Opole 1998, s. 20; L. Mitkiewicz, dz. cyt., s. 343.

[11]    D. Segeš, „Litwa w polityce rządu PR gen. Władysława E. Sikorskiego (1939-1943)”, praca magisterska obroniona na Uniwersytecie Warszawskim w 2006 r., s. 21.

[12]    Tamże.

[13]    Tamże, s. 41.

[14]    Notatka Tyszkiewicza z rozmowy ze Smetoną, 20 stycznia 1941 r., „Darbai ir Dienos” 2009, nr 52, s. 248.

[15]    K. Tarka, dz. cyt., s. 72.

[16]   List Arciszewskiego do ambasady RP w Buenos Aires, 11 listopada 1941 r., AAN, Archiwum Instytutu Hoovera, MSZ, teczka 199, s. 493.

[17]    Przekład polski artykułu w litewskim czasopiśmie „Draugas”, 6 listopada 1941 r., AAN, Archiwum Instytutu Hoovera, MSZ, teczka 199, s. 494-496.

[18]    Tamże.

[19]   List Arciszewskiego do ambasady RO w Waszyngtonie, 7 listopada 1941 r., AAN, Archiwum Instytutu Hoovera, MSZ, teczka 199, s. 524.

[20]    Projekt memorandum w sprawie Litwy, 1941, AAN, Archiwum Instytutu Hoovera, S. Mikolajczyk Papers, teczka. 37, s. 595; Tajny raport S. Hempla o rozmowie z Klimasem, Groswaldem i Lepikiem, 7 października 1941 r., AAN, Archiwum Instytutu Hoovera, MSZ, teczka. 4, s. 696; Taktyka w sprawie litewskiej, 17 grudnia 1941 r., AAN, Archiwum Instytutu Hoovera, MSZ, teczka 4, s. 911.

[21]    K. Tarka, dz. cyt., s. 93-123.

[22] A. Friszke, Życie polityczne emigracji, Warszawa 1999, s. 23-28; P. Machcewicz, Emigracja w polityce międzynarodowej, Warszawa 1999, s. 7-20.

[23]    I. Hofman, Ukraina, Litwa, Białoruś w publicystyce Paryskiej „Kultury”, Poznań 2003, s. 17.

[24]    S. Mackiewicz, Stanisław Mikołajczyk, „Lwów i Wilno”, nr 2, 17 listopada 1946, [w:] S. Mackiewicz (Cat), Chciałbym przekrzyczeć kurtynę żelazną. „Lwów i Wilno” 1946-1950, Kraków 2016, s. 18-19.

[25]    J. Giedroyć, Autobiografia na cztery ręce, Warszawa 1995, s. 153.

[26]    Tamże, s. 280-281.

[27]    List 76. Jerzy Giedroyć – JuliuszMieroszewski. Listy1949–1956. Część pierwsza, Warszawa 1999, s. 242.

[28]    Nieporozumienie czy tani patriotyzm? Nota redakcji, „Kultura” 1953, nr 1 (63).

[29]    Wywiad z Tomasem Venclową, 6 grudnia 2008 r., New Haven, w archiwum autorki.

[30]    R. Aktualėja, Vokietijos-Lenkijos sienų klausimas, „Elta” 1951, nr 6 (93).

[31]    „Didžiosios Lenkijos” planas, „Elta” 1951, nr 17 (104).

[32]    [Bez tytułu] „Elta” 1951, nr 10 (97).

[33]    I. Hofman, dz. cyt., s. 36.

[34]    Wizja Polski na łamach „Kultury” 1947–1976, wstęp i red. G. Pomian, Lublin 1999, s. 172.

[35]    Jerzy Giedroyć – Czesław Miłosz. Listy 1952-1963, Warszawa 2008.

[36]    Relacja z rozmowy z Vaškelisem, [w:] L. Gudaitis, Nuo Kauno iki Šetenių, „Darbai ir dienos” 1998, nr 7 (16), s. 3.